Artykuły

Niezależność to jest to

ANNA ILCZUK na początku dowiedziała się, że ma fatalny głos i nigdy nie będzie aktorką. Później czuła się bardzo niezdolna. A dziś słyszy, że jest największym odkryciem ostatnich lat.

Witamy najoryginalniejszy głos Wrocławia.

- Najoryginalniejszy? Zawsze mi się wydawało, że mam zwyczajny głos. Kompleksy zaczęły się w momencie, gdy podjęłam decyzję o zdawaniu do szkoły teatralnej. Przed egzaminami jedna pani zaleciła mi nawet operację plastyczną. Powiedziała, że mam fatalną dykcję, dziwnie mówię i na pewno nie zostanę aktorką. Załamana poszłam do foniatry, specjalisty od głosu. Zbadał mnie i powiedział, że wszystko jest dobrze.

Ktoś jeszcze próbował ci coś wmówić?

- Zawsze uwielbiałam śpiewać, mam poczucie rytmu i dobry słuch. Ale w szkole zaszczepili mi kompleks i od tej pory, jak mam wykonać jakąś piosenkę, to przechodzę pańskie męki. W ogóle w trakcie studiów czułam się strasznie niezdolna. Nie wiem, czy to siedziało w mojej głowie, czy może profesorowie kazali mi tak o sobie myśleć. Najgorszy był drugi rok. Wszyscy dostawali piątki i szóstki, a ja miałam tróje. Bardzo to przeżywałam.

Kiedy w siebie uwierzyłaś?

- To się stało niezależne od szkoły. Zaczęłam wierzyć w siebie pod wpływem Ad Spectatores. Bo tak naprawdę pewność dają widzowie, a nie profesorowie i ich oceny.

No właśnie: Ad Spectatores... Podobno na początku chcieli cię stamtąd wyrzucić?

- Mieli taki plan, o czym dowiedziałam się później. Mówili, że jestem wredna, że na nich krzyczę i nalegam, żeby wcześniej zaczynać próby.

I właśnie to krzyczenie tak się spodobało założycielowi teatru, Maćkowi Masztalskiemu, że aż zostaliście parą?

- Nie, absolutnie mu się nie podobało. Ale nie miał wyjścia. Stwierdził, że skoro ta dziewczyna sprawdza się w tak trudnych warunkach, to musi zostać. A było ciężko. Mieliśmy próby na wiosnę w Wieży Ciśnień, temperatura była o 7 sl niższa niż na zewnątrz, próbowaliśmy nawet do 3 w nocy. Maciek stwierdził, że szybko nie znajdzie drugiej takiej aktorki.

I przy okazji zaczął cię odprowadzać wieczorami do domu...

- Cha, cha, widzę, że ta historia jest już znana. Ale nie namówicie mnie do rozmowy o prywatnym życiu.

No właśnie. Nie mówisz w ogóle o sobie i na największych plotkarskich portalach nie ma po tobie śladu.

- Może nie jestem dla nich interesująca? A może się po prostu o to nie staram? Żyję we Wrocławiu: paparazzich tu nie ma, nie ma też imprez, na które przychodzą gwiazdy. A do Warszawy na te wszystkie idiotyczne pokazy po prostu nie jeżdżę. Chociaż... ostatnio byłam na jednym.

Wystylizowałaś się?

- Nie. Ubrałam się ciepło, bo impreza była na dworze. Przez trzy godziny pstrykały flesze. Zasada była taka: Osoby mniej znane ustawiały się obok tych bardziej znanych. Ja spotkałam Krzysztofa Dracza. Bardzo dobrze się bawiliśmy, nikt nam zdjęć nie robił i nikt nie podchodził. Mnie takie imprezy w niczym nie pomagają. Nie wiem, kto z kim sypia, nie zaglądam ludziom do łóżek.

To co interesuje Anię Ilczuk?

- Praca, praca, praca.

A jak wyjątkowo nie pracujesz?

- To śpię. Albo oglądam filmy.

Ale tych momentów jest bardzo mało: to był chyba bardzo ciężki rok dla ciebie?

- Może dziwnie to zabrzmi, ale ostatnie miesiące wydają mi się kryzysowe. Moja przyjaciółka Iza Czyż powiedziała, że to wszystko przez chiński rok. Nie wiem. Czuję coś złego w powietrzu, rozpadają się związki moich przyjaciół, dużo bliskich osób zachorowało w tym roku, jedna umarła. Pocieszam się, że skoro to przez chiński rok, to w lutym zła passa się skończy. Zawodowo też było ciężko, w mojej głowie pojawiło się wiele pytań o to, w którym momencie się akurat znajduję i co powinnam dalej robić.

Dlaczego wszystko tak przeżywasz?

- Przeżywam świat, bo mnie otacza.

Ale nie masz przecież prawa wiedzieć, co się na nim dzieje, bo nie masz w mieszkaniu telewizora!

- Już mam, od niedawna. I jak jest włączony, to dostaję pasji. Telewizja jest głupia. OK, jest tam dużo pożytecznych informacji, ale trzeba je wyławiać z morza absolutnej głupoty. Ale rozumiem ludzi, którzy oglądają - pewnie są na tyle zmęczeni, że muszą się odmóżdżyć w ten sposób.

Maciek też nie włącza odbiornika?

- On ogląda wybiórczo to, na co akurat trafi. Najczęściej są to wiadomości.

A na twój serial trafia czasami?

- Raczej nie, bo on jest o takiej porze, że rzadko kiedy jest wtedy w domu.

A ty, kiedy ostatnio widziałaś siebie jako Emilkę z "Pierwszej Miłości"? Całego odcinka nie obejrzałam nigdy. Czasami widzę fragmenty w Teatrze Polskim. Przy wejściu na scenę jest telewizor i zdarza mi się obejrzeć 3-4 minuty, ale oczywiście bez dźwięku.

Grasz w bardzo popularnym serialu, Grażyna Krukówna stwierdziła kiedyś, że jesteś największym odkryciem ostatnich lat, w superlatywach mówiła też o tobie Kinga Preis. Jesteś pracowita i masz talent. Gdzie w takim razie rola dla ciebie w wielkim, kinowym hicie?

- To ciekawe, co mówiła Grażyna, bo na trzecim roku postawiła mi troję plus! Nie wiem. Po prostu nikt mi jeszcze wielkiej roli nie zaproponował. Zagrałam w dwóch niemieckich filmach i jednym dyplomie katowickiej szkoły. Tyle. Nikt po prostu nie dzwoni, nie będę mówić, że odrzucam scenariusze do kosza. Może to kwestia braku agenta - nie jestem nawet zapraszana na castingi. A może to dlatego, że siedzę we Wrocławiu i niespecjalnie pokazuję się w Warszawie. Nie zabiegam o role, a w to środowisko trzeba się trochę powkręcać. Gram bardzo dużo w teatrach, na miejscu kręcę serial. Gdybym nie miała tu pracy, to pewnie bym wyjechała. Ale nie czuję, że w Warszawie spotkałoby mnie więcej niż we Wrocławiu, mieście, które kocham i w którym są moi przyjaciele.

Zdaje się, że już od liceum wiedziałaś, kim zostaniesz. Miałaś bardzo zdolne przyjaciółki.

- Z Agatą Kucińską, Izą Czyż, Martą Ojrzyńską i Anetą Wróbel, która pisze sztuki, miałyśmy grupę teatralną Porażka. Wygrywałyśmy pod rząd wszystkie Przekręty, czyli przeglądy teatralne. O Anecie ukazał się nawet wywiad w "Wysokich Obcasach". Dwa lata później, będąc na pierwszej próbie czytanej do "Rzeczy o życiu" w domu Maćka Masztalskiego, poszłam do toalety. Tam ta gazeta leżała. Wzięłam ją i mówię: "Maciek, a skąd to masz?". A on: "O właśnie, to jakieś beznadziejne dziewczyny, które robią nam konkurencję we Wrocławiu". Okazało się, że wszystkie te beznadziejne dziewczyny grały u niego później w teatrze.

Jest jakaś rzecz, którą chciałabyś mieć?

- Mam małe potrzeby i luźny stosunek do pieniędzy. Potrafię sobie radzić bez nich, więc niespecjalnie zabiegam o kasę. Nie muszę, choć mogę, kupować sobie buty od Prady.

A jak mieszkacie?

- Oj, w fatalnych warunkach. Kupiłam własne M, ale drugi rok nie mam czasu tam zrobić remontu. Teraz mieszkamy na Psim Polu, na 29 metrach kwadratowych. To się robi nie do zniesienia, bo mamy bardzo dużo książek i niedługo trzeba będzie drążyć w nich korytarze. A już w ogóle ciekawie było jak przygarnęłam psiaka Ritę, która miała... siedem szczeniąt w brzuchu. Żyliśmy w ósemkę przez jakiś czas.

Na początku wspomniałaś, że to był ciężki, pełen dylematów rok. Podjęłaś jakieś strategiczne decyzje?

- Tak. Celuję w to, żeby być artystą. A artysta to taki człowiek, który ma wszystko w dupie, bo jest świadomy swoich decyzji i potrafi być sam dla siebie niezależny.

Kim jest Ania?

Ma 27 lat i gra w Teatrze Polskim i Ad Spectatores.

Zebrała świetne recenzje m.in. za role w "Zaśnij teraz w ogniu" Przemysława Wojcieszka, "Hamlecie" Moniki Pęcikiewicz i "Sprawie Dantona" Jana Klaty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji