Artykuły

Jerzy Goliński nie żyje

- Jerzy był największym pedagogiem w dziejach polskiego teatru. Wykształcił co najmniej dwa pokolenia ludzi, którzy byliby znacznie głupsi, gdyby nie zetknięcie z nim. To nie był człowiek, którego interesował teatr, a tożsamość sceny i tego, co poza sceną - o zmarłym wczoraj JERZYM GOLIŃSKIM pisze Tadeusz Nyczek.

Wczoraj w wieku 80 lat zmarł Jerzy Goliński. Był aktorem, reżyserem, dyrektorem teatrów, pedagogiem.

Tadeusz Nyczek o Jerzym Golińskim: O teatrze wiedział wszystko

Z wykształcenia był aktorem i to kiepskim - nie mógł dobrze zagrać każdej postaci, zwłaszcza tej, która go nie interesowała czy nie obchodziła. Po prostu nie był w stanie grać kogokolwiek. Zdawał sobie sprawę ze swych niedostatków. Świetnie grał za to role, z którymi mógł się utożsamić - i tu był nie do pokonania. W jedynym spektaklu, który wyreżyserowałem, Goliński grał główną rolę, to był "Wysocki" Władysława Zawistowskiego - wraz z Janem Peszkiem zdobyli za swe kreacje szereg nagród na krajowych festiwalach. Jerzy był też reżyserem, ale nie zyskał sławy jak Konrad Swinarski czy Krystian Lupa, choć wyreżyserował kilka wybitnych spektakli w latach 60., w gdańskim teatrze Wybrzeże. To była jego jedna strona, że tak powiem, publiczna.

Jerzy był największym pedagogiem w dziejach polskiego teatru. O teatrze wiedział wszystko - o jego tajemnicach, drobnych mechanizmach, w sposób genialny potrafił tę wiedzę przekazać - wybitni artyści teatru wiele mu zawdzięczają. Goliński był bardzo konkretny i sugestywny, na zajęciach mówił nie tylko o teatrze, ale i o świecie, otaczającej rzeczywistości. Wykształcił co najmniej dwa pokolenia ludzi, którzy byliby znacznie głupsi, gdyby nie zetknięcie z nim. To nie był człowiek, którego interesował teatr, a tożsamość sceny i tego, co poza sceną. Jerzy - bardzo radykalny w swoich sądach - był dla nas w pewnym sensie guru. Prowadził otwarty dom - co tydzień spotykaliśmy się u niego, by porozmawiać, napić się wódki. Przychodziło się do niego po poradę w ciężkich życiowych sytuacjach, był naszym duchowym przewodnikiem. Zarówno spór jak i zgoda z nim, jego opinia - były dla nas bardzo ważne.

***

Urodził się 19 listopada 1928 r. w Zatorze. W 1952 r. ukończył krakowską PWST. Debiutował jako aktor w Teatrze Ziemi Opolskiej, następnie pracował w teatrach Gdańska, Lublina i Krakowa. Najdłużej i najbliżej związany był z Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, gdzie przez wiele lat był reżyserem, a w latach 1990-1992 dyrektorem naczelnym i artystycznym. Za jego dyrekcji bardzo zniszczony budynek teatru przeszedł wielki generalny remont - przez cały sezon 1990/91 trwały intensywne prace modernizacyjne i renowacyjne. Nie przerywano jednak pracy artystycznej - trwały próby do nowych przedstawień; powstały wówczas "Burza" Szekspira w reżyserii Golińskiego i "Obóz Wszystkich Świętych" Nowakowskiego w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Gdy remontowano widownię teatru, grano za opuszczoną żelazną kurtyną. Jerzemu Golińskiemu teatr zawdzięcza również powstanie fundacji "Bractwo Sympatyków Wielkiego Budynku przy Placu Świętego Ducha", która przez kilka lat wspierała ratowanie gmachu.

Dorobek reżyserski Golińskiego jest ogromny; wprowadzał na scenę współczesne dramaty - wyreżyserował polskie prapremiery "Widoku z mostu" Arthura Millera (1959) i "Powrotu do domu" Harolda Pinera (1967), realizował sztuki Brechta, Dürrenmatta, O'Neilla, T.S. Eliota. Fascynowała go późna twórczość Słowackiego - wyreżyserował "Złotą Czaszkę", "Księdza Marka", "Sen srebrny Salomei". Kilkakrotnie powracał do "Burzy" Szekspira, którą przetłumaczył, reżyserował i grał w niej Prospera. Najsławniejszą była "Burza" w teatrze opolskim za dyrekcji Bogdana Hussakowskiego (w 1978 r.); Goliński wyreżyserował tam wówczas kilka świetnych przedstawień - m.in. "Iwonę, księżniczkę Burgunda" czy "Jana Macieja Karola Wścieklicę", współtworząc jeden z najbardziej twórczych teatrów owego czasu.

Z pierwszego wykształcenia aktor, na początku kariery grał sporo - u takich reżyserów, jak Krystyna Skuszanka, Lidia Zamkow, Andrzej Wajda. Gdy zajął się reżyserowaniem, grywał coraz rzadziej, głównie epizody u zaprzyjaźnionych reżyserów; najświetniejszą kreację stworzył w sławnym "Opisie obyczajów" Mikołaja Grabowskiego (w 1990 r.), granym przez lata w STU - i w drugiej części "Opisu" w Teatrze im. Słowackiego (1996 r.).

Przez kilkadziesiąt lat był związany z krakowską PWST - w 1967 r. został wykładowcą, w 1985 r. - profesorem, dwukrotnie był dziekanem wydziału reżyserii. Studenci lubili go, cenili i trochę się bali - we wspomnieniach każdego z absolwentów szkoły (czyli najlepszych polskich reżyserów) pojawia się "Golo", postać barwna i pedagog znakomity.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji