Artykuły

Wyspa Off

Same nowinki w Dramatycznym. W czwartek ruszyła tam Scena Off. W jej ramach odbył się premierowy spektakl. A w nim jeden z aktorów zadebiutował jako reżyser. Efekt? Niezły sposób na spędzenie wieczoru

Od tej pory w Dramatycznym prócz spektakli firmowanych przez ekipę Węgierki oglądać będziemy mogli przestawienia przygotowane przez osoby niekoniecznie związane z teatrem, a którym teatr użyczy swojej siedziby do realizacji artystycznych pomysłów.

W czwartek Scenę Off użyczył Adamowi Dzienisowi. Aktor, od czasu do czasu grający gościnnie w spektaklach Węgierki, wziął się za reżyserię i przygotował "Wyspę" Athola Fugarda, dramaturga z RPA. To historia dwóch więźniów, z których jeden odsiaduje wyrok dożywocia, drugiemu zostało jeszcze kilka miesięcy. Fugard napisał ją w warunkach południowo-afrykańskiego apartheidu, jednak spektakl odarty jest z politycznych kontekstów. To po prostu historia o ludziach, którzy próbują przetrwać w ekstremalnych warunkach. Jak to zrobić? Ratunkiem jest imaginacja, poddanie się marzeniom, znalezienie choćby chwilowego sensu. Więźniowie znajdują go - na chwilę - w więziennej inscenizacji "Antygeny" - uniwersalnej historii o winie i karze, w której John (Paweł Markiewicz) jest Kreonem w naszyjniku uplecionym ze sznurka, a Winston (Marcin Dąbrowski) - Antygoną z biustem utworzonym z poduszki.

Historia jest niby-prosta, jednak w inscenizacji Dzienisa musimy ją sobie powoli sami rekonstruować: ze wspomnień, tęsknot, słów -jakie wyrzucają z siebie dwaj więźniowie - i z obrazów, jakie pojawiają się co jakiś czas w tle na ścianie. Ale ów pozorny chaos spektaklu to też i jego atut. Przedstawienie przestaje być bowiem momentami jedynie opowieścią o dwóch więźniach, a zamienia się w uniwersalną historię o poszukiwaniu i potrzebie iluzji. Przydługa jest miejscami ta opowieść, nużąca, ale przy okazji i w tych dłużyznach można znaleźć sens. Oto wolno płynące minuty, spore partie spektaklu pozbawione słów - każą odczuć publiczności choć na chwilę udrękę więziennego, rozciągniętego w nieskończoność życia.

Spektakl ma ciekawą kompozycję i scenografię - oglądamy go w formie pewnych sekwencji, wyznaczanych przez zapalające się i gasnące światło, szum co chwilę uruchamianego rzutnika. Trzecim bohaterem przedstawienia są projekcje slajdów - które co jakiś czas oglądać można wprost na ścianie, w głębi sceny. A na nich: fragmenty jakiejś metropolii, ciasnych bram, rozmazanych sylwetek. Gdy slajdy pojawiają się, aktorzy zastygają na chwilę, doskonale wtapiając się w tło. Może to być zabieg artystyczny, mający na celu uatrakcyjnienie spektaklu. Może być to jednak też metafora - coś na kształt rekonstrukcji wspomnień, marzeń, tęsknot - choćby był nią tylko spacer po mieście. I choć spektakl może nieco zmęczyć, warto poczekać na finał. Oto okazuje się bowiem, że "Antygoną" grana przez więźniów zyskuje zupełnie inny wymiar, a słowa o winie i karze w ich ustach brzmią tak, że po plecach mogą przelecieć nam ciarki. Bo też i w wykonaniu obu aktorów (absolwentów Akademii Teatralnej) dostajemy wiele naprawdę sugestywnych scen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji