Artykuły

Czar wiedeńskich salonów

"Wiedeńska krew" Gliwickiego Teatru Muzyczne w Kieleckim Centrum Kultury. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

Gliwicki Teatr Muzyczny wystawił we wtorkowy wieczór na scenie Kieleckiego Centrum Kultury swoją inscenizację "Wiedeńskiej krwi". To ostatnia operetka Johanna Straussa.

Pomysł na nową operetkę wyszedł od Franza Jaunera, dyrektora wiedeńskiego Caritheater, który starał się nakłonić 73-letniego Straussa do skomponowania nowego dzieła. Niestety, kompozytor był już w tym czasie zmęczony i poważnie chory i nie myślał o stworzeniu kolejnej operetki. Zgodził się jednak, by zebrano kilkanaście jego starych i nieco zapomnianych już utworów i z nich, według jego wskazówek, skonstruowano nowe dzieło. Głównym konstruktorem nowego dzieła został, na życzenie Straussa, Adolf Muller, kapelmistrz Theater an der Wien, który wykorzystał w tworzonej partyturze kilka znanych walców ("Gazetki poranne", "Wino, kobieta i śpiew") polek i galopów. Nad całością królował, jako motyw przewodni, skomponowany w 1872 r. walc "Wiedeńska krew", od którego wzięta nazwę cała operetka. Johann Strauss nie obejrzał jednak swojej najnowszej operetki na scenie, zmarł na trzy miesiące przed premierą (25 października 1899 r.), która zresztą nie zakończyła się sukcesem. Po trzech tygodniach zdjęto ją z afisza. W 1905 r. operetkę gruntownie przerobiono i dopiero w tym kształcie stała się przebojem operetkowych scen na całym świecie. Dzisiaj jest czwartą (obok "Zemsty nietoperza", "Barona cygańskiego" i "Nocy w Wenecji") operetką Straussa utrzymującą się stale w światowym repertuarze.

Gliwicka inscenizacja, wyreżyserowana przez Michała Rosińskiego, jest tradycyjna, z całym bagażem typowych dla klasycznej operetki sytuacji i gagów. Dynamicznie i z humorem prowadzona akcja, czytelność intrygi oraz atmosfera i urok wiedeńskich salonów. Do tego należy dodać piękne kostiumy pań i pełne życia układy choreograficzne. To wszystko razem sprawia, że ogląda się to przedstawienie z prawdziwą przyjemnością. Podnosi ją jeszcze dobra obsada, w której brylowała niezawodna Grażyna Brodzińska w roli hrabiny Zedlau. Dzielnie dotrzymywały jej kroku Anita Maszczyk - Franzi, i Wioletta Białk - Pepi, można powiedzieć, że razem tworzyły urokliwy tercet pań. Podobnie było w przypadku panów. Tutaj największe brawa należą się Arkadiuszowi Dołędze, obdarzonemu wyrazistą vis comica, za kreację kamerdynera Józefa. W niczym mu nie ustępowali Michał Musioł - hrabia Zedlau, i Jerzy Gościński - Minister. Tomasz Biernacki przy dyrygenckim pulpicie sprawił, że muzyka Johanna Straussa ujmowała pięknem melodii, wiedeńską lekkością i wdziękiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji