Pierwszy program Teatru Buffo "Syrena"
Najmocniejszą stroną programu "zjednoczonego" Teatru Buffo "Syrena" pt. "Wszystkie mity dozwolone" jest strona muzyczna. No cóż, ostatecznie "Syrena" jest teatrem muzycznym i chyba być nim powinna. Takie numery jak 50-lecie "Mazowsza", Akademia, a przede wszystkim Czekając na otwarcie (satyra na przewlekającą się budowę Teatru Opery i Baletu) są nie tylko dowcipne w pomyśle, ale świadczą o nieprzeciętnej muzykalności ich wykonawców. Również melodie niektórych piosenek są bardzo przyjemne, a orkiestra pod dyrekcją Wiktora Osieckiego, kierownika muzycznego teatru, brzmi doskonale.
Pod względem literackim "Wszystkie mity dozwolone" są mniej wyrównane. Ale bądźmy ostrożniejsi z atakami na naszych "zaśniedziałych i nie umiejących wyjść poza stare konwencje" autorów starszej generacji. Nurt STS-owskiej satyry, jaki reprezentuje w tym programie "Znowu cyrk" Osieckiej, naprawdę trudno by było nazwać ożywczym. Osiecka w ogóle, odkąd przerzuciła się na produkcję masową, daje dużo rzeczy słabych, nieraz zwyczajną grafomanię i trzeba to raz wreszcie otwarcie powiedzieć. Nie znaczy to oczywiście, by wszystko, co wychodzi spod pióra np. Gozdawy i Stępnia, nie budziło zastrzeżeń. Są i w tym programie numery-niewypały. Ale większość, pióra zarówno tej spółki autorskiej, jak Załuckiego, AS-a i innych, jest naprawdę dobra: zgrabnie skonstruowana, zabawna, zawierająca satyrę ciętą, aktualną i niejednokrotnie celną również pod względem politycznym.
A właśnie. Mętny Cyrk nie przynosi nic prócz tzw. wygłupów, z którymi umie sobie poradzić tylko bujny talent Aliny Janowskiej, pierwszej niewątpliwie wśród "syrenich gwiazd" młodszego pokolenia i jednej z najciekawszych dziś naszych indywidualności artystycznych w ogóle. Jestem w tym samym stopniu zachwycony jej oryginalnymi występami w "Oskarżonych" na scenie STS-u, co parodią występów Juliette Greco, którą daje w "Syrenie". Świetna jest tu także jako "sekretarka", ale do tekstów nie ma na ogół w tym programie szczęścia. Natomiast wyborny monolog otrzymał będący niezmiennie w formie Dymsza, który stwarza kapitalny typ siedzącego na dwu stołkach "rodaka w celofanie". Jeżeli "Znak Zorro", bijący w korupcję i szczerze zarazem śmieszny, nie całkiem zadowala - to dlatego że Olsza nawet sposobem charakteryzacji weksluje, zupełnie niepotrzebnie, w kierunku komizmu cyrkowego. Reżyser Hübner nie powinien był też zgodzić się na to, aby ten mistrz przedwojennego kabaretu wykonywał piosenkę pt. Panna Ludwika, mówiącą o niespodziance, jaką zgotował romantycznemu kochankowi przedmiot jego zapałów. Pointa, obnażająca interesowność owej panienki, mogłaby zaskakiwać tylko wówczas, gdyby numer powierzono odtwórcy młodemu i inaczej ucharakteryzowanemu. Dowcipny jest jeden numer Załuckiego (Głowa na sprzedaż). Gorszą klasę literacką reprezentuje "Pensja pani Latter" Ofierskiego, ale i z tej pozycji może dać parę trafnych strzałów Irena Kwiatkowska, równie znakomita tu, jak i w całkowicie innego genre'u "Coctail-party". Bawią niektóre black-auty, satyrycznie wcale śmiałe, jak mp. Ser w wykonaniu Saturnina Żórawskiego, w każdym numerze interesującego, i Ryszarda Pikulskiego.
Najszczęśliwiej jednak wypadają parodie. 50-lecie "Mazowsza", którym gorszyć się może tylko ktoś doszczętnie wyprany z poczucia humoru, wykonuje brawurowo cały zespół. Poza wspomnianą już Janowską, burzę oklasków zbiera po dawnemu pełna uroku i temperamentu (jak tańczy blaick-bottoma!) Stefcia Górska, parodiująca 16-letnią Karin Stanek. Absolwentka PWST sprzed kilku lat, Teresa Belczyńska zwraca uwagę talentem i miłą ąparycją, prezentując publiczności rodzimą Marylin Monroe. Pieśniarz, Andrzej Stockinger, szaleje jako domowego chowu "król jazzu".
Zespół Teatru Buffo "Syrena" sprawia takie wrażenie, jak gdyby teatr ten miał w tej chwili aktorów za dużo, a jednocześnie za mało.
Co do konferansjerki, a raczej prowadzenia programu przez Gozdawę i Stępnia, to wydaje mi się, że kontynuują oni po prostu dawną tradycję Teatru Satyryków i występują na prawach autorów, toteż nie należy przykładać do ich produkcji innych miar.