Artykuły

Ciągle nas coś zniewala

- Sala prób jest miejscem magicznym, odizolowanym, ale w Internecie przeczytałam, że jedna z miejscowych bibliotekarek zorganizowała dyskusję z udziałem osób o różnych poglądach. Lokalne władze zakazały spotkania. Mówmy wprost: ocenzurowały działalność publicznej biblioteki. To jest dokładna powtórka z PRL - mówi reżyserka AGNIESZKA HOLLAND, która po 30 latach od premiery filmu "Aktorzy prowincjonalni" wystawia ich sceniczną wersję w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu.

Jacek Cieślak: Jerzy Stuhr, który grał w pani filmie, powiedział mi kilka dni temu, że koniec lat 70. i nasze czasy łączy zakłamanie. Wtedy jednak świat był dwubiegunowy, oparty na podziale "my" i "oni", teraz panuje totalna schizofrenia. Agnieszka Holland: Na pewno konformizm jest teraz większy. W PRL był osądzany jednoznacznie. Obecnie zatruwa więcej sfer życia, a ostrość ocen się rozmazuje, bo panuje silna cenzura nowego typu. J. C.: Jak ją pani określi? - Generalnie wiąże się z podziałem Polski na dwa obozy polityczne niedopuszczające innej perspektywy widzenia świata niż własna. Z jednej strony mamy liberalną poprawność polityczną, a z drugiej - prawicowe zacietrzewienie i konserwatywny fanatyzm. Dialog między grupami, które się utożsamiają z tymi poglądami, został zerwany. Łączy je tylko wzajemna nienawiść. Z takiego układu wynikają zależności finansowe. Instytucje, grupy i osoby korzystające z publicznych pieniędzy są uzależnione od tego, kto znajduje się u władzy - w kraju, w samorządzie wojewódzkim, gminie czy w mieście. Albo się podporządkują standardom narzucanym przez rządzących, albo mogą zapomnieć o dotacjach. To główne źródło współczesnego konformizmu, który z polityki i gospodarki przeniósł się do mediów i środowisk opiniotwórczych, życia prywatnego, rodzinnego i towarzyskiego.

Pracując w Opolu, wyczuwa pani takie napięcia?

- Sala prób jest miejscem magicznym, odizolowanym, ale w Internecie przeczytałam, że jedna z miejscowych bibliotekarek zorganizowała dyskusję z udziałem osób o różnych poglądach. Lokalne władze zakazały spotkania. Mówmy wprost: ocenzurowały działalność publicznej biblioteki. To jest dokładna powtórka z PRL. Inne są tylko tabu - ZSRR i PZPR zastąpili np. geje i księża. Muszę jednak dodać, że atmosfera po wyborach parlamentarnych jest lepsza niż w ostatnich miesiącach rządów PiS. Przeżyłam wtedy podczas spotkań rodzinnych czy wśród znajomych kilka dramatycznych wybuchów nienawiści. Czuło się niemal atmosferę wojny domowej, co dla mnie, osoby, która przyjechała do Polski po dłuższej przerwie, było kompletnie absurdalne. Oczywiście, PO i PiS mają inne wizje państwa, ale przecież to są kwestie, w których się można porozumieć. Na tym polega demokracja. Tymczasem można było dostrzec fanatyzm rządzących.

I histerię opozycji.

- Takie wyostrzone widzenie jest perspektywą korzystną dla politycznych felietonistów. Zwykli ludzie powinni zachować zdrowy rozsądek.

Czy w czasie, o którym pani wspomniała, doszło w pani środowisku do zerwania dawnych przyjaźni?

- Niestety tak. Ktoś, kto miał władzę, użył jej w irracjonalny sposób przeciwko jednemu z moich projektów. To się stało w gronie ludzi, z którymi byłam związana towarzysko w poprzedniej epoce.

Solidarność z poprzedniego systemu nie przeżyła w czasach wolności?

- Aż tak dobrze być nie musi. Ale dobre obyczaje powinny obowiązywać. Nie można skreślać człowieka za to, że woli Tuska czy Kaczyńskiego.

Skreślać nie trzeba, ale dotacji dostać nie musi.

- Tak jest w dziedzinach zmonopolizowanych przez fundusze publiczne. Na szczęście są jeszcze prywatne i na tym polega różnica między komuną a naszymi czasami. Jednak finansowanie filmu przypomina monopol zarówno w TVP, jak i w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Jak jedna opcja jest u władzy, odmienne myślenie nie ma szans.

Sprawa scenariusza "Westerplatte" pokazuje, że rzecz jest bardziej skomplikowana.

- Oczywiście, zawsze, kiedy pieniądze daje państwo, trzeba pytać o granice wolności twórczej. W większości krajów istnieje jednak system ekspercki. A u nas... Bardzo cenię ministra Bogdana Zdrojewskiego, ale jego reakcja na sprawę tego scenariusza była horrendalna. Oczywiście wiązało się to z przeczuleniem PO na społeczny odbiór sprawy dziadka premiera w Wehrmachcie.

I kokietowaniem centrowego elektoratu PiS.

- To był kolejny dowód na to, jak dwa obozy polityczne niezdrowo się napędzają i jakie szkody przynosi to w życiu publicznym. Sprawa "Westerplatte" przypominała mi wydarzenia z lat 60., kiedy odsądzano od czci i wiary "Popioły" Wajdy czy Mrożka, a pułkownik Załuski napisał "Siedem grzechów głównych". Przy czym cała obecna afera działa się na marginesie najważniejszej sprawy: czy duże publiczne środki na film może dostać twórca bez dorobku. Od tego ważniejsza była scena z sikaniem na portret marszałka Rydza-Śmigłego. No po prostu żałość bierze! Czytajmy w ten sposób Grassa, Kunderę, Haszka i żadna ich książka nie przejdzie cenzury. A Polacy jednak cenią tych autorów.

Pani scenariusz i spektakl skonstruowany jest na kanwie "Wyzwolenia" Wyspiańskiego. Wyzwoliliśmy się i znowu czujemy się spętani?

- Wyzwalamy się i ciągle nas coś zniewala. Zastanawialiśmy się, czy nie zamienić dramatu Wyspiańskiego na inną sztukę. Ale okazało się, że "Wyzwolenia" nic nam nie zastąpi. Zmieniają się tylko tematy, które nas intrygują, kiedy myślimy o patriotyzmie i Polsce. Jedna z Masek wypowiada kwestię, jakiej nie powstydziłby się Giertych: że trzeba bronić czystości polskiej krwi; inna mówi, że polityka wszechmiłości jest nic niewarta, że jest dumna ze swej nienawiści. Główny bohater spektaklu nie chce tych spraw pomijać.

Czy łatwiej było nam zaistnieć w światowej sztuce przed 1989 r. i zaraz po historycznym przełomie niż teraz.

- Na pewno zaciekawialiśmy świat naszymi opresjami. Podobnie było z kinem irańskim czy azjatyckim. Teraz każdy artysta działa na własną rękę. I mamy sukcesy - w plastyce, teatrze. W filmie jest słabo, bo czas po transformacji nie był dla niego najlepszy. Przyszło jednak młode pokolenie, dynamiczne, bez kompleksów. Powinno być lepiej.

Czy jadąc do Ameryki, czuła się pani prowincjuszką?

- Nie, ale zdawałam sobie sprawę z moich ograniczeń. Amerykanom nie przeszkadza ciężki akcent, patrzą na to, co kto umie. Kompleksy mogłam poczuć we Francji. Francuzi są z siebie dumni, dla obcych gościnni, ale wpuszczają ich tylko do przedpokoju, a na salony - już nie. Trudno się tam czuć obywatelem I kategorii. Jak ktoś źle mówi, wszyscy udają, że nie rozumieją. Na pewno stara Europa jest dla nas trudniejsza od Ameryki.

I zawsze będziemy dla niej prowincjuszami?

- Ciekawe, że w Polsce prowincjonalność kojarzy się negatywnie. Myślę, że nigdy się jej do końca nie wyzbędziemy, bo jednak żyjemy na rubieżach Zachodu i Wschodu. Dlatego trzeba pytać, jak zrobić z prowincjonalności wartość. Trzeba do niej podchodzić bez kompleksów, bo to one są od wieków naszą największą przeszkodą w osiągnięciu dojrzałości. Trzeba być wolnym wobec samego siebie, nie bać się. Papież mówił: "Nie lękajcie się". To jest niezmiennie aktualne.

rozmawiał Jacek Cieślak

Teatr moralnego niepokoju

Film "Aktorzy prowincjonalni", debiut Agnieszki Holland, był jedną z najważniejszych pozycji kina moralnego niepokoju w latach 70. Pokazał prowincjonalny teatr, do którego przyjeżdża znany stołeczny reżyser, by wystawić "Wyzwolenie" Wyspiańskiego. Szansa na spełnienie artystycznych marzeń kończy się porażką, której powodem jest konformizm większości bohaterów.

Agnieszka Holland zdecydowała się na inscenizację "Aktorów..." z pomocą reżyserską Anny Smolar i dramaturgiczną Igi Gańczarczyk i Magdaleny Stojewskiej. Scenografia Magdalena Maciejewska, kostiumy Katarzyna Lewińska, muzyka Antoni Łazarkiewicz. Premiera w sobotę w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu.

j.c.

Na zdjęciu: Agnieszka Holland i aktorzy Bogdan Zieliński, Ewa Wyszomirska i Waldemar Kotas podczas próby spektaklu "Aktorzy prowincjonalni" w Teatrze im. Jana Kochanowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji