Artykuły

Gigantyczna premiera sztuki Holland i Smolar

Dzięki tej premierze Opole bardzo mocno zafunkcjonowało na mapie kulturalnej Polski. Już w marcu po pierwszym tekście w "Gazecie Wyborczej", w którym ogłosiliśmy, że Agnieszka Holland będzie u nas reżyserowała "Aktorów prowincjonalnych", dzwonili ludzie, by rezerwować bilety. Zainteresowanie jest ogromne, nie tylko wśród lokalnej publiczności - mówi Tomasz Konina, dyrektor Teatru im. Kochanowskiego w Opolu.

W sobotę na deskach Teatru im. Kochanowskiego odbyła się premiera "Aktorów prowincjonalnych" w reżyserii Agnieszki Holland i Anny Smolar. To najdroższa produkcja w historii opolskiego teatru.

30 lat temu Agnieszka Holland po raz pierwszy została dostrzeżona w Cannes. Tam dostała pierwszą w swej międzynarodowej karierze nagrodę, którą krytycy filmowi przyznali wyreżyserowanym przez nią "Aktorom prowincjonalnym". Od tego czasu sporadycznie pracowała w teatrze. Kręciła kolejne filmy fabularne, dwukrotnie otrzymując za nie nominację do Oscara.

Dla teatru była poza zasięgiem. - Niejednokrotnie proponowano mi reżyserowanie w Europie, ale odmawiałam, bo teatr nie jest moją materią - mówiła "Gazecie".

Na początku roku zgodziła się wrócić do teatru, w co nie mógł uwierzyć składający jej tę propozycję Tomasz Konina, dyrektor naszej sceny. Bo nie tylko ściągnął artystkę z Los Angeles do Opola, ale jeszcze zaproponował jej przeniesienie scenariusza "Aktorów prowincjonalnych" w przestrzeń teatralną. Podjęła się tego, jak mówi, z ciekawości. Wzruszyła ją pasja, z jaką Konina przekonywał ją do tego pomysłu. Do współpracy reżyserskiej zaprosiła Annę Smolar.

Rozmowa z dyrektorem teatru

Dorota Wodecka: Biję się w piersi. Nie wierzyłam, że uda się Panu zaprosić do prowincjonalnego teatru Agnieszkę Holland.

Tomasz Konina: Ja uwierzyłem, że to naprawdę możliwe, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ją w Opolu. Wcześniej wciąż poruszałem się w sferze marzeń, które co najwyżej urealniały wymiana korespondencji i rozmowy telefoniczne. Kiedy przyjechała do naszego teatru, pomyślałem: no to ruszyliśmy, teraz trzeba zdobyć pieniądze. Nie miałem natomiast kompleksów, że zapraszam ją do prowincjonalnego teatru. Fakt, że zdecydowała się tu pracować, potwierdza, że miałem rację.

A ja po jej przyjeździe do Opola pomyślałam o Panu: szkoda gościa, bo będzie skandal. Nie ma szans, by zdobył pieniądze. Opole to jednak prowincja, nie można liczyć na wielkich sponsorów.

- Miałem moment zwątpienia, kiedy dwa miesiące temu dwaj olbrzymi sponsorzy - bank i bardzo duża firma finansowa - poinformowali mnie, że z powodu kryzysu finansowego w Europie nie mogą wywiązać się z obietnicy i dofinansować mi spektakl w kwocie 300 tysięcy złotych. Nie mogłem wstrzymać produkcji, musiałem znaleźć natychmiast pieniądze. I gdyby marszałek Józef Sebesta nie obdarzył mnie zaufaniem, to rzeczywiście moglibyśmy rozmawiać o skandalu.

A tak mówimy o cudzie?

- Tak, to cud. Dostałem dotację od marszałka w ciągu trzech minut. Nie miał żadnych wątpliwości, że tej rangi wydarzenie musi dostać natychmiastową pomoc. Po premierze raz jeszcze mu dziękowałem. Powiedział, że to oczywiste, że takiego przedsięwzięcia nie zrealizuje się za zwykłą kilkunastotysięczną dotację.

A sponsorzy?

- Od sponsorów uciułaliśmy ponad 20 tysięcy. To niewiele przy całym budżecie tej produkcji, która jest najdroższą w historii opolskiego teatru.

Pół miliona czy więcej?

- Nie, nie przekroczymy pół miliona. Na razie nie wiem, ile wydaliśmy, bo wciąż spływają wydatki poniesione na scenografię. Ta kwota nie jest wysoka z uwagi na honorarium autorskie Agnieszki Holland i innych realizatorów. Zapraszając ją tutaj, miałem świadomość, że nie mogę zaproponować jej takich stawek reżyserskich, jakie dostaje na planach filmowych w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej. Ona nie przyjechała tutaj pracować dla pieniędzy. Ten ogromny budżet pochłania gigantyczna machina teatralna, mamy na scenie ponad 50 osób, do tego kostiumy, scenografia, zaplecze techniczne.

Marszałek chyba nie miał wątpliwości, że ten spektakl jest niebywałą promocją naszego teatru, a przez to regionu.

- Bez wątpienia jest najbardziej oczekiwaną premierą tego sezonu w kraju i dzięki temu Opole bardzo mocno zafunkcjonowało na mapie kulturalnej Polski. Już w marcu po pierwszym tekście w "Gazecie Wyborczej", w którym ogłosiliśmy, że Agnieszka Holland będzie u nas reżyserowała "Aktorów prowincjonalnych", dzwonili ludzie, by rezerwować bilety. Zainteresowanie jest ogromne, nie tylko wśród lokalnej publiczności.

Wygrywając konkurs na dyrektora, zastałem ten teatr w świetnej formie, a dzięki temu spektaklowi udało nam się wyżej podnieść poprzeczkę. Fakt, że Agnieszka Holland niejednokrotnie w wywiadach prasowych podkreśla, że miała w Opolu lepsze warunki pracy niż na Zachodzie, czyni nasz teatr jeszcze bardziej wiarygodnym. I to naturalne, że będę mógł dzięki temu zapraszać tutaj wielkich, uznanych twórców. Ale na razie o tym nie myślę. Wciąż żyjemy tą premierą.

Dla aktorów szczególnie ważną.

- Tak, to spektakl o nas, bardzo, bardzo osobisty. Byłem wzruszony, kiedy po premierze Maciek Namysło poszedł na widownię po Tadeusza Huka, a Ola Cwen po Halinę Łabonarską. Minęło pokolenie, a temat wciąż jest aktualny. Oczywiście byłem też ciekaw reakcji widzów, którzy nie są związani z teatrem tak silnie, jak my. Niektórzy płakali. To ich wzruszenie to ogromna nagroda dla nas wszystkich.

Na zdjęciu: Scena z 'Aktorów prowincjonalnych".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji