Artykuły

Gorzkie komedie

Brendan {#au#2400}Behan{/#} napisał "Zakładnika" w roku 1958, ale dramat ten nie stracił aktualności do dzisiaj. W dalszym ciągu na ulicach Belfastu rozlegają się strzały, nadal wojska brytyjskie stosują wobec Irlandczyków terror, którego nie mogą poskromić żadne komisje, wysyłane przez Rząd Jej Królewskiej Mości, nadal walczy z ukrycia IRA - Irlandzka Armia Rewolucyjna.

Behan - sam wielki patriota irlandzki - nie szczędzi złośliwości pod adresem tej organizacji. Jej przywódcom zarzuca bezmyślne, buńczuczne bojówkarstwo, lokalną zabawę w militaryzm i zapędy terrorystyczne - zamiast organizowania szerokiego ruchu społecznego, domagającego się rozwiązań zgodnych z interesami podzielonego narodu irlandzkiego.

Kanwą sztuki jest jedna z takich pokazowych akcji Irlandzkiej Armii Rewolucyjnej. Jej żołnierze porywają z ulicy młodziutkiego angielskiego żołnierza, aby służył jako zakładnik za Irlandczyka, skazanego w Belfaście za akcję terrorystyczną. Jak łatwo się domyślić, porwany żołnierz jest ofiarą jak najbardziej przypadkową. Jako szeregowiec, zabrany poborem z domu, nie ma wiele wspólnego z celami polityki rządowej i trudno żądać od niego, by ponosił jej koszta. Nie jest to sytuacja rzadka w dramaturgii światowej, która bardzo lubi - poczynając od Brechta - pokazywać, jak mali, Bogu ducha winni ludzie cierpią za sprawy, na których przebieg nie mają wpływu.

Behan nie szczędzi bohaterom sztuki uszczypliwości. Np. wyższy oficer jest zdziadziałym typem, lubującym się pustych gestach którego cały patriotyzm ogranicza się do epatowania narodowymi barwami, przygrywania na kobzie i wygłaszania tyleż płomiennych co bezwartościowych deklaracji. Niższy oficer jest znowu małym krzykaczem, typem kaprala, który zanim zacznie walczyć, wtłoczy najpierw wszystko w karby absurdalnej pseudo-wojskowej dyscypliny, opartej na wrzasku i bezwzględności.

Żeby było jeszcze weselej, Behan umieszcza całe to towarzystwo w domu o zupełnie niedwuznacznym charakterze, toteż galerię postaci uzupełnia kilka prostytutek i stary pederasta ze swoim nieodstępnym chłopcem. Właściwy dramat rozgrywa się jednak w wyższym kręgu. Bierze w nim udział, oprócz zakładnika, jego rówieśnica - młodziutka irlandzka dziewczyna (bez trudu domyślamy się wątku romansowego), oraz para właścicieli przybytku, nie najmłodszych, doświadczonych ludzi. Tym czworgu Irlandzki dramaturg przeznaczył role demaskatorów polityki wielkiej i małej - i zgubnego wpływu, jaki ma na losy wplątanych w nią ludzi.

"Zakładnik" nie zawiera w sobie specjalnych meandrów myślowych, więc oczywiście na końcu młody Anglik ginie, i to jak na ironię w okolicznościach, które sugerują zupełnie inne zakończenie. Potem się jednak zrywa na równe nogi i pointa utworu zostaje gracko odśpiewana. Jest w tej sztuce wiele uproszczeń, jest wiele niekonsekwencji. Ale jest też materiał na gorzką, drapieżną tragikomedię.

Tej drapieżności zabrakło jednak przedstawieniu w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Zygmunt Hübner wyreżyserował "Zakładnika" według tekstu, to znaczy nie wyraził jasno własnego stosunku ani do sprawy, ani do występujących postaci. W takim ujęciu - kiedy "Zakładnik" nie stał się ani do końca tragikomedią, ani do końca dramatem - piosenki wyszły jak doczepione na siłę, mimo wyraźnie brechtowskich założeń, jakie przyświecały autorowi. Spośród wykonawców wyróżnili się lapidarnym ujęciem postaci Józef Nowak (Pat), Ryszarda Hanin (Meg), Zofia Rysiówna jako panna Gillchrist, a także para młodych: Magdalena Zawadzka i Karol Strasburger, ale ich wysiłki, podobnie jak wszystkich innych, wtopiły się w monotonny rytm spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji