Artykuły

Śmiech i śmieszek

Najnowsza polska komedia współczesna, pomysłu Stanisława Tyma, jest zjawiskiem wyjątkowym. Autor odważył się na przypomnienie gatunku, który od pewnego czasu prawie nie pojawia się na naszych scenach.

"Mississippi" zdaje się być utworem autotematycznym. Jest to bowiem komedia, której przedmiotem jest ona sama, a dokładniej trudności, powstające przy jej konstruowaniu. Tym przedstawia nam dzieło nie pozbierane i bałaganiarskie. Celowo wprowadza całą gamę przeróżnych, przeważnie nie dokończonych wątków. W ten sposób próbuje - w ramach tekstu scenicznego - zamknąć wycinek naszej rzeczywistości, wymykającej się wszelkim prawom logiki. Innymi słowy - daremnie stara się nadać formę i kształt temu, co jest chaosem. Kpiąc z samego siebie i z własnej nieudolności przyznaje się, że "Mississippi" nie daje się złożyć w całość i w końcu wymyka się autorskiej kontroli. Może dlatego okazuje się, że jej "autorem" jest Czesław Siejkiewicz, strażak teatralny.

Rzecz dzieje się bowiem w zapyziałym, prowincjonalnym teatrze, który "padł ofiarą" rynkowej gospodarki. Właściwie jest to już tylko namiastka teatru, ponieważ w tym przybytku pozostał jedynie nieudacznik dyrektor (Adam Dzieciniak), bufetowa (Zofia Merle), wspomniany strażak (Jerzy Turek) i energiczna dyrektorowa Szczygielska (Stanisława Celińska). Pojawia się również były ubek (Piotr Pręgowski), który wkracza w progi dogorywającego teatru z zamiarem wynajęcia sali i urządzenia w niej dyskoteki ze strip-teasem.

Atmosfera na widowni szybko zostaje podgrzana do wysokiej temperatury. Publiczność jeszcze na dobre nie skończy się śmiać z jednego komicznego zbiegu okoliczności, kiedy nieszczęsna trupa teatralna popada w nowe tarapaty i sytuacja staje się jeszcze zabawniejsza.

Świetnie została np. zbudowana scenka z kulawym listonoszem, który - mimo swojej przypadłości - błyskawicznie wychodzi raz z prawej, raz z lewej kulisy, wprawiając w osłupienie dyrektorową. Dociekliwa Szczygielska stara się zbadać to niemożliwe zjawisko. Potem widownia zanosi się od śmiechu, kiedy Czesław Siejkiewicz - uderzając w ton patetyczny - wygłasza bełkotliwy monolog. Rozbrajająco komiczne są również rozmowy telefoniczne bufetowej - Katarzyny Wietrzykowskiej z Pelasią, która jest głucha i na domiar złego wydaje z siebie nieartykułowane dźwięki. Mimo tych przeszkód obie znakomicie się rozumieją.

Są jednak i takie momenty, kiedy akcenty humorystyczne pojawiają się z mniejszą częstotliwością, a dowcipy wydają się nieco zleżałe. Dobry, ale stary pomysł z tekturowym pudełkiem, które - dzięki umowności teatralnej - może stać się psem, zostaje rozdmuchany do nieproporcjonalnych rozmiarów. Innym znów razem Tym częstuje nas daniem już odgrzewanym, każąc strażakowi grać rolę mężczyzny, który dowiaduje się, że jest w ciąży. Poza tym do znudzenia raczy nas wyświechtanym hasłem: Jesteśmy wreszcie we własnym domu.

Tym szydzi z naszej bylejakiej, pokracznej i wykoślawionej współczesności. Momentami zabrakło jednak reżyserowi dystansu do własnego utworu. Jego komedia jest rozwlekła. Rezygnując z niektórych partii tekstu, można by uzyskać znacznie efektowniejsze spiętrzenie elementów komicznych. Tymczasem "Mississippi" pozostaje układanką, złożoną ze świetnych i wyblakłych gagów, skeczy, numerów kabaretowych, dowcipów rodem z prasy codziennej. Dlatego na widowni rozlega się nie tylko śmiech spontaniczny, ale także wymuszony śmieszek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji