Artykuły

Projekt ustawy o zawodzie aktora autorstwa PSL zbiera cięgi ze wszystkich stron i jest mocnym kandydatem do tytułu absurdu roku. Krytykują go minister kultury Bogdan Zdrojewski, większość aktorów, a nawet część polityków PSL - pisze Iwona Dudzik w Dzienniku.

Ludowcy wycofują się z forsowania kontrowersyjnego projektu.

Projekt ustawy o zawodzie aktora autorstwa PSL zbiera cięgi ze wszystkich stron i jest mocnym kandydatem do tytułu absurdu roku. Krytykują go minister kultury Bogdan Zdrojewski, większość aktorów, a nawet część polityków PSL.

Projekt ustawy posła Stanisława Rakoczego z PSL, w którym zapisano, że aktorem może być tylko osoba po uczelni aktorskiej, jest pełen absurdów. Zapisano w nim m.in., że aktor ma obowiązek szybkiego opanowania tekstu na pamięć. Etat w teatrze może dostać tylko absolwent uczelni aktorskiej, a dzień pracy aktora nie może przekraczać 10 godzin. Projekt idzie dalej: zabrania aktorom krytykowania kolegów, a reżyserom przeklinać.

Nic dziwnego, że na pomyśle nie zostawiono suchej nitki. Janusz Palikot z PO oświadczył wczoraj: - Wstyd mi za kolegów z PSL, ten projekt nie przejdzie. To PRL-owskie bzdury. Nie wiem, jak można było coś takiego przygotować.

Podobnego zdania jest minister kultury Bogdan Zdrojewski, który zaapelował do klubu PSL o pilne wycofanie z Sejmu projektu ustawy. Uzasadnił, że zawód aktora z definicji jest zawodem wolnym i dostępu do niego nie można ograniczać administracyjnie.

Krytyka okazała się skuteczna. Wczoraj od pomysłu kolegów z partu odciął się lider ludowców Waldemar Pawlak. - Nie ma potrzeby wprowadzania zmian, skoro wszystko działa jak należy i samo środowisko aktorskie nie domaga się żadnych zmian - powiedział w "Sygnałach dnia". Także szef klubu PSL Stanisław Żelichowski w rozmowie z nami oświadczył, że jego klub gotów jest zrezygnować z ustawy o aktorach. - Takie rozwiązania istnieją w innych krajach, nie chcieliśmy nikomu niczego zakazywać. A wszyscy na nas napadli, jakbyśmy III wojnę światową wywołali - próbował się bronić.

Choć projekt przez większość został wyśmiany, odezwały się jednak głosy odmienne. Aktor po szkole Jan Nowicki zatrudnianie w teatrach kolegów bez dyplomu porównał z mianowaniem znachora na stanowisko ordynatora szpitala. - Są aktorzy zawodowi i są ludzie, którzy próbują wykonywać ten zawód. Czasami z powodzeniem, ale szalenie rzadko. Dlatego zawód ten powinny wykonywać osoby, które mają predyspozycje, a zarazem pokończyli stosowne uczelnie - argumentuje Nowicki. Nie zgadza się z nim Iwona Śledzińska-Katarasińska, szefowa komisji kultury z PO. - Tego nie można wyregulować za pomocą ustawy. To kompletny nonsens. Koledzy z PSL najwyraźniej ulegli lobbingowi części branży, która boi się konkurencji - powiedziała nam. .

ROZMOWA

ANNA MONKOS: Aktorem może się nazywać tylko osoba po szkole aktorskiej, reżyserom nie wolno przeklinać na planie, a aktor ma przychodzić na próby przygotowany i szybko uczyć się roli. Jak się pani podoba taka koncepcja reformy polskiej sztuki?

BEATA TYSZKIEWICZ*: Czysta forma. Świeży powiew idei. Bardzo śmieszne. A kto to wymyślił? Kochani moi! A dlaczego zabraniają tylko reżyserom przeklinać?

Nie wiadomo. Pani przeklina?

- Czy ja przeklinam? Dama pije, pali i przeklina. W tej sytuacji tracę grunt pod nogami jako dama.

Polscy reżyserzy przeklinają?

- Inaczej się nie da! Nikogo pani bez tego nie ożywi. Kazimierza Kutz a pomysł PSL mocno zirytował. A on cudnie przeklina. A może PSL zajęłoby się kateringiem na planach filmowych? Dostarczałoby żywność bio? W końcu człowiek jest tym, co je Byłoby mniej przekleństw. Czy komuś się Boże Narodzenie nie pomyliło z prima aprilis?

Szef klubu Stanisław Żelichowski twierdzi, że to odpowiedź na postulaty środowiska aktorskiego.

- Jacy aktorzy z PSL? Ścigać ich! CBA. Doprawdy cudowne. Nowa, czysta wizja Aktorzy nie tylko w większości nie uczą się tekstu, nie mają dyplomów i klną, ale i potrafią strasznie wyśmiać!

*Beata Tyszkiewicz, aktorka