Artykuły

Moja pierwsza duża rola

Towarzystwo Przyjaciół Szczecina przyznaje co roku Srebrną Ostrogę, nagrodę dla młodego talentu ze szczecińskich teatrów. W tym roku wyróżniło nią WOJCIECHA SANDACHA z Teatru Współczesnego, przede wszystkim za rolę Papkina w "Zemście" Anny Augustynowicz.

Laureat chodził do IX LO. Grał w Teatrze Nie Ma Tatiany Malinowskiej-Tyszkiewicz. Studiował w krakowskiej PWST.

- A mnie zawsze Szczecin był bliski. Myślałem, że jak ktoś chce, to znajdzie tu coś dla siebie. Bo dlaczego zaraz iść na łatwiznę i wyjeżdżać? - mówi Wojciech Sandach

EWA PODGAJNA: Jak pan trafił do Teatru Współczesnego?

WOJCIECH SANDACH: Przyjechałem z Krakowa na dwa tygodnie ferii. Myślę: "Jestem na czwartym roku, trzeba zacząć rozpytywać w teatrach o role". O Współczesnym nawet nie marzyłem, "ale skoro jestem, może chociaż zostawię CV". Pani Ania Augustynowicz zaprosiła mnie na rozmowę. Akurat zaczynała próby do "Wesela", zaproponowała, żebym przyszedł. Byłem w siódmym niebie. Rok później dostałem etat.

Łatwo było wejść w teatr Anny Augustynowicz?

- Jak pani Augustynowicz zaczęła nam mówić o rolach w "Weselu", myślę: "Boże, wszystko rozumiem". Rzucała dwa słowa, a ja już wiedziałem, o co jej chodzi. Ma podobny język do pana Peszka.

Z Janem Peszkiem pracował pan na studiach w krakowskiej szkole teatralnej.

- Spotkałem się z nim na trzecim roku studiów. Dla nas to było wielkie odkrycie, w jaki sposób można pracować nad rolą. Drugą interesującą szkołę dał nam Krzysztof Globisz, z którym mieliśmy wiersz. Pan Globisz reprezentuje szkołę emocjonalną, pan Peszek formalną. Oboma byliśmy zafascynowani. No i powstał dysonans, dwie szkoły, którą wybrać, jak je połączyć.

Miło wspominam też Olgę Szwajgier, która prowadzi zajęcia z impostacji głosu. To była magia. Jak wchodziłem na zajęcia, to mówiłem, że czuję się jak Harry Potter w szkole w Hogwarcie. Niesamowita osoba.

W "Moralności pani Dulskiej" zrobił pan zastępstwo Wojtka Brzezińskiego w roli Zbyszka.

- Byłem wtedy w liceum i to było jedno z moich pierwszych wyjść do Teatru Współczesnego. Wcześniej widziałem bardzo dobrą inscenizację "Moralności pani Dulskiej" w telewizji, z Anną Seniuk.

Ale jak zobaczyłem szczecińską, to tamta "Dulska" się rozmazała. Te postaci na scenie wydawały mi się tak wyraziste, bliskie mnie, wzięte z życia. Pomyślałem nawet, że szkoda, że taki spektakl już powstał, bo już w czymś takim nie będę mógł zagrać. A tu pani dyrektor Augustynowicz pyta, czy nie mógłbym zrobić zastępstwa za Zbyszka. Nigdy nie należy myśleć "nigdy". A roli Zbyszka udało mi się dać coś od siebie. Pani dyrektor powiedziała, że Wojtek Brzeziński był Zbyszkiem lumpem, ale przy okazji buntował się przeciw reżimowi matki. Ja jestem przede wszystkim przeciwko reżimowi, a przy okazji lumpem.

Zasłynął pan fantastyczną rolą Papkina w "Zemście" Fredry w reżyserii Anny Augustynowicz. Olbrychski powiedział kiedyś, że Fredrę należy grać całym ciałem, pan to właśnie robi.

- Ciało samo się uruchamiało. Pomagał w tym wybijany w tym spektaklu rytm. Miło mi, że się Papkin tak spodobał. Najpierw dowiedzieliśmy się, kto zagra w "Zemście", ale jeszcze nie kogo. Na pierwszym spotkaniu pani Augustynowicz mówiła, komu przydzieliła jakie role. Byłem przekonany, że będę Wacławem, bo on jest najmłodszy. A tu nagle pada: "Wacław - Paweł Niczewski. Papkin - ja". Myślę: "Jezus Maria!". To jest moja pierwsza naprawdę duża rola. Ale czułem się w dobrych rękach.

Praca nad "Eine kleine" pozwoliła panu lepiej poznać miasto?

- Wydawało mi się, że dobrze znam Szczecin, bo zawsze interesowałem się jego historią. Mama, która jest historykiem sztuki, też mnie gdzieś popychała w tym kierunku. Ale po opowieściach Przemka Głowy [konsultant historyczny spektaklu "Eine kleine" - red.] odkrywałem to miasto na nowo. Jechałem "trójką", patrzyłem na mijane budynki, myśląc, że ten stał tu przed wojną, a tu była żydowska szkoła Pereca. To zupełnie inny odbiór miasta, z tożsamością.

Jak pan postrzega Szczecin?

- W liceum wielu kolegów zapowiadało, że po maturze wyjeżdżają, że tu nie widzą perspektyw. A mnie zawsze Szczecin był bliski. Myślałem, że jak ktoś chce, to znajdzie tu coś dla siebie. Trzeba tylko szukać, nie zrażać się, gdy od razu nie wyjdzie. Bo dlaczego zaraz iść na łatwiznę i wyjeżdżać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji