Artykuły

Uparła się być artystką

ANNA PRUCNAL występuje na całym świecie. Zawsze w miejscach, które przyciągają wyrafinowaną publiczność. Zmiana ustroju przywróciła ją także polskiej, młodszej publiczności - sylwetka artystki.

Anna Prucnal [na zdjęciu z 1968 r.] to ktoś, kto - mimo szarzyzny minionej, siermiężnej epoki - osiągnął to, co dla wielu z nas na zawsze pozostanie niespełnionym marzeniem. Spotkać legendę tamtych lat... Chciałam. Nie tylko dlatego, że przy okazji wróciły wspomnienia. Spotkałam... niespełnione marzenia.

Na scenie szczupła blondynka we fraku śpiewa po francusku, rosyjsku i polsku.

Recital piosenki aktorskiej w świetnym wykonaniu Anny Prucnal z okazji odbywających się właśnie Dni Francji w Polsce.

Tu jestem Francuzką, a we Francji Polką. Oto moja historia - mówi mi. Ale między Anną - Polką, a Anną - Francuzką jest przecież kawał życia. Z sukcesami porażkami - replikuję.

- Porażki zawsze pracowały na moje sukcesy - odpowiada.

Uparła się być artystką. Nie zdała do szkoły aktorskiej, ale na egzaminie wstępnym zauważył ją prof. Aleksander Bardini i już nie spuścił z oka. Radziła się go zawsze w ważnych dla siebie sprawach. Gdy powiedział: "śpiewaj!", poszła do warszawskiej Akademii Muzycznej . I szybko odnalazła drogę do Studenckiego Teatru Satyryków, legendy tamtego pokolenia.

Tam rodziły się nasze przyjaźnie, gust muzyczny i literacki smak... I nasze wielkie miłości - dorzuca.

Męża odziedziczyła koleżanka

Po Agnieszce Osieckiej odziedziczyła Andrzeja Jareckiego, tekściarza STS-u. I piosenkę "Kochankowie z ulicy Kamiennej", którą Osiecka napisała, studiując w łódzkiej filmówce. - Przed recitalem w Łodzi spacerowałam tą ulicą, płacząc ze wzruszenia - informuje. I zapewnia: - "Kochankowie..." to piosenka-fetysz. Śpiewam ją na każdym koncercie na całym świecie i zawsze po polsku. - A mąż? - pytam.

- Strasznie byłam w nim zakochana, ale mnie porzucił. Zresztą... miał rację - macha ręką. - Po mnie odziedziczyła go Marysia Chrząszcz. Odwiedzałam ich, ilekroć byłam w Polsce. Kilka lat temu zginął w wypadku samochodowym.

Niezbyt ładna, niezbyt zdolna

Mamie nie podobała się Anna w kabarecie. Mama pochodziła z rodu Leszczyńskich. W córkach - Krystynie i Annie - widziała prawdziwe księżniczki. - A tu raptem ja, teatralna komediantka! - szydzi. Ale zaraz dodaje: - W każde święta wujek Edek rozkładał zwoje z naszym drzewem genealogicznym i gapiliśmy się w medaliony przodków. Niezależną duszę odziedziczyła po tacie. Był lwowskim lekarzem. Miał pieniądze, żył z rozmachem.

Zginął w czasie wojny. - Mama miała mu za złe, że narażał rodzinę, działając w ruchu oporu. I że trefne dokumenty zaszył w moim jasieczku - mówi.

Po wojnie były biedne. Ale dumne! - Że żarłyśmy tylko pokrzywy zbierane nad torami, odkryła dopiero moja wychowawczyni, mama wielkiego aktora Zbigniewa Zapasiewicza. Zapisała nas na stołówkę opowiada. Mama sprowadzała ją na ziemię uwagami: "Jesteś niezbyt ładna, niezbyt dobra, niezbyt mądra i niezbyt zdolna".

To wszystko prawda! - potwierdza Anna. - Ciągle mówię źle po francusku, bo się nie uczyłam, byłam leniwa albo zbyt zajęta.

Kto pisał na nią donosy?

Ale są tacy którzy jej słowiański akcent przypisują aktorskiej kreacji. Francuzi uwielbiają tę jej niezbyt poprawną wymowę "r", głos i repertuar chwytający za duszę w piosenkach Wertyńskiego, Okudżawy, Wysockiego. I oryginalną interpretację piosenek Jacquesa Brela.

Anna Prucnal występuje na całym świecie. Zawsze w miejscach, które przyciągają wyrafinowaną publiczność. Zmiana ustroju przywróciła ją także polskiej, młodszej publiczności. Bo dla starszego pokolenia ciągle jest niezapomnianą partnerką Czesława Wołłejki w filmie "Smarkula". Okrzyknięto ją wtedy polską Audrey Hepburn.

Z teczek udostępnionych przez Instytut Pamięci Narodowej dowiedziała się, dlaczego wzmianki o niej były zakazane przez cenzurę "aż do odwołania". Nie powie, kto pisał na nią donosy. Bo to rozczarowanie bliźnimi zamieniła w sukces: opowiedziała o tamtych czasach w autobiografii "Urodzona w Warszawie". Książkę wydano we Francji. Ukaże się też w Polsce. - Kolejną napiszę dla mojej 6-letniej wnuczki Alice - zapowiada.

Kochają się i rozwodzą

Alice jest córką Piotra. Piotr urodził się dwa dni po ślubie Anny z Jeanem Maillandem. - Poczekał na ubezpieczenie, żeby jego poród nas nie zrujnował - pokazuje ślubne zdjęcie.

Jean Mailland - Francuz, filozof, poeta, pisarz, reżyser. Nie spotkałaby go, gdyby nie oblany egzamin w szkole muzycznej . Na poprawce usłyszał ją dyrektor berlińskiej Opery Komicznej i zaproponował stypendium w NRD. W hotelu dla cudzoziemców mieszkał także Jean. Kręcił tam film. - Szarpałam się z rozkładaniem leżaka. Jean rzucił się na pomoc. Tej samej nocy zostaliśmy kochankami - mówi.

To miała być tylko przygoda. A trwa już ponad 30 lat. - Udany seks zatrzyma ludzi przy sobie na zawsze. A my, na dodatek, bardzo się lubimy - zdradza. Kochają się i ciągle... rozwodzą. Ostatnio, na zgodę, wywalczyłam lodówkę, której nie trzeba rozmrażać. Piec, który nie wymaga mycia. Jean świetnie gotuje, ale strasznie bałagani - opowiada. Anna ma nową pasję - malowanie. Choć przenieśli się do przestronnego atelier, nadal lawirują między stosami jego książek i mnóstwem jej wazonów z kwiatami. Anna narzeka na kurz, nieład i zawrotne tempo ich życia. Ale dziękuje losowi za wszystko, czym ją obdarzył.

- Szczęście to takie małe radości -mówi. - Cieszą najbardziej, tak jak najbardziej bolą małe smuteczki. Najsmutniej wspominam dzień, kiedy mama, dla chleba, sprzedała mój medalik ze św. Antonim.

Graj wesołe staruszki!

Nie ukrywa lat. - Ale sześćdziesiątki nie przekraczam! - oświadcza. Ma świetną figurę. - A gdzie tam! - wyszukuje jakąś fałdkę na brzuchu. Recepta na dietę? Kupić nową sukienkę, gdy stara przyciasna. Czy coś by w życiu zmieniła? Niewiele... - Może tylko spowolniłabym ten czas, który niszczy ciało - wzdycha. I zapala się do kolejnej opowieści: - Najlepiej posługują się skalpelem spece od operacji plastycznych w Brazylii i w Monaco. Koszt: 15 tysięcy euro. Sama twarz tylko! A gdzie reszta?! - wykrzykuje.

Jean mówi jej: "Machnij na to ręką graj wesołe staruszki". - Jean pewnie ma rację. Po takiej operacji ani wyjść na wiatr, ani kielicha wypić. Do takiego życia szkoda urody - tłumaczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji