Artykuły

Jaworzno-Szczakowa, Polska

"Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej" w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Jaga Kolawa w Dzienniku - dodatku Kultura.

Sceniczna wersja "Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna-Szczakowej" wystawiona przez Teatr Śląski w Katowicach udowadnia, że bogata materia książki Witkowskiego daje się ujarzmić. Można zaryzykować stwierdzenie, że spektakl jest wiernym odpowiednikiem powieści.

Jaworzno-Szczakowa - miejscowość położona gdzieś na trasie kolejowej między stolicą Śląska a grodem Kraka. Na tej stacji większość z nas nigdy nie wysiądzie, bo i po co? Michał Witkowski zaintrygowany dziwaczną nazwą zatrzymał się tutaj na chwilę i znalazł inspirację do napisania powieści, która uwodzi krzykliwym i tandetnym obrazem czasów końcówki PRL i rodzącego się kapitalizmu. Główny bohater, niejaki Pan Hubert vel Barbara Radziwiłłówna, jest żywym ucieleśnieniem tej epoki. Właściciel lombardu o wdzięcznej nazwie Bastion, cinkciarz, mafioso, "biznesmen", dewocyjny katolik z sarmacką fantazją, a zarazem kryptogej podkreślający z lubością swoje żydowskie korzenie toczy swój monolog, "spowiedź z konsumpcyjnych grzechów dziecięcia wieku". W jego opowieściach, gdzie oratorska fantazja staropolszczyzny miesza się z prostackim gangsterskim slangiem, gwarą śląską i cytatami ze szkolnych lektur doby romantyzmu i pozytywizmu, przewija się galeria postaci ery ustrojowej transformacji: ukraińscy ochroniarze, wariatki nimfomanki, lokalni bossowie, prostytutki, skorumpowani urzędnicy, akwizytorzy sprzedawcy marzeń. Ten absurdalny światek, a raczej półświatek, kisi się w kiczowatej otoczce przyczep z zapiekankami, połówek z kasetami, wideowy-pożyczalni, koszul w palmy, złotych "ket", tancbud z obowiązkową srebrną kulą w tle, plastikowych reklamówek z kolorowymi nadrukami i telewizyjnych tasiemców typu "Dynastia". Witkowski uwodzi tym bogactwem nadmiaru, zmysłem obserwacji i estetyką śmietnika, gdzie można oczywiście znaleźć prawdziwe skarby, takie jak naturalne perły oddane w zastaw do lombardu Huberta przez pewną staruszkę.

Czy ta pstrokata niczym makatka, kunsztownie inkrustowana słowem powieść-dziennik jest możliwa do przełożenia na język teatru? Młody reżyser Jarosław Tumidajski (rocznik 1980) odważnie wszedł w absurdalną, przejaskrawioną, a zarazem opartą na dokumentalnej obserwacji rzeczywistości konwencję prozy Witkowskiego. Spektakl to aktorski popis. Ciężar roli Huberta/Barbary wziął na barki Andrzej Warcaba, tworząc kreację na miarę molierowskiego "Skąpca", "Świętoszka" i "Mieszczanina szlachcicem" razem wziętych. Nadekspresyjne monologi bohatera wielbiącego Matkę Boską, rzucającego gromy na dręczący go wymiar sprawiedliwości, snującego pikantne anegdoty z życia cinkciarzy bawią i intrygują, nie pozostawiając chwili wytchnienia. W brawurowy monolog zostały wplecione postacie z opowieści "bajarza", prawdziwe albo urojone, natchnione i szalone. Ochroniarz Saszka, obiekt miłosnych fantazji Huberta, mafioso o ksywie szejk Amal w kontuszu, kobieta sukcesu handlująca "cudownym" dżemem, lekiem na wszelkie choroby i problemy, czarują i wciągają publiczność, która chwilami w czasie katowickiej inscenizacji może poczuć się jak uczestnicy teleturnieju czy telewizyjnego show na żywo. Chociaż czasy, gdy fortuny rodziły się w warzywniaku czy w hurtowni ścierek do podłogi wydają się odległe, oglądając "Barbarę Radziwiłłównę" ma się wrażenie, że patrząc na Polskę sprzed 20 lat, w tym krzywym zwierciadle odbija się nasza współczesność my. Jesteśmy jak tytułowy bohater, uwięzieni gdzieś w małym świecie kompleksów, niemożności i społecznych determinacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji