Artykuły

Zwierzę ze mnie wychodzi

ANDRZEJ GRABOWSKI, który kiedyś był "tym porządnym krakowskim aktorem", dziś tłumaczy, dlaczego woli być pierwszym we wsi, niż piątym w mieście.

Małgorzata Sadowska: Trafiłam gdzieś na wypowiedź Izabeli Cywińskiej, która powiedziała, że jak przyjął pan rolę w "Świecie według Kiepskich", to zadzwonił do niej, żeby się wytłumaczyć. Dlaczego uznał pan, że w ogóle musi się komukolwiek tłumaczyć?

- Nie przypominam sobie tego telefonu, ale skoro Iza tak mówi, to pewnie tak było. Kiedy niespełna sześć lat temu przyjmowałem rolę w "Kiepskich", był to pierwszy polski sitcom. Mnie -człowieka, który prawie w ogóle nie oglądał i nadal nie ogląda telewizji - denerwowała wtedy ta forma, podkładany śmiech itp. Ale zgodziłem się, bo, mój Boże, aktorstwem zarabiam na życie. W końcu to nie żadna pornografia, tylko normalny film, który jest na dodatek bardzo trudny do zagrania, dużo trudniejszy niż choćby telenowela...

No właśnie, minęło już prawie sześć lat, a pan się dalej tłumaczy! Straszne lanie musiał pan za tę decyzję dostać, skoro do dziś na hasło "Kiepscy" natychmiast zaczyna się bronić.

- Na początku rzeczywiście całą ekipę dotknął ostracyzm środowiskowy. Mnie w szczególności, bo byłem tym porządnym krakowskim aktorem, który odnosi sukcesy na festiwalach teatralnych i będzie od czasu do czasu grał jakiś epizod w filmie, ale przecież żadnej kariery nie zrobi, bo już za stary na to i za poważny.

Jak się właściwie objawiał ten ostracyzm? Koledzy nie podawali panu ręki, przechodzili na drugą stronę ulicy?

- Nie, nie. Tylko na przykład czułem na sobie, spojrzenia pełne politowania: "No, zeszmacił się nam kolega, a my tu wielkąsztukę w teatrze gramy. On szmata, a my ambitni ludzie..." Najlepiej byłoby, gdybym .klepał biedę i grał w piwnicy, którą sobie wynajmę i sam wyszoruję, i jeszcze wydrukuję bilety, i sprzedam ich 15. No i wyjdę goły na scenę, Żeby było bardzo trendy, i będę bił pałką po głowie, bo to wtedy będzie brutalizm. A ja pomyślałem: "Dość mam wszystkich teatrów ambitnych, w których ciągle biją mnie pałką po głowie. Przynajmniej odbiję się finansowo". Nawet Janek Nowicki zmieszał mnie kiedyś z błotem w swoim felietonie, po czym niedawno publicznie przeprosił,, kiedy sam wziął udział w serialu. Dziś jest inaczej, dziś jestem cacy.

Co się zmieniło?

- Środowisko samo zaczęło się "maczać" w tym, w czym ja byłem już dawno,"umoczony", no i świadomość się zmieniła. Pamięta pani, jakim skandalem była "Boża podszewka" Cywińskiej? Jak nas za ten film oskarżano, że antypolski, że zakłamany, że mój bohater to podły knur zapładniający wszystkie baby. I niedawno, po ostatniej emisji "Bożej podszewki", sąsiadka Izy Cywińskiej, kresowiaczka, zaciekła przeciwniczka filmu, spotkała Janusza Michałowskiego, męża Cywińskłej, i powiedziała mu takie oto zdanie: "No i widzi pan, jednak pana żona jest inteligentną kobietą, wszystko zmieniła i teraz jest dobrze". Musiały pojawić się "Big Brother" i "Dwa światy", musiała Frytka pieprzyć się z Kenem na wizji, musiał być "Świat według Kiepskich", żeby nagłe ta "Boża podszewka" stała się pięknym, niewinnym serialem.

My tu o telewizji, a pan mi powiedział, że w ogóle jej nie ogląda.

- Nie mam czasu, a poza tym odzwyczaiłem się i telewizja mnie denerwuje. Tylko proszę nie myśleć, że ja się chcę teraz zaprezentować jako ten, co tylko książki czyta. Książek też nie czytam, bo nie mam kiedy, chyba że na wakacjach. W kółko czytam tylko scenariusze i uczę się ról.

Myślałam, że telewizja jest dla pana przynajmniej źródłem informacji?

- Była, do czasu, kiedy przestałem przejmować się polityką i uświadomiłem sobie, że każdy kolejny parlament powtarza błędy poprzedniego, a ja i tak nie mam żadnego wpływu na to, czy plan Hausnera przejdzie, czy nie i czy podatki będą niższe.

To można żyć w Polsce i nie interesować się polityką?!

- Można. Zajmuję się swoimi sprawami, nie denerwuję się i czuję się szczęśliwy! Wie pani, że ja nawet nie zauważyłem, że Belka został premierem?

Pan bardzo dużo jeździ samochodem, radia pan w samochodzie też nie słucha?

- Ukochanych płyt słucham, a ostatnio piosenki nagranej przez Artura Andrusa "Erotic Mario", która będę wykonywał w programie telewizyjnym i muszę się jej nauczyć. Więc jadę i śpiewam. A kiedy podróżuję nocą, puszczam Radio Maryja i słucham ojca dyrektora Rydzyka, który przez godzinę potrafi mówić, przez telefon do ojca redaktora. Doprowadzają mnie do szału, próbuję się bezskutecznie do nich dodzwonić i już wiem, że na pewno nie usnę, i bardzo

przyjemnie mi się jedzie. Zaznaczam, że sam jestem katolikiem. Ale spod znaku arybiskupa Zydńskiego i księdza Tischnera.

To jest pan chyba jedynym Polakiem, który ma pojęcia o ostatnich aferach.

- Wiem, że ostatnio jest jakaś z Kulczykiem, ale dlaczego - nie wiem. Jego pieniądze są tak olbrzymie, że obawiam się że jeżeli on by wycofał swój kapitał z naszego kraju, to nasz kraj by runął. Ale cóż, w Polsce zawsze ten, kto ma pieniądze, jest niedobry, ten, kto nie ma, jest dobry, ludzie biedni bogatych nie kochają.

Mówi pan to na podstawie własnego doświadczenia?

- Bez przesady, tak bogaty jak Kulczyk to nie jestem! Owszem, zarabiam dużo więcej niż średnia krajowa, ale gdybym pojechał do Paryża, to nadal szukałbym taniego hotelu.

Co jest najbardziej przyjemne w zarabianiu sporych - jednak - pieniędzy?

- Przede wszystkim komfort, że mogę skupić się na tym, co naprawdę ważne. Że się nie martwię, że prąd drożeje, a benzyna znów skoczyła o pięć groszy. Że mogłem kupić córkom mieszkania i wysłać jedną z nich do szkoły do Stanów. Ale nie są to aż takie luksusy, jak sądzą niektórzy, mówiąc: "Gdyby ukradli ci samochód, to tak jakby Potockiemu kura zdechła". Ale my tu w ogóle o sztuce nie mówimy?

A wolałby pan o sztuce?

- Nie.

To wróćmy do pieniędzy. Przychodzą do pana ludzie z prośbami o wsparcie i pomoc?

- Przychodzą, jak pewnie do każdego, kto pokazuje się w kolorowych magazynach. Zgłasza się do mnie co jakiś czas pewna kobieta, ostatnio zadzwoniła, mówiąc, że jej synowi przydałby się rower: ,,Widziałam taki w Tesco, 270 złotych kosztuje". Dla mnie to nie jest koszmarny wydatek, ale na litość boską, niech ona nie wydaje moich pieniędzy! Gdyby zasugerowała, że jest tani, za 50 złotych, w komisie, to sam bym jej zaproponował, że kupimy nie taki dziadowski, ale ten z Tesco. Chętnie pomagam ludziom, ale nie wtedy, kiedy stawiają mi warunki. Wie pani, mam całą masę dłużników, którzy prawdopodobnie już nigdy nie oddadzą mi pieniędzy, bo uważają, że ja i tak zarabiam dużo. A na zwróconą uwagę: "Słuchaj, wiem, że tobie jest trudniej, ale cztery lata temu pożyczyłeś ode mnie parę złotych", słyszę często: "Co?! Brakuje ci?". A ja myślę, że jak ktoś przez rok nie wspomina o długu, to najwyraźniej ma mnie za frajera, którego fantastycznie oszukał. A to jest dla mnie sytuacja psychicznie niekomfortowa. Trudno sprawdzić, czy ktoś potrzebuje wsparcia, czy chce wyłudzić pieniądze, dlatego wolę już wystąpić na imprezie charytatywnej. Jestem też honorowym krwiodawcą, mam rzadką grupę krwi i chętnie zgłaszam się na apele o pomoc.

Ludzie myślą, że jest pan ich własnością?

- Szczególnie w kontekście "Kiepskich". Jeżeli człowiek proszący mnie o autograf mówi: "Dziękuję panu i również dziękuję za to, że spotkałem większego idiotę, niż sam jestem", to nie wiem, czy on mnie obraził, czy chciał mi powiedzieć komplement. Kiedyś jadłem obiad na stacji benzynowej, gdy podjechał autokar z dziećmi. Wycieczka obstąpiła mnie, zaczęła komentować, co mam w talerzu. Mówili o mnie jak o przedmiocie, który spadł z telewizora. I nagle słyszę: "Ty, idź do auta, przynieś aparat, zrobimy sobie z nim zdjęcie...".

Jak z misiem na Krupówkach!

- Tak, tylko miś bierze za to pieniądze. I ja wybuchnąłem. Krzyczę na te dzieci, a one nie wiedzą dlaczego. Taki miły człowiek w telewizji - a tu cham i ordynus. Nauczycielka mnie przeprasza, mnie jest głupio, że dzieci normalnie reagują, a to ja reaguję nienormalnie.

Ale z drugiej strony nie jestem w stanie cały czas się uśmiechać, zwłaszcza gdy podchodzą ludzie i: "Niech pan powie coś jak Ferdek", "Niech pan powie, jak do Cyca pan mówił", "Te, Ferdek, cho no na browar". Coś okropnego, krew mnie zalewa, jak ktoś do mnie mówi "Ferdek", "ty cycu", "jełopie". Dlatego, ku własnemu zaskoczeniu, zdarza mi się strasznie na ludzi nabluzgać, nawyzywać ich od najgorszych. Zwierzę ze mnie wychodzi po prostu.

Nie chcę być niemiła, ale sam pan winien.

- Ależ oczywiście! Sam sobie powtarzam: za to ci chłopie też płacą. Co ty chcesz od ludzi, jesteś u nich w domu co tydzień; co włączą telewizję, to Grabowski się pojawia: albo w programie, albo w filmie, albo w kabarecie. Ja tylko nie zdawałem sobie sprawy, że to aż tak dotyka. Dlatego zacząłem grać w "Złotopolskich" - żeby zmienić wizerunek. Bo niczym innym nie zmienię wizerunku Ferdka Kiepskiego, tylko drugą rolą serialową. Tu gram weterynarza, repatrianta z Kazachstanu, który jest do bólu dobry i szlachetny. Wiem, że taka postać może być nudna, ale jak ulica zobaczy, że tu jest Ferdek, a tu Andrzej Złotopolski, to może im się wszystko popieprzy w głowach i wypadkową zostanie Andrzej Grabowski? Niech pani tylko nie myśli, że ja nad sobą boleję. Ja tylko szukam dróg wyjścia z sytuacji, w którą się wpędziłem albo mój zawód mnie wpędził.

Został pan, jak gdzieś przeczytałam, "symbolem Polski B". Marny komplement, co?

- Boże drogi, niejeden chciałby być symbolem Polski F, D, a nawet Z! Nietrendy obecnie Lew Rywin na pytanie, dlaczego wyjechał z Hollywood, powiedział, że woli być pierwszy we wsi niż piąty w mieście.

Widać stać mnie tylko na to, aby być symbolem Polski B. Poza tym od symbolu Polski B do A już jest tylko stopień...

Z taką "gębą" nieprędko będzie pan symbolem Polski A. Nie żal panu, że dokonał takiego wyboru? Że nie gra wielkich ról dramatycznych?

- Ja wielkie role dramatyczne też grywałem, tylko że nikt tego nie oglądał, a i ci, co oglądali, dawno już zapomnieli. Za niczym nie tęsknię i nie mam kompleksów. Coś pani opowiem: w stanie wojennym, jak moja pierwsza córka była malutka, nie kupiłem mleka i mój kolega z teatru zaproponował: "Wpadnij, dam ci butelkę". Przychodzę, a on mi opowiada, kogo to z wielkich nie znał: Bronisława Dąbrowskiego, słynnego dyrektora, Zofię Jaroszewską, wybitną aktorkę, Kurnakowicza, Woźniaka... "Dla mnie to byli bogowie!... I wiesz co?" - mówi w końcu. "Co?". "I oni wszyscy umarli".

Kiedy na Wszystkich Świętych jestem na krakowskich cmentarzach, widzę, że na grobie Bronisława Dąbrowskiego pali się jedna świeczka z szarfą ZASP-u, na grobie kochanej przez cały Kraków Jaroszewskiej są dwie świeczki. Na grobie Rostworowskiego nie pali się żadna, u Osterwy pali się tylko dlatego, że córka jeszcze żyje. Nie ma tłumów, nie ma tej wielkiej miłości, która była. No ale ja mogę nie mieć racji, bo żeby oszczędzić ludziom widoku Ferdka, na Wszystkich Świętych przychodzę na cmentarz wcześnie rano.

Mam wrażenie, że pan chce, jak cytrynę, do końca wycisnąć swoje pięć minut. Boi się pan końca kariery?

- Nie, bo ja w swoim życiu przeżyłem już mnóstwo niepowodzeń i właściwie dzięki nim zawsze się odbijałem. Gdyby mnie przed laty Krystyna Maisner nie wyrzuciła z Teatru Starego, byłbym dziś aktorem w tym teatrze, grałbym duże role i bym się uśpił sukcesami albo nie grałbym i też bym się uśpił. Ale wtedy nie miałem pracy i zdecydowałem się na "Kiepskich", znosząc te wszystkie artykuły, odrazę kolegów, którzy woleli, żebym nie grał wcale. Bo oni nie stawali przed takimi wyborami, bo im nikt takich propozycji nie składał... Ale co ja tu pani opowiadam! Przeciw sobie znalazłbym dziesiątki równie mocnych argumentów jak te, których używam w swojej obronie.

A jaki byłby ten najmocniejszy argument?

- Że można obejść się bez tego wszystkiego... Do pewnego momentu prowadziłem życie bez ekstrawagancji typu programy rozrywkowe, telewizja, kabarety. I nie miałem biedy, i byłem znanym aktorem teatralnym, i dostawałem nagrody. Mógłbym tak egzystować do końca, a umierając, powiedzieć sobie: "Szlachetnie przeżyłem to moje życie". I też miałbym rację.

PS. Gdy wychodzimy z warszawskiej restauracji, w której spotkałam się z Andrzejem Grabowskim, za plecami słyszę: "kiepsko, niekiepsko, ale spotkać się czasem warto!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji