Artykuły

Jak każdy, jak zawsze

"Wyrzeczenie" w reż. Jarosława Tochowicza w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

"Wyrzeczenie". Co zamierzało? Miało skarcić? Tak. A wzruszyło delikatnie. Miało w nas, w kapitalizmie zagubionych Polakach młodych, omdlałego ducha ocucić - a ciepły uśmiech wykrzesało. Miało karcić za wadliwe wybory życiowe - a dało nam półtorej godziny odpoczynku od nas samych. Surowe być miało, etycznie nieprzejednane i moralnie dojmujące, i uszy szlachetną tezą dźgać miało, hasłem tym ocalającym: "Opamiętaj się, Polaku młody, opamiętaj się rodaku konsumpcjonizmem przeżarty - jeszcze masz czas!!!"... Z grubsza tak miało smakować wyreżyserowane przez Jarosława Tochowicza "Wyrzeczenie" Jarosława Kamińskiego: jak tysiąc innych interwencyjnych arcydzieł społecznie zaangażowanej młodzieży scenicznej. Cóż, nie wyszło... I Bogu niech będą dzięki! Amen.

Notka w programie, nie ma co kryć, poty sprowadziła. "Wyrzekam się. Wyrzekam się siebie, swoich ideałów. Wyrzekam się życia. Dla nowej lodówki, fotela, awansu w firmie. Filozofia życia codziennego w kapitalistycznej Polsce początków XXI wieku. (...) Zdobywać, kupować, polepszać swój byt. Praca i pieniądze. Pieniądze i praca. (...) W tym wszystkim On i Ona. Kolejne gadżety - auto, mieszkanie, wczasy na Majorce. I praca, praca, praca. Wspólny, zbudowany własnymi rękami Nowy Wspaniały Świat. Bez Epikura, bo jest Empik. Bez wiary, bo jest detox. Bez siebie, bo bohaterowie... już zaistnieli"... Nawiasem: świat chcecie reperować, a nawet tego nie wiecie, że Polak, który wieczorem zaistniał zbyt mocno, tylko dzięki detoksowi, nie Bogu, rankiem może do siebie wrócić jako tako?

Mniejsza z tym. Nieważne, jak i nie ważne wszystkie wstępne założenia - ideologie, chęci, strategie sceniczne. Nieważne, bo na ogromnej, prawie pustej scenie (z tyłu ledwie kilka barwnych fotografii "złotych cielców" wolnorynkowej Polski: samochód, lodówka, laptop, skórzany fotel, coś tam jeszcze) - Edyta Torhan i Maciej Adamczyk. Ona i On, nadwiślańska para na progu XXI wieku. Oni i ich zapętlające się monologi o życiu przeszłym, teraźniejszym i przyszłym. Trochę to oskarżenia są - wzajemne i złego świata. Trochę żale, trochę spowiedzi, trochę bluźnierstwa, trochę kroniki rezygnacji. I coś jeszcze. Walor najistotniejszy.

To coś nie do nazwania - nierozszyfrowane zaklęcie teatru - co czasem pozwala opowieści trywialnej, oczywistej, płaskiej zmienić się na scenie w kawałek czasu nieuchwytnego, czasu spokojnych tajemnic i niejednoznacznych cenzurek, kiedy niemożliwa już jest toporna opozycja: wczasy na Majorce i z szampanem w garści - samo zło, wczasy wprawdzie w Pcimiu, lecz z Szymborską przed oczami - samo dobro. Nierozszyfrowane zaklęcie teatru - aktor.

Torhan i Adamczyk. Którędy szły ich myśli, czucia i talenty, że przedszkolna opowiastka Kamińskiego utraciła trywialną jednoznaczność? Oto pieniądze, lodówki, samochody, fotele, Majorki, laptopy i cała reszta "diobłów" konsumpcjonizmu - wszystko w mówieniu, w gestach, w twarzach, w oczach Torhan i Adamczyka, słowo po słowie obróciło się w znaki spraw nieuchronnych. Banalna historyjka o złu nachalnego kapitalizmu stała się starą opowieścią o bezsilności. Starą, bo Empik czy Epikur; laptop czy Arystoteles; audi czy Jan Sebastian Bach; te czy tamte czasy - obojętne. I tak wyczerpują się oddechy, stygną mięśnie, marzenia w popiół się zmieniają, czasu ubywa, zaraz trzeba będzie żegnać się na zawsze... Obojętne pod jakim niebem, obojętne, czy przy Wariacjach Goldbergowskich, czy przy szepcie odkurzacza, co jajecznicę umie robić - jest tak, że zawsze jest tak samo. Gorycz trzeba łykać.

W urokliwie lilipucim uśmiechu Torhan, w dyskretnej ironii Adamczyka - więdnie cała zapowiedziana troska edukacyjna "Wyrzeczenia". Po pięciu minutach ich spowiedzi przestajesz się pocić. Kruszeje zawadiacka publicystyczność, zdychają rewolucyjne ciągoty, misjonarska nachalność w naprawianiu wygiętej duszy świata - blednie. I na amen przepadają gdzieś problemy człowieka w "kapitalistycznej Polsce początków XXI wieku". Słowem - teatr wraca do teatru. Patrzysz więc na dwie samotności, co się zgubiły w istocie nie między i-podem a willą z basenem, tylko między ziemią a niebem. Jak każdy, jak zawsze. Nie będzie inaczej. Miałeś z teatru wyjść duchowo wyremontowany. Wyszedłeś cichszy. Lepiej się nie da.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji