Artykuły

Rodzina

JACEK CIEŚLAK: Pro: Obce słowo "obcy"

"Rodzina" Słonimskiego była najbardziej dochodową komedią okresu międzywojennego. Na historii Lebensona, komisarza sowietów i hitlerowca, von Stucka, którzy okażą się synami polskiego, hrabiego i żydowskiego młynarza - mogliby zrobić kokosy także biadolący o pustej kasie współcześni nam dyrektorzy teatrów. Ich honoru, jak zwykle, musi bronić Teatr Telewizji i Kazimierz Kutz. Gdy teatralna rzeczywistość niezmiennie skrzeczy, dzięki telewizji możemy ubawić się po pachy. Uśmiać się mądrze z siebie samych. Bo przecież na wymianie myśli z Antonim Słonimskim nikt jeszcze nie stracił.

Słonimski, który o "Ptaku" Szaniawskiego pisał na łamach "Wiadomości Literackich", że autor nie jest orłem, sam nie mierzył wysoko jako dramaturg. Nie w głowie były mu Kordiany i Konrady. Ale ze świecą szukać dziś komediopisarza, który tak sprawnie pisałby na scenę o sprawach sobie współczesnych. Pamiętającego przy tym, że najszybszą recenzją będzie śmiech albo nuda widowni.

O powodzeniu "Rodziny" zdecydowały intryga, znakomicie napisane postaci i dialogi, którymi można by uratować od klapy niejeden "współczesny" dramat.

Już sama ekspozycja - wprowadzenie na salony podupadającego dworu w Lekcicach właścicieli warszawskiej pralni Kaczulskich zwiastuje teatralną zabawę żywiącą się komicznym spotkaniem arystokracji i nuworyszy. A przecież czeka nas jeszcze wizyta sanacyjnego starosty, który w imię racji stanu domaga się ugoszczenia sowieckiego komisarza, przyjazd nazisty szukającego w Lekcicach własnych korzeni, flirt Kaczulskiej z hrabią, endeka Kaczulskiego z hitlerowcem i zaskakujący finał. Okaże się wtedy, że każdy z bohaterów jest kimś innym niż mu się wydawało. Faszysta - synem żydowskiego młynarza, a sowiecki komisarz - potomkiem pana hrabiego.

Spektakl jest znakomicie grany. Jerzy Trela w roli Lekcickiego gra chłodnego arystokratę, który rzuca od niechcenia z angielską flegmą "Więc ten pan jest moim synem. I cóż z tego?". Andrzej Grabowski (Kaczulski) to cham, ale z głową na karku. Koślawo wypowiada słowa obce jego sferze. Gdy jednak przyjdzie wybrać kolor koszul polskich faszystów - bez chwili zastanowienia wskaże biały. Jest wszak właścicielem pralni. Najważniejsze jest jednak to, że Kazimierzowi Kutzowi udało się uratować te fragmenty sztuki, które pozwalały nazwać ją Słonimskiemu "komedią antyrasistowską". Trudno, rzecz jasna, w dzisiejszych czasach odczytywać wprost kpinę z antysemityzmu, bolszewizmu i faszyzmu. A jednak niezmiennie łatwo być dzisiaj Żydem. Choć ma to inne znaczenie. Znaczy tyle co "obcy". W "Rodzinie" Słonimskiego nie ma obcych.

***

JANUSZ R. KOWALCZYK: Kontra: Rodzina zastępcza.

Antoni Słonimski w felietonach teatralnych drukowanych w latach 1924-1939 w "Wiadomościach Literackich" był dla autorów i reżyserów bezlitosny. Robił to oczywiście w najlepszej wierze, walcząc z merkantylizmem dyrektorów i dostawców repertuaru, broniąc zaś dobrej literatury na scenie. Ale nawet Schillerowi i Jaraczowi, których twórczość szczególnie cenił, nie omieszkał wytknąć błędów: "Sztuka dłuży się nieznośnie i mamy wrażenie, że trwa nie pięć godzin, ale parę dób. Rzeczywiście, warto by mieć parę, żeby siedzieć na zmianę to na jednej, to na drugiej" - pisał np. o "Rodzinie Massoubre" Devala w reżyserii Leona Schillera. Nie lepiej potraktował wystawioną przez Jaracza "Burzę" Szekspira: "Nie była to burza, ale deszcz tzw. kapuśniaczek; mżyło to parę godzin, wyjść nie było można, a błoto się zrobiło takie, jakiego najstarsi ludzie nie pamiętają".

Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Reżyser Kazimierz Kutz dostarczył nam w poniedziałkowym Teatrze Telewizji okazji, by spojrzeć na "Rodzinę" Słonimskiego-dramaturga okiem felietonisty. Autor dwutomowego zbioru recenzji "Gwałt na Melpomenie" był entuzjastą twórczości George'a Bernarda Shawa, którego komedie charakteryzują się niezwykłą lekkością pióra. Konstrukcyjnie są bez zarzutu, mają pełnokrwiste postacie, posługujące się dialogami przesyconymi przewrotnym humorem. "Rodzinie" Słonimskiego daleko do tego ideału.

Trudności zaczynają się już przy określeniu gatunku. Mimo wagi problemowej poruszanych spraw, których dostarczało życie polityczne połowy lat 30.: jak niemieckie przesądy rasowe czy radzieckie - klasowe, utwór jest najbliższy farsy. Niestety, Kazimierz Kutz starał się nas na siłę przekonać, że mamy do czynienia z drapieżnym dramatem polityczno-obyczajowym, co mu się nijak nie sprawdzało w praktyce. "Rodzinie" brak też zdecydowanego finału, w którym wszystkie pokomplikowane wątki znalazłyby swoje jednoznaczne rozwiązania. Błyskotliwi felietoniści i prześmiewcy, którzy podejmują się tworzenia rzeczy o większym ciężarze gatunkowym, mimo brawurowych nierzadko pomysłów na zawiązanie akcji i jej punkty zwrotne, często mają problemy z zakończeniem (p. filmy wg scenariuszy Stanisława Tyma). W "Rodzinie" wątki nie znajdują swej kulminacji, rozłażą się same przez się, niby psy bezpańskie. Dlatego też zakończenie utworu - ckliwa apoteoza życia w polskim dworku (mocno zadłużonym i podupadłym) - razi sztucznością.

Autor "Rodziny" w jednym z felietonów radził zakupienie Schillerowi budzika kieszonkowego, a nawet zawieszenie mu na szyi londyńskiego Big Bena. Ciekawe, co zaproponowałby Kazimierzowi Kutzowi, który przez ponad dwie godziny karmi nas jego monotonnym humorem słownym, zalewającym potokiem słów o ileż teatrowi bliższy humor sytuacyjny?

Obsada skrzy się od gwiazd. Szkoda tylko, że aktorzy nie dogadali się, w czym występują: Anna Polony gra w komedii, Dorota Segda - w dramacie, Andrzej Grabowski - w horrorze, Zbigniew Zamachowski zaczyna w farsie, a kończy w tragedii. Jedynie Jerzemu Treli udało się zagrać swoją rolę tak, że pasowałaby wszędzie, nawet do melodramatu. Artystyczna chaotyczność spektaklu robi przykre wrażenie kręcenia go w niebywałym pośpiechu, by zaoszczędzić na wynajmowaniu studia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji