Artykuły

Dziwne spotkania u pana Lekcickego

Komedia Antoniego Słonimskiego pt. "Rodzina" została napisana w roku 1933 i w tym też okresie dzieje się jej akcja. Warto o tym pamiętać, bowiem widzowie zdają, się sądzić, iż rzecz powstała przedwczoraj lub co najwyżej przed rokiem. I to nie ze względu na akutalność padających ze sceny stwierdzeń - w znacznej części mocno już zwietrzałych - lecz na ich pozorną korelację z obecną sytuacją polityczną. Nie przeczę - są w "Rodzinie" konstatacje nadal posiadające walor współbrzmienia z dzisiejszym czasem, całość ma wszakże odmienny kontekst polityczny, czego innego dotyczy, z innych wyrasta, doświadczeń.

Fabuła komedii jest w sumie dość prosta, acz skonstruowana została niebywale zręcznie, dzięki czemu wywołuje wrażenie wielopłaszczyznowości i różnorakich odgałęzień. Jej kościec stanowią - zdumiewające niecodziennością - spotkania, do jakich dochodzi w dworku hrabiego Lekcickiego, szlagona o umyśle bywalca paryskich salonów, majątkowe niedostatki rekompensującego przekorną inteligencją. Unikający polityki i problemów wielkiego świata - głównie poprzez ucieczkę w krainę fantastycznych, nikomu do niczego niepotrzebnych wynalazków - stanie się bystrym obserwatorem i aktywnym uczestnikiem zdarzeń, osadzających Lekcice w samym środku nurtu rwącego przez ówczesną Europę burzliwego, pełnego zawirowań strumienia polityki. Do cichego dworku wtargnie on wraz z przyjazdem młodego, fanatycznego hitlerowca, usiłującego udokumentować swe aryjskie pochodzenie, co skończy się dlań niemal tragicznie. Drugim bulwersującym wydarzeniem będzie przybycie do Lekcic wysoko w hierarchii postawionej osobistości ze Związku Radzieckiego. Oczywiście, to również pociągnie za sobą niespodziewane skutki, istotne przede wszystkim dla samego przybysza, ale nie tylko. Rzecz bowiem w tym, że spotkania te - a są jeszcze inne równie zaskakujące - tworzą skomplikowane konstelacje nie tylko w płaszczyźnie politycznej, lecz także i sferze obyczajowej. Co zresztą stanowi główny wątek komediowy.

Będący wszakoż jedynie pretekstem do poruszania spraw znacznie poważniejszych, których Lekcicki wykazujący niekiedy zdumiewającą przenikliwość - jest świadom bardziej, niż ktokolwiek inny z jego otoczenia. Na Zachodzie gromadzą się czarne, groźne chmury, rodzi się i zdobywa sobie coraz, liczniejszych wyznawców obłędna teoria rasizmu, o Hitlerze jeszcze się mówi z lekceważeniem oraz ironią, ale nad Wisłą już znajdują się jego sympatycy. O "Rodzinie" sam Słonimski pisał: "To jest sztuka wymierzona przeciw dyktaturze, komedia antyrasistowska". Jest rok 1933. Rzecz przeciw dyktaturze i rasizmowi jeszcze może być komedią. W parę lat później już nikomu do śmiechu nie będzie. Zresztą bardzo wyraźnie zapowiada to butny hitlerowiec. Ale jeszcze można się pośmiać.

,,Rodzina" serdecznie bawi również dzisiaj. Słonimski to majster nie lada i nie bez powodu nazywany był kiedyś najdowcipniejszym człowiekiem w Polsce. Komedia błyska więc najprzedniejszym humorem, przynosi satysfakcję zgrabną konstrukcją z nieoczekiwanymi zawęźleniami dramaturgicznymi, zainteresowuje wieloma ładnie zakomponowanymi rolami.

Oczywiście, najważniejsza z nich to Tomasz Lekcicki. Zarówno w tekście, jak i na scenie Teatru Nowego. Janusz Kubicki daje w tej roli pokaz najwyższego kunsztu aktorskiego, niemal nieograniczonych możliwości warsztatowych, bezbłędnie opanowanego rzemiosła. Jest to rola - lokomotywa, ciągnie cały spektakl i niczego w niej się nie da zamarkować. Ale też Janusz Kubicki niczego takiego nie robi, bo nie musi. Lekcickiego gra brawurowo od początku do końca, od pierwszego przemknięcia przez scenę, po ostatnie znieruchomienie w fotelu. Jest ogromnie przekonujący, głównie dzięki narzuconej sobie dyscyplinie w rysunku postaci, której jednocześnie nie pozbawia przypisanego jej humoru. Mimika, starannie opracowany gest, trafnie zróżnicowany sposób poruszania się, modulacje głosu - wszystko dobrane tak, że po zobaczeniu Kubickiego w roli Lekcickiego trudno będzie tę postać wyobrazić sobie inaczej.

Czego już o innych powiedzieć się nie da, aczkolwiek kilka z pewnością można będzie zapamiętać. Umiejętnie pokazał stopniową przemianę Hansa Marek Lipski, lepiej - jak się wydaje - czujący ostry, nawet lekko przerysowany sposób gry. W przeciwieństwie do Ludwika Benoita, który Rosenberga okrasił barwami pastelowymi, nieco przymglonymi, o co można by się z twórcą takiego ustawienia postaci pospierać. Prawdą jest jednak, że współgra to z nastrojem dworku, tworzonym - niezależnie od porywczego pana Lekcickiego - przez dwie panie, których spokój, płynący z dość dużej dozy naiwności, prezentowały: Elżbieta Jasińska (Lucysia) i Krystyna Tolewska (Marysia). Ładnie wycieniowała postać ponętnej Kaczulskiej Janina Borońska, natomiast Bogusław Mach wydał mi się trochę niekonsekwentny w prowadzeniu roli Kaczulskiego. Piotr Krukowski potraktował Lebenbauma - moim zdaniem - z nadmierną powagą i dostojeństwem, kontrastującymi ze sprytem jego matki w wykonaniu Hanny Bedryńskiej. W zamierzony sposób irytującą postać . Michała stworzył Adam Gwara; we właściwy ton ówczesnych urzędników państwowych utrafili: Wojciech Pilarski (Wojewoda) i Stanisław Szymczyk (Starosta). Ponadto wystąpili: zdecydowanie przerysowujący postać Kolasińskiego Stefan Niemierowski, Dobrosław Mater (Pituła), Remigiusz Rogacki (Prokurator) i Marian Stanisławski (Naczelnik więzienia).

Przedstawienie ma na ogół dobre tempo acz chciałoby się, by niekiedy uległo ono znacznemu przyspieszeniu. Czasami odnosiłem wrażenie, że reżyserujący "Rodzinę" Edward Dziewoński obawia się, iż poszczególne kwestie mogłyby zabrzmieć nie dość wyraziście, co i tak się zresztą zdarza. Nadanie większej wartkości dialogowi nic by w tym względzie nie zmieniło, całość natomiast stałaby się bardziej zwarta, a szybsze następstwo scen podniosłoby - i tak dość wysoką - atrakcyjność spektaklu.

Skromna scenografia Iwony Zaborowskiej nastrojem przywodzi na myśl komedie Fredrowskie, co tłumaczy się umiejscowieniem akcji, bowiem w lekcickim dworku z powodzeniem mógł się niegdyś spotykać Major ze swymi siostrami. "Rodzina" bowiem - mimo wszystkich ogromnych przecież różnic - mieści się w tym klimacie i tradycji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji