Artykuły

Eksperyment się udał

"Imponderabilia" w reż. Leszka Bzdyla, Jacka Gębury oraz zespołu w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Anna Królica w portalu nowytaniec.pl.

"Imponderabilia" są pierwszą premierą młodego zespołu, który powstał przy Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Duża to zasługa Jacka Gębury (kierownika zespołu) oraz dyrektora Konrada Imiela. A to dopiero początek pomysłu i zarazem planu stworzenia przyjaznej i opiniotwórczej przestrzeni dla tańca współczesnego w Muzycznym Teatrze we Wrocławiu. Chodzą już słuchy o kolejnej premierze, chociaż spodziewać się jej można dopiero w maju.

Choreografię do "Imponderabiliów" stworzyli Jacek Gębura i Leszek Bzdyl. Całość spektaklu jest podzielona na cztery części, a każda ma inną formę, innych aktorów-tancerzy, którzy spotykają się na deskach Dużej Sceny w finale. Autorem tej części jest Bzdyl, trzech poprzednich - Gębura. Ponieważ w każdym pomieszczeniu rzeczywistość przedstawiona ma zupełnie inny charakter, jakość i estetykę ruchu, nie przeszkadza brak ciągłości pod względem autorstwa. Nie ma pęknięć w konstrukcji całości, bo fragmenty nie są ze sobą połączone. To dowolne impresje ruchowe, spięte klamrą w postaci finału. Każda rości sobie prawo do bycia autonomiczną całością.

Ostatnia części spina klamrą w całość wcześniejsze etiudy, ma charakter autotematyczny, opowiada perypetie młodego zespołu podczas przygotowania premiery. Brakuje tylko choreografa czy reżysera, żeby w pełni realistycznie oddać obraz próby. Sytuacja przypomina po trosze fabułę ze znanego dramatu Pirandello "Sześć postaci w poszukiwaniu autora", ale również nawiązuje do ogranego motywu audycji, tak powszechnego w świecie tańca. Nie brakuje tej scenie dowcipu, szczególnie wyróżnia się w niej Paweł Skalski, który zachowuje postawę zbuntowanego tancerza, właściwie jego sposób bycia, gra prowadzi tę scenę. Skalski buntuje się, grożąc, że nie opuści sceny dopóki choreograf tutaj nie przyjdzie i dokończy dla nich układów tanecznych. Na znak protestu rozpoczyna "strajk", polegający na staniu w jednym i tym samym miejscu w oczekiwaniu, nic nie robiąc, ewentualnie rozprawiając lub recytując wiersz własnego autorstwa. Zespołowi nie podoba się jednak buntownik i przemocą wynoszą go. Właściwie formułują kondukt żałobny z własnych ciał, mrucząc przy tym marsz żałobny, kierują się w stronę kulis, ale jeszcze to nie koniec przedstawienia, choć mogłoby się tak wydawać. W pamięci zostaje również moment, innej zbitej grupy wykonującej wspólny ruch, tym razem korowód kobiecy, w który ustawione w półkolu dookoła sceny tancerki wykonują co parę kroków półobrót, w efekcie powstaje bardzo ładny obraz sceniczny, a wykonawczynie po jednej znikają w kulisach.

Ostatnia scena jest również najbogatsza w różne jakości ruchowe, część tancerzy prezentuje w niej swój warsztat aktorski, ale są także fragmenty tańczone, w których nie brakuje grania z pauzą i zatrzymaniem, bezruchem.

Mimo to najciekawsze są dla mnie druga i trzecia część. Pierwszej, odgrywanej w "Baletówce" brakuje trochę wykonawcom precyzji ruchu i techniki. Jeśli najważniejszą częścią przedstawienia staje się warsztat, a tak jest - w tej skupionej na czystym ruchu etiudzie, to widz chciałby zobaczyć aż niewiarygodne w swej doskonałości ciało, tu jednak widać wysiłek i wielką koncentrację. Praca w grupie szczególnie uwidacznia różnice w poziomie, a także bliskie usadzenie widza względem artystów pozwala śledzić wszystkie napięcia na przejętych twarzach. I to ma swój urok - rzecz jasna, ale pozostaje raczej w mojej pamięci jako etiuda uczniowska, jeszcze nie w pełni profesjonalna. A może nawet na odwrót, nie chodzi tyle o technikę, co pewność i zaufanie wobec swojego ciała. Przed oczami widzów, dla których przygotowano trzy rzędy krzeseł, tańczy garstka młodych artystów, zaczęli jeszcze przed naszym przyjściem, nie ma w tej części ewidentnego początku ani końca, kiedy wychodzimy oni jeszcze wprawni w ruch nie przerywają wcale wraz z wyjściem ostatniej osoby. Na czworo tancerzy jest ułożona choreografia, ale nie synchronizacja rządzi ruchem tancerzy, raczej pulsujący rytm. Najpierw ta z przodu zmieni figurę, później ten z boku, dalej ci ustawienie w drugiej linii. Rysunek sceniczny przypomina raczej szachownicę. Imponderabilia? Nazwa pasuje jak ulał do tej części. Rzeczy nieuchwytne, trudne do zliczenia, ujęcia w tradycyjne miary. Przemijanie chwili. Zmierzenie się abstrakcyjną sztuką taneczną zawsze przychodzi trudniej niż ilustracyjną czy fabularną. Tutaj kompozycja, jakości ruchu, tempo decydują o wartości choreografii. Jak opisać intensywność wyrzutu nogi, miękkość kręgosłupa, nie będąc poetką? Jednak w tych etiudach zawsze najtrudniej przychodzi mi patrzeć na twarze, które poza troską o dobre wykonanie nie wyrażają nic. Wiadomo, tym razem tancerze nie kreują postaci, są ucieleśnieniem pewnego zjawiska, powiązanego z ruchem, przez niego poniekąd stwarzanego - z nieuchwytnością. Powraca ona jako mikrotemat na poziomie układu choreograficznego, ruch jakby wahadła staroświeckiego zegara, wspomnienie kołysania huśtawki w dzieciństwie, przesypywanie piasku w klepsydrze. Wszystkie te motoryczne zabiegi wzmagają odczucie zderzenia z tym, co można by określić jako imponderabilia.

Druga część, rozgrywająca się na Małej Scenie "pachnie" teatrem. Świadczy o tym chociażby scenografia. We wcześniejszej części jak przystało na spektakle taneczne wszystko działo na pustej scenie, gdzie sylwetki aktorów nabierają wyrazistości, tym razem przestrzeń jest zabudowana jak dla "teatru dramatycznego". Wchodząc w nią, spojrzenia przyciągają porozrzucane wszędzie buty, kobiecie pantofle. Po pustej przestrzeni i czarnych trykotach, kolorowe obuwie przyciąga zainteresowanie. Tym razem, kiedy wchodzimy nie ma jeszcze aktorów na scenie. Po chwili z jednym drzwi wyjdzie mężczyzna o nienaturalnym wyrazie twarzy i przejdzie po swojej trasie prosto niczym automat i zniknie w innej parze drzwi. Za chwilę dziewczyna dynamicznie otworzy kolejne drzwi i w ten sam nieco dziwny sposób przemierzy część przestrzeni, by ostatecznie także zniknąć w jeszcze innych drzwiach. Napięcie sytuacyjne z każdą chwilą narasta, multiplikacji ulegają także postaci. Z dziewczyny i mężczyzny zrobił się nagle tłum ciągle wędrujących, niemych, skrzywionych postaci, nie wpadają one jednak na siebie, każdy krąży po swojej orbicie. Mijają się dróżkami, najintensywniej zapada w pamięć ta niema wędrówka. Kim są dla siebie, czemu nie reagują? Są zbyt zapracowani? Zmęczeni. Obcy sobie. Temat jakby żywcem przeniesiony z "Tanga" Zbigniewa Rybczyńskiego, tylko że to dopiero początek tej etiudy Jacka Gębury.

W najmniejszej przestrzeni "Orkiestrówki" rozgrywa się trzecia część: trzy ekrany przed nimi trzech statycznych, wpatrzonych mężczyzn. Są odwróceni plecami w stronę publiczności, na plecach ładnie rysują się im mięśnie. Na chwilę właśnie one znajdują się w centrum uwagi. Taniec, rozumiany jako ruch w przestrzeni, zostaje ograniczony do kilku napięć i rozluźnienia mięśni pleców, ruchów żeber itd. Mężczyźni ignorują nas, zapatrzeni w monitory. Taniec i tym razem będzie miał inną jakość i stylistykę, najpierw - trzy solówki. Równocześnie na ekranach pojawią się po kolei twarze tancerzy, robiący głupawe lub śmieszne miny. Nie tańczą modern czy współczesnego, lecz break dance - nowa odsłona tańca teatralnego.

A później pozostaje już tylko finał, w czasie którego wszystkie te elementy i estetyki znajdują wspólny kod.

Jak na pierwszą premierę powstającego zespołu, w którym do razu widać, że każdy z wykonawca ma inny profil taneczny, inną technikę wpisaną w ciało, efekty są bardzo pomyślne. Świetnie dobrana i opracowana koncepcja na całość spektaklu, która z tej różnorodności doświadczeń czyni atut. Intrygujący, choć nie bardzo nowatorski, pomysł na wędrowanie, przemieszczanie się widzów w trakcie przedstawienia dodaje smaczku temu spektaklowi.

Zespół pierwszą premierę ma już za sobą, są też widoki na następną, bowiem Teatr Muzyczny Capitol planuje stworzyć Scenę Tańca Capitol. Eksperyment się udał i oby powstało nowe miejsce do promowania tańca współczesnego (szczególnie we Wrocławiu brakuje takiej przestrzeni), póki co wszystko zapowiada się dobrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji