Artykuły

Tu jest moje szczęście...

- Moim najważniejszym, powiedziałbym macierzystym teatrem jest ten, imienia Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Spędziłem w nim 40 lat życia. Odnoszę wrażenie, że mieszkańcy Katowic, Zabrza, Gliwic czy Chorzowa nie są tak przywiązani do swojej sceny, jak ludzie z Zagłębia. Wszędzie spotyka się grupy stałych bywalców premier, ale nie są one tak liczne jak w sosnowieckim Teatrze - mówi aktor BERNARD KRAWCZYK, obchodzący jubileusz 55-lecia pracy artystycznej.

Rozmowa z BERNARDEM KRAWCZYKIEM [na zdjęciu], aktorem scen Śląska i Zagłębia oraz filmów Kazimierza Kuzta:

Wyrastał Pan w pobliżu kopalni "Mysłowice", Pański ojciec i brat właśnie tam pracowali. Nie chciał Pan brać z nich przykładu?

- Faktycznie podczas okupacji mieszkałem z mamą i bratem dosłownie tuż przy płocie kopalni. Ojca wywieźli na roboty przymusowe do Niemiec, wrócił miesiąc przed wyzwoleniem. Mój brat jako czternastoletni chłopak poszedł do kopalni, żeby mamie pomóc w utrzymaniu rodziny. Niewiele zarabiała na krawiectwie. Ja w 11. roku życia zatrudniłem się u rzeźnika i jako zapłatę przynosiłem do domu tłuszcze. Wiem, co to bieda, głód i strach. Nigdy nie chciałem wykonywać tak zwanego męskiego zawodu, choć górników zawsze poważałem i szanuję. Po wojnie w liceum w Mysłowicach zazdrościłem kolegom z Niwki czy Modrzejowa, że oni mówią taką piękną polszczyzną. Ja tak nie potrafiłem. Moim językiem była śląska gwara, no i znałem niemiecki. W mojej rodzinie wszyscy śpiewali, brat grał na gitarze, więc mnie ta muzyka trochę w liceum podbudowywała. Występowałem na różnych szkolnych akademiach, recytowałem wiersze i śpiewałem. Może zostałbym lekarzem, gdyby mój serdeczny przyjaciel Jan Klemens nie pokazał mi ogłoszenia, że w Katowicach jest nabór do Studium Dramatycznego. Postanowiliśmy obaj spróbować i zostaliśmy przyjęci. I tak niespodziewanie dla siebie samego zostałem aktorem.

55 lat na scenie, 140 ról, która była najważniejsza?

- Dla mnie każda była tą najważniejszą, ponieważ ja bardzo angażują się w to, co robię. Po dziś zawsze jako pierwszy w zespole znam na pamięć rolę. Gdy byłem młody, obsadzano mnie w rolach amantów. Prawdziwym aktorem zostaje się po 40. Wtedy już można zagrać w każdym repertuarze, jeżeli oczywiście ma się talent i szczęście. Najbardziej lubię, gdy na scenie mogę pośmiać się z siebie. Do takiej roli muszę się sporo natrudzić, zastanowić, nabrać dystansu. W dramacie zrobi się smutną minę, udaje się, że się myli i dalej już jakoś leci. Gustaw Holoubek mawiał, że aktor może być nawet inteligentny, byle mu to nie przeszkadzało w pracy.

Grał Pan przez 10 lat w Teatrze Zagłębia, ale większość zawodowego życia spędził Pan na scenach Śląska. Czy jest jakaś różnica w odbiorze sztuki na Śląsku i Zagłębiu.

- Teatr Zagłębia jest najstarszym w regionie i ma niezwykłą publiczność, która kocha swój teatr i swoich aktorów. Scena w Sosnowcu ma doskonałą akustykę, można tam mówić szeptem i jest się słyszanym w ostatnim rzędzie. Dla mnie to był ważny okres w rozwoju zawodowym, repertuar był bardzo ciekawy, wybitni koledzy. W Teatrze Nowym w Zabrzu trafiłem także na przełomowy okres, gdy trzeba było robić sztukę dla klasy robotniczej. Graliśmy początkowo w Domu Kultury. Moim najważniejszym, powiedziałbym macierzystym teatrem jest ten imienia Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Spędziłem w nim 40 lat życia. Odnoszę wrażenie, że mieszkańcy Katowic, Zabrza, Gliwic czy Chorzowa nie są tak przywiązani do swojej sceny, jak ludzie z Zagłębia. Wszędzie spotyka się grupy stałych bywalców premier, ale nie są one tak liczne jak w sosnowieckim Teatrze.

W filmach Kazimierza Kutza grywał Pan z autentycznymi górnikami. Jak się układała współpraca?

- Gdy kręciliśmy "Perłę w Koronie" było sporo górników-statystów. Gdy ich rano pomalowano, przebrano i do nocy musieli być razem z nami na planie, niektórzy mówili nam: "chrzanią tako robota, ida do dom". Inaczej wtedy zaczęli patrzeć na zawód aktora. Przekonali się, że to też nie jest lekka praca, chociaż w żaden sposób nie da się jej porównać pod względem niebezpieczeństwa do tej, którą górnik wykonuje się pod ziemią. Miło wspominam współpracę ze statystami, którzy trafili do nas z kopalń.

Kazimierz Kutz, Gustaw Holuobek, Ignacy Gogolewski, Tadeusz Kantor, że wspomnę tylko kilku z wielu wybitnych artystów, z którymi Pan współpracował. Nie ciągnęli Pana w wielki świat ze śląskiej prowincji, jak postrzegają po dziś niektórzy nasz region?

- Owszem ciągnęli, ale nie dałem się porwać. Miałem propozycje ze scen warszawskich, z Wrocławia, Gdańska, ale nie chciałem wyjeżdżać. Niektórzy pukali się w czoło, gdy odrzucałem interesujące oferty, a ja im mówiłem, że nie mogę stąd wyjechać, ponieważ moja żona gra w Teatrze Zagłębia. Aktor musi mieć w życiu szczęście do ludzi i ról. Ja to szczęście znalazłem na Śląsku. Tu jestem u siebie.

Pańska żona martwi się, gdy po północy nie ma Pana w domu. Jaki jest sposób, by w wieku 77 lat mieć siłę i kondycję do pracy po nocach?

- Trzeba po prostu pracować i to z ludźmi młodymi. Wtedy trzeba się spinać, żeby dotrzymać im kroku. Obecnie gram w czterech sztukach, w dwóch w Teatrze w Bielsku-Białej oraz w dwóch w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Oprócz tego mam różne gościnne występy. Nie narzekam na brak propozycji. Na kondycję nigdy nie narzekałem, choć nie uprawiam sportu. Sporo spaceruję, zwłaszcza z psami. O dietę nie dbam, bo po operacji żołądka nie jem za wiele. Jeżeli zauważę, że sprawność fizyczna czy umysłowa mnie zawodzi, to wycofam się, bo nie ma nic przykrzejszego niż to, gdy aktor zapomina roli. Na razie nie mam takich kłopotów, a dla aktorów w moim wieku jest sporo ciekawych propozycji.

Bernard Krawczyk rozpoczął 56. rok nieprzerwanej pracy na scenie. Oficjalnie od 1993 r. jest emerytem, ale... Obecnie występuje m.ln. w Gliwickim Teatrze Muzycznym w rolach broadwayowskiego reżysera Juliana Marsha w "Czterdziestej drugiej ulicy" Harryego Warrena oraz Barona von Rohnsdorfa w "Księżniczce Czardasza" Emeri-cha Kaimana. Ma opinię najbardziej śląskiego spośród mistrzów sceny. Urodził się 20 maja 1931 roku w miejscowości Podłęże Szlacheckie w powiecie częstochowskim. Tuż przed wojną zamieszkał z rodzicami w Mysłowicach, gdzie przeżył bardzo ciężkie dla niego lata okupacji, a po wyzwoleniu uczył się w tamtejszej szkole powszechnej, a następnie w gimnazjum Im. Tadeusza Kościuszki. Niespełna rok przed maturą został przyjęty do działającego przy Teatrze Śląskim Studia Dramatycznego. Na te] scenie spędził 40 lat swego życia, ale zapisał się dużymi literami także w dziejach Innych scen regionu, m.ln. Teatru Zagłębia I Teatru Nowego w Zabrzu. Kinomanom jest znany z filmów Kazimierza Kutza - "Soli ziemi czarnej" I "Perły w koronie". Jest żonaty, ma Jedną córkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji