Artykuły

Nie dla szkół

Akcja toczy się na scenie greckiego amfiteatru, przez którą "płynie" Styks. Alfred Edward Housman (Jerzy Kiszkis), filolog klasyczny, poeta, czekając na Charona wspomina swoje życie. Pojawiają się obrazy-sceny sprzed lat: studenckie dyskusje o literaturze Greków i Rzymian, spacerujący profesorowie Oxfordu, zawody wioślarskie, które wygrał Mojżesz Jackson (Andrzej Łachański), sportowiec i matematyk, nie spełniona miłość Housmana. Cynik Pollard (Jarosław Tyrański), ich wspólny przyjaciel, z nonszalancją rzuca uwagi znaczące: "ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem"; to samo, tyle że wprost, mówi Chamberlain (Mirosław Krawczyk), kolega z pracy Housmana. Bo wiodącym motywem wspomnień głównego bohatera jest jego nieszczęśliwa, nie spełniona, zakazana miłość do Jacksona. Zrezygnował z niej, zamknął się w świecie miłosnych strof Horacego, Propercjusza, Katullusa i teraz w Hadesie, po swojej śmierci w 1936 roku, zastanawia się nad konsekwencjami tego wyboru.

Symultaniczne dzianie się akcji w dwu płaszczyznach czasowych, erudycyjne popisy literackie, naukowe zagadki, żonglowanie cytatami i filozoficznymi pytaniami o prawdę, przemijanie, sens życia, wreszcie historia, której bohater istniał naprawdę - to wszystko znamy już z "Trawestacji" i "Arkadii", wcześniejszych sztuk Stopparda. (Należałoby jeszcze dodać, że głównymi bohaterami tych dramatów - tak jak w swym najsłynniejszym utworze "Rosenkrantz i Guildernstern nie żyją" - uczynił Stoppard postaci dotychczas drugoplanowe w historii czy literaturze. Miłość Housmana rozwija się w cieniu tragedii Oskara Wilde'a). Polskie wystawienia Stopparda - Zbigniewa Brzozy w Teatrze Studyjnym w Łodzi - z nowatorskim wykorzystaniem techniki filmowej - i Krzysztofa Babickiego w gdańskim Teatrze Wybrzeże - zainscenizowane brawurowo, z rozmachem - podobały się publiczności. Tym razem może być gorzej. Bo "Wynalazek..." jest niebezpiecznie "przegadany". Mało tu wydarzeń, zwrotów akcji; w licznych odwołaniach do tekstów literackich łatwo się zgubić, niektóre filologiczne frazy mogą nużyć, słowna ekwilibrystyka - brzmieć pretensjonalnie. A jednak przedstawienie Babickiego - wierne tekstowi, więc długie i statyczne z konieczności i wyboru - nie jest nużące i pretensjonalne. Zwarta koncepcja inscenizacyjna obejmuje wszystkie elementy teatru: od prostej, ale ułatwiającej zbudowanie dramaturgii przedstawienia scenografii (dzięki ruchomym podestom czas i miejsce zmieniają się niepostrzeżenie), przez kostiumy - piękne, przywodzące na myśl filmy Jamesa Ivory'ego, i grę świateł, przenoszącą nas z mroków Hadesu nad spowite mgłą brzegi Tamizy, gdzie studenci Oxfordu urządzają piknik... aż po niesamowitą muzykę debiutującego w teatrze Marka Kuczyńskiego (ktoś słusznie zauważył, że ścieżkę dźwiękową z "Wynalazku..." należałoby wydać na płycie).

Skojarzenie z filmami Ivory'ego (zwłaszcza z Mauricem, jednym z wybitniejszych obrazów o homoseksualistach) jest na miejscu jeszcze z innego powodu - istotniejszego niż estetyka kostiumów wiktoriańskiej Anglii: z powodu braku dosłowności w pokazywaniu miłości męsko-męskiej. W przedstawieniu Babickiego nie ma zniewieściałych ruchów, dwuznacznych gestów, przerysowanych min i głosów. Dariusz Szymaniak (młody Housman) gra zwyczajnego chłopca pełnego energii, zapału do nauki, łakomego świata, uczuć. Jego entuzjazm i radość życia równoważą spokój, smutek i zrezygnowanie dominujące w kreacji Jerzego Kiszkisa. Gdy stary Housman patrzy na młodego, widać, że jeśli mógłby cofnąć czas, chętnie pozbawiłby go - czyli samego siebie - złudzeń, przestrzegł przed marzycielstwem.

Inaczej objawia się apetyt na życie Jacksona. Dla niego wszystko jest proste, bo sam jest nieskomplikowany - jakby reżyser konstruując tę postać ograniczył aktorskie środki wyrazu. Jedynie tym, którzy pamiętają nieśmiałego, wrażliwego Gusa Andrzeja Łachańskiego z "Arkadii", nie będzie przeszkadzało, że tak mało subtelny, tak jednowymiarowy jest tym razem jego bohater.

Niedosyt teatralnej i aktorskiej błyskotliwości, tempa - czego widz "Arkadii" mógł spodziewać się po Stoppardzie - Babicki zrekompensował troską o urodę inscenizacji "Wynalazku...". Ładna jest scena studenckiej wycieczki łodzią, powracająca tu kilkakrotnie. Również drugi z leitmotivów przedstawienia - spotkania głównych bohaterów - jest bardzo teatralny: cisza, zręcznie ustawione światło, prowadzenie aktorów pozwalają widzom skupić się, gdy Housman tłumaczy sobie, młodszemu o 50 lat, że tylko upływ czasu pozwala zracjonalizować emocje, których na gorąco nie da się nazwać i zrozumieć. Ważny jest też umiar reżysera w potraktowaniu humorystycznej warstwy tekstu ("Homoseksualiści? To jest słowo w połowie łacińskie, w połowie greckie!") zgodny z nową w polskim teatrze tendencją do unikania przesady w "tym temacie".

W którymś z przedpremierowych wywiadów Krzysztof Babicki nazwał "Wynalazek miłości" komedią wysoką dla ludzi, którzy umieją słuchać. Obejrzałam przedstawienie na przedpołudniowym pokazie dla szkół, podczas którego Jerzy Kiszkis musiał uciszać rozbrykaną widownię. No comment.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji