Artykuły

Coraz mniej miłości

"Arkadia" Toma Stopparda, wyreżyserowana przez Krzysztofa Babickiego, była sukcesem artystycznym teatru i reżysera. "Wynalazek miłości" tego samego autora i w tej samej reżyserii nie jest niestety spektaklem, który by tamten sukces powtarzał.

Stoppard zastosował w "Wynalazku miłości" podobny, zdawałoby się chwyt: posługując się jako pretekstem biografią postaci znanej z historii literatury, w erudycyjnym tekście przemyca filozoficzne pytania dotyczące prawdy i zmyślenia, przemijalności i trwałości tego wszystkiego, co składa się na poszczególne ludzkie życie. Na tym jednak podobieństwa pomiędzy jednym i drugim dramatem się kończą.

Zapomniany filolog

W "Arkadii" Stoppard z detektywistyczną dokładnością odtwarzał pewien epizod z życia Byrona, budując wokół niego przedstawienie pasjonujące, z niemal kryminalną intrygą. W "Wynalazku miłości" zajął się Alfredem Housmanem, zapomnianym dziś filologiem klasycznym i poetą z epoki wiktoriańskiej Anglii. Być może z racji swego patrona dramat jest o wiele bardziej, jeśli tak można powiedzieć, filologiczny, oparty na słowie raczej niż scenicznych wydarzeniach.

Tło i platformy

Pozornie wydarzeń tych jest bardzo wiele. Punkt wyjścia jest dość osobliwy: Alfred Housman (Jerzy Kiszkis), poeta i uczony, po śmierci trafia nad brzeg Styksu i łodzią Charona przeprawić się ma na drugi brzeg podziemnej rzeki. Nim się tak stanie, powracają do niego w kolejnych scenach postaci i zdarzenia z całego jego życia. Jak we śnie, czy jak w zawiłym labiryncie, pojawiają się oksfordzcy profesorowie, najpierw nauczyciele, a potem konkurenci Housmana w badaniach nad grecką i rzymską literaturą, czy znajomi ze studiów, a potem przyjaciele na całe życie. Choć dzieje się wiele i sceny zmieniają się co chwila, nie są podporządkowane jakiejś wyraźnej intrydze. Przedstawienie jest bardzo, za bardzo niestety, statyczne. Jego bezruch dobrze oddaje scenografia: na pierwszym planie często pojawiają się wjeżdżające na scenę ruchome platformy, ale tło jest przez cały spektakl jedno i to samo, nieporuszone. Niezwykle rozbudowane są dialogi. Gdyby tekst sztuki Stopparda był sam w sobie intrygujący nie byłoby to problemem. Nie zafascynowały mnie jednak dywagacje o przypadkowości i fragmentaryczności tego, co tworzy historię kultury, czy erudycyjne rozważania o dziejach starożytnej liryki miłosnej.

Wynalazek miłości

Stoppard usiłuje w swym dramacie, swobodnie łączącym wiele historycznych planów, opowiedzieć nam losy najważniejszego z ludzkich wynalazków: wynalazku miłości. Jeśli dobrze rzecz zrozumiałem, próbuje pokazać, że z upływem czasu wiemy o niej coraz mniej i nasza wiedza staje się coraz bardziej fałszywa. Czy jednak aby to przyjąć, muszę aż tak żmudnie wyłuskiwać sens z nużącego przedstawienia?

W spektaklu pojawia się wiele dobrych ról. Z przyjemnością widzi się na scenie Teatru Wybrzeże młodych aktorów, takich jak Dariusz Szymaniak (młody Housman), czy zwykle eksploatowany w epizodach Andrzej Łachański, którzy (zwłaszcza ten pierwszy) wykorzystują z powodzeniem szansę pokazania się w ważnych rolach. Jednak sam autor swoim niezbyt scenicznym tekstem postawił widzom wymagania, którym niżej podpisany nie potrafił sprostać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji