Artykuły

Gorzka łamigłówka

"Umowa, czyli łajdak ukarany" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku - dodatku Kultura.

Patrząc na "Umowę, czyli łajdaka ukaranego" Marivaux, drugi po "Tartuffie" spektakl Jacques'a Lassallea w Narodowym, zastanawiałem się, na ile autor odnalazłby w nim ducha swoich czasów.

Przedstawienie Lassalle'a jest przyjemnością chodzenia labiryntem kultury. Nowoczesne technologie oświetlenia, dekoratorskie materiały nieznane w czasach Marivaux użyte zostały przez Dorotę Kołodyńską do zbudowania scenografii imponującej myśleniem o tradycji teatru i łączeniem jej z myślą współczesną. Na scenie wciąż obecna jest Natura. Towarzyszy akcji, buduje nastrój, jest aktywnym aktorem przedstawienia. Jest jednak skonwencjonalizowana zgodnie z estetycznym ideałem baroku i rokoko dążących do włączenia przyrody w wielkie teatrum tej epoki. Ogromną scenę Teatru Narodowego zamykają z boku drzewa. Są obrazami pokrywającymi ogromne plastikowe płachty. Zawieszone jedne za drugimi coś przypominają ludziom znającym historię teatru. To przecież dawne teatralne kulisy. Ruchome reflektory o zmiennych kolorach światła wyczarowują w scenicznym prospekcie pierzaste chmury, wędrujący księżyc przeświecający zza gęstwiny drzew. Hrabina siada na ogrodowej huśtawce tak dobrze znanej ze słynnego obrazu Fragonarda, reprodukowanego zresztą w programie przedstawienia. Zwraca uwagę ruch sceniczny, wypracowany, baletowy niemal gest dłoni Małgorzaty Kożuchowskiej powstrzymującej zbytnią śmiałość Lelia (Grzegorz Małecki), baletowa płynność i elegancja kroku. To jest dzisiejszy barokowy teatr, a właściwie jego poetyka z całą konwencjonalnością - przystosowana wszakże do wrażliwości człowieka XXI wieku. Jeśli dodać do tego przekład Jerzego Radziwiłowicza godzący wymóg "pięknej mowy" tak cenionej w czasach francuskiego klasycyzmu, do którego przynależy dzieło Marivaux, z komunikatywnością i rytmem, tak cenionymi przez dzisiejszą widownię, i w tej dziedzinie mamy harmonijne połączenie tradycji z nowoczesnością.

"Umowa" to gorzkie wyznanie niewiary w świat, w którym uczucie przelicza się na pieniądz, a miłość stała się przedmiotem handlowej transakcji. Bohaterowie rajfurzą sobą, w ten krąg zepsucia dostaje się nawet fałszywy Kawaler - dziewczyna w męskim ubraniu pragnąca ukarać za cynizm Lelia, czyli tytułowego łajdaka. Gra w łże-miłość uprawiana przez postacie Marivaux jest przegraną wszystkich - w finale Hrabina, Lelio i Kawaler, wreszcie uwolniony od męskiego stroju, w zwiewnej sukni, siedzą za biesiadnym stołem sztywni i kompletnie sobie obojętni. W tych ludziach z innego czasu bez plakatowego "uwspółcześniania" rozpoznajemy naszą epokę - równie zepsutą, cyniczną i wyzutą z moralnych skrupułów. "Umowa" jest wydarzeniem niezwykłym. Nie tylko dlatego, że Jacques Lassalle pokazał artystyczną klasę dziś nieosiągalną dla większości polskich reżyserów, nie tylko dlatego, że przywiózł do Polski tekst będący prapremierą po 250 z górą latach. Nie tylko dlatego, że Małgorzata Kożuchowska, Grzegorz Małecki, Jerzy Łapiński i Jerzy Radziwiłowicz tworzą wybitne role, z których Radziwiłowiczowy Trwelin, sprytny sługa, a zarazem sędzia tego zepsutego świata, to chyba najwybitniejsza kreacja w tym przedstawieniu. W chwili gdy literacki teatr, teatr postaci, psychologicznej prawdy, rzemiosła najwyższej próby zepchnięty został na peryferią dzięki pracy Lassalle'a, Kołodyńskiej i aktorów Narodowego pokazał siłę. Tego nie można zanegować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji