Artykuły

Uwspółcześniony romantyzm

"Wolny strzelec" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

Łódzka inscenizacja tej romantycznej opery Carla Marii Webera pozbawiona została jakichkolwiek odniesień historycznych. Ujmuje natomiast efektowną plastycznie, pełną przestrzeni scenografią udanie łączącą urok ludowości z fantastyką oraz baśnią. Największe wrażenie pozostawia scena w Wilczym Jarze.

Książę Otokar ogłasza turniej, który wyłoni leśniczego książęcych lasów - zostanie nim najlepszy strzelec. Zgłaszają się dwaj młodzieńcy: Kacper i Maks. Obaj kochają się w pięknej Agacie. Ale Kacper sprzedał duszę złemu duchowi - Samielowi, i chce na złą drogę sprowadzić Maksa. Podstępem sprawia, że Maks nabija swoją strzelbę zaczarowanymi kulami. Jedna z nich ma trafić Agatę. Na szczęście ta ocaleje dzięki wieńcowi z białych róż podarowanemu przez pustelnika. Kula zabija podstępnego Kacpra. Maks przyznaje się do czarodziejskich praktyk, a książę Otokar skazuje go na łagodną karę: jeżeli przez najbliższy rok będzie prawym człowiekiem i zostanie uznany za dobrego chrześcijanina, to będzie mógł poślubić Agatę.

Reżyser wpisał akcję przedstawienia w ograniczone trzema białymi ekranami pudło sceny, wykorzystując w kreowaniu jego klimatu świetlne projekcje i kolorystykę gry świateł. Można powiedzieć, że scenografia, kostiumy oraz muzyka zatańczyły tutaj ze sobą bezbłędnie. Najpełniej widać to było w zrealizowanej z rozmachem scenie w Wilczym Jarze, gdzie baśniowość mieszała się z fantastyką i chwilami tajemniczej grozy, tworząc wyjątkowo efektowny, pełen życia i dynamiki obraz. Reżyser z wyobraźnią wykorzystał wszelkie możliwości techniczne łódzkiej sceny, prezentując przy okazji całą jej teatralną maszynerię. Wszystko to razem pozwoliło mu na czytelne i zborne poprowadzenie akcji, gdzie miłość, podłość, zło i dobro były motorem napędowym działań bohaterów dzieła Webera. Jednym z ciekawszych pomysłów plastyczno-teatralnych są żywe portrety przodków w pokoju Agaty. Interesująco też poprowadzone zostały pełne życia sceny zbiorowe - to w dużej mierze zasługa Janiny Niesobskiej, która opracowała ruch sceniczny.

Wszelkim scenicznym poczynaniom towarzyszyła pełna symfonicznego rozmachu, dramatyczna i tajemnicza muzyka Webera, czuwał nad nią od dyrygenckiego pulpitu Tadeusz Kozłowski. Dobrze zabrzmiały pod jego batutą oba fragmenty czysto symfoniczne: uwertura i wstęp do III aktu, szkoda tylko, że w kilku momentach gra "blachy" nie do końca satysfakcjonowała. Tak jak nie satysfakcjonowała w pełni obsada. Ireneusz Jakubowski w partii Maksa był - delikatnie mówiąc - nie do zaakceptowania. Nie dość że prezentował matowy głos o płaskim brzmieniu, siłowej emisji i wymuszonej "górze", to jeszcze wiele do życzenia pozostawiał sposób prowadzenia frazy. Na dodatek jego aktorstwo trudno nazwać porywającym. Zupełnie inaczej zaprezentowały się panie - Katarzyna Hołysz w partii lirycznej Agaty i Iwona Socha jako pełna wdzięku Anusia. Pierwsza z pań stworzyła przekonywującą kreację młodej dziewczyny oczekującej na najważniejszy moment w swoim życiu, prezentując przy tym pięknie brzmiący głos, swobodę jego prowadzenia i piękne piana. Druga stworzyła kreację pełną życia i temperamentu, a że przy tym pięknie śpiewała, to oglądało się ją i słuchało z prawdziwą przyjemnością. Z równą satysfakcją słuchałem też imponującego pysznie brzmiącym basem Rafała Siwka w niewielkiej, ale ważnej roli Pustelnika. Pozostali wykonawcy nie wyszli ponad mało frapującą poprawność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji