Zakazy stały się dziś fikcją
- Świat prowincji, który jest właśnie naszym światem, albo upupia, albo aktywizuje. Poza jego urokami, wynikającymi z topografii, istnieje cały obszar społeczny i egzystencjalny stanowiący szarą strefę do koniecznego zapełnienia. Staramy się być w tym obszarze obecni - mówi reżyser JAN KASPER, twórca Teatru Prób w Wągrowcu.
Włodzimierz Braniecki: Założony w 1981 roku i działający przy Liceum Ogólnokształcącym wągrowiecki Teatr Prób, jest jednym z najwybitniejszych polskich teatrów alternatywnych. Co jest źródłem waszej inności, ale też - trwałości?
Jan Kasper: Identycznym stażem pochwalić się może choćby Teatr Stajnia Pegaza, kiedyś z Gdańska, dzisiaj z Sopotu kierowany przez Ewę Ignaczak. To my, liderzy, zapewnialiśmy swoim teatrom poczucie trwałości i tak jest do dzisiaj. Najważniejsze są stałe, wypracowane przez lata mechanizmy funkcjonowania, tworzące coś na kształt tradycji, z jej podstawą, czyli własnym etosem pracy i bliskością relacji personalnych. Siłą rzeczy wszystko w Teatrze Prób dzieje się poprzez mnie, z mojej inicjatywy, lecz sens i ranga tego wszystkiego wykracza już daleko poza wymiar indywidualny. Nie mógłbym przecież istnieć, nie mógłbym niczego zrobić bez mojego zespołu, bez jego kreatywności i zaangażowania.
A "inność"?
- Trudniej mi ją zdefiniować. Przypuszczam, że ma ona związek z miejscem, do którego jesteśmy przypisani - z Wągrowcem. Świat prowincji, który jest właśnie naszym światem, albo upupia, albo aktywizuje. Poza jego urokami, wynikającymi z topografii, istnieje cały obszar społeczny i egzystencjalny stanowiący szarą strefę, do koniecznego zapełnienia. Staramy się być w tym obszarze obecni, włączając się w niego z naszymi propozycjami teatralnymi. Na ile poprzez nie jesteśmy rozpoznawalni, czy dysponujemy własną estetyką, czy ona nas wyróżnia? - o to naprawdę pytać powinno się kogoś innego.
Przyjeżdża Pan do Poznania, do Zamku i Ósemek, z "Czarną skrzynką" [na zdjęciu]. Co jest specyfiką tego spektaklu?
- W dotychczasowych naszych wypowiedziach teatralnych z reguły słyszalny, decydujący był głos zespołowy. "Czarna skrzynka" po raz pierwszy wyraźnie eksponuje postać protagonisty, młodego człowieka po studiach, Maćka, który wkracza w świat dorosłych. Do końca próbuje zachować w nim odrębność, usiłuje być do niego w kontrze. Inspiracją powstania spektaklu była książka Ignacego Karpowicza "Niehalo". Staraliśmy się wykorzystać drapieżność i groteskowość jej języka, który karykaturalnie opisuje, a przy tym zjadliwie obnaża naszą rzeczywistość w kontekście najnowszej, postsolidarnościowej historii. Wskazuje na zagrożenia, jakie w niej tkwią.
Oglądając "Czarną skrzynkę" w Wągrowcu widziałem w tym spektaklu narastający smutku i przygnębienie...
- Zgodnie z tytułem, który odnosi się do chłopięcej pasji naszego protagonisty -klejenia modeli samolotów, nasz spektakl stanowi wyrywkowy zapis danych, dotyczących współczesnej biografii indywidualnej i zbiorowej. Pewien rys sarmacki w tych biografiach się ujawnia: nasza skłonność do koniunkturalizmu, ksenofobii, zaborczy katolicyzm czy uczuciowy infantylizm. Cechy te składają się na portret ponadczasowego homunuculus scurvisinis, jak go nazywa Ignacy Karpowicz. Mnie się wydaje, że w strukturze spektaklu wykorzystaliśmy sporo humoru. Dobrze jednak, jeśli w efekcie jest to humor gogolowski, prowokacyjny, niosący gorycz refleksji.
W waszym liceum zdawał maturę Stanisław Przybyszewski. Czy bunt Młodej Polski przeciwko tamtym "strupieszałym" strukturom świata, może mieć coś wspólnego z dzisiejszym buntem młodych?
- Nie da się rozmawiać sensownie o buncie abstrakcyjnym, o buncie w ogóle. Każdy, którego odnotowała historia, miał jakieś konkretne motywy, zakres oddziaływania, niekiedy nawet program. Bunt modernistów wymierzony był w ideologiczną normatywność literatury poprzedników oraz w ograniczającą wolność artysty obyczajowość przełomu wieku.
Co z tym buntem może mieć coś wspólnego bunt teraźniejszej młodzieży?
- Odwieczny konflikt młodzi - starzy stał się anachronizmem. Bunt jest tam, gdzie obowiązują zakazy. A zakazy dziś są w większości fikcją. Normy się zrelatywizowały, obchodzą najwyżej doktrynerskich polityków. Może paradoksalnie czeka nas bunt za przywróceniem norm?