Artykuły

Sezon Villqista

Z zapowiedzi kilku polskich teatrów wynika, że przygotowują premiery dramatów Villqista, polskiego autora ukrywającego się pod tym ze skandynawska brzmiącym pseudonimem. "Nocą Helvera" otworzyło nowy sezon telewizyjne Studio Teatralne Dwójki, a w dwa tygodnie później warszawski Teatr Powszechny. Takiego entree nie miał chyba żaden polski dramaturg, jeśli nie liczyć błyskotliwego debiutu scenicznego Sławomira Mrożka.

"Noc Helvera" jest utworem niezwykłym. To przenikliwe studium faszyzmu, a właściwie każdej ideologii opartej na nietolerancji, mogło zakończyć się artystyczną klapą. Autor bowiem starannie zatarł ślady prowadzące do konkretnego miejsca i czasu akcji. Rzecz toczy się zatem w jakimś kraju i w jakiejś bliżej nieokreślonej współczesności - dziś albo sto lat temu, w Skandynawii albo może w Chorwacji. To odkonkretnienie dalszego tła idzie jednak w parze z natrętną konkretnością bohaterów, kobiety matkującej psychicznie zwichniętemu młodzieńcowi, którego kiedyś przygarnęła i teraz wychowuje nie bez uczuć wykraczających poza granice macierzyńskie, i jej niedorozwiniętego, przybranego syna. Na szczęście więc nie jest to sztuka, w której dyskutują ze sobą idee, ale żywe, mięsiście narysowane postacie psychicznych rozbitków.

Karla i Helver szukają w sobie nawzajem ratunku przed okrucieństwem świata. Tymczasem fala ksenofobicznych rozruchów przeciw ścierwusom, czyli rozmaitego rodzaju "innym", prowadzi do zagrożenia życia ich obojga. Helver początkowo z energią neofity włącza się do ruchu przeciw ścierwusom, ale wkrótce to on sam staje się obiektem nagonki. Pomysł może nie nowy (rewolucja pożerająca własne dzieci, antysemita, który okazuje się Żydem - to motywy obecne w wielu utworach), ale zrealizowany z żelazną dyscypliną i doskonałym wyczuciem mrocznej odmienności zaburzonej psychiki, zarówno w wymiarze jednostkowym jak i zbiorowym.

Dwie realizacje tego dramatu potwierdzają sceniczną nośność sztuki, która nie pozostawia widza obojętnym. Wprawdzie nie powinno się porównywać realizacji telewizyjnej i teatralnej - technika zawsze ma pewną przewagę nad planem żywym, to i owo można podsztukować - ale z tym większym uznaniem dla autora śpieszę donieść, że obie wersje: i z małego ekranu, i z desek Powszechnego, bronią się.

Barbara Sass zastosowała w swoim telewizyjnym spektaklu świetny chwyt, inkrustując widowisko stylizowanymi dokrętkami filmowymi, ukazującymi niebezpieczne zamieszki. Unikając dosłowności sygnalizowała zarazem narastające zagrożenie. Operując zbliżeniami twarzy aktorów (sugestywna Anna Tomaszewska i wiarygodny Bartek Kasprzykowski) budowała zmienny nastrój spektaklu, w którym strach splatał się z litością, miłość z nienawiścią, gorączka ideologiczna z wyrzutami moralnymi.

Zbigniew Brzoza, reżyser spektaklu w Powszechnym, ograniczył się w zasadzie do poprowadzenia aktorów przez rozmaite stany emocji, wspierając temperaturę emocjonalną odpowiednio dozowaną ilustracją muzyczną, a w momencie największego napięcia - efektami dźwiękowymi, sugerującymi zbliżanie się niebezpieczeństwa. Przez uchylone drzwi mieszkania dochodzą odgłosy bieganiny prześladowców, trzaskanie drzwi, stukot wojskowych butów. Zagłada nadciąga nieuchronnie. Krystyna Janda przejmująco zarysowała postać Karli, cierpliwie znoszącej wybuchy ideologicznego entuzjazmu swego wychowanka. Poddana psychicznej obróbce przez Helvera, usiłującego wcielić się w rolę szturmowca, zmienia skórę w chwili, gdy instynktownie wyczuwa nadciągające niebezpieczeństwo. Wtedy gotowa jest na wszystko. Trudno oprzeć się wzruszeniu, gdy Karla szuka rozpaczliwie ucieczki... Helver Sławomira Packa (mimo że wydawało mi się, iż aktor na tę rolę jest już "przerośnięty", okazał się w sam raz) jest mężczyzną dzieckiem, zainfekowanym groźną ideologią, ale przecież nieświadomym zbrodniczości "zabawy", w której uczestniczy. Na pozór twardy, pozostaje bezradnym chłopcem, wymagającym troski i czułości. Nieporadny w słowach, niekiedy brutalny, niekiedy zaś przemieniony w-niewinną ofiarę, budzi żywe współczucie.

Podczas przedstawienia w Powszechnym można się przestraszyć i wzruszyć. Przerazić okruchami zła, rozsianymi w podświadomości, cynicznie wykorzystywanymi przez tych, którzy grają na najgorszych instynktach, aby wzmacniać swoje wpływy. To mądra, apelująca do wrażliwości sztuka, która przestrzega przed tragicznymi skutkami ideologicznego zaślepienia. Kiedyś Zbigniew Brzoza, inaugurując swoją dyrekcję w Teatrze Studio, chciał o tym samym opowiedzieć "Antygoną" Sofoklesa. Czuło się, że to zabieg zastępczy i wtedy nie udało się. Tym razem, z pomocą Villqista, przekonująco woła o tolerancję. Warto tego apelu wysłuchać, bo jest prawdziwy, z krwi i kości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji