Artykuły

Uwiedzeni przez Igora Strawińskiego

IV Festiwal Wiosny w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Podejrzewam, że jeszcze długo "Święto wiosny" będzie inspirowało artystów. Jedni twórcy uwiedzeni przez Igora Strawińskiego błądzą, mylą się, inni wznoszą się na wyżyny.

Skomponowanie festiwalu monotematycznego, inspirowanego jednym tylko dziełem, to nie lada wyczyn. Podczas IV edycji "Festiwalu wiosny", wyjąwszy dyskusje i trzy koncerty: fortepianowy Marka Tomaszewskiego, "mikserski" Rafała Zapały i "Sacre elektro" An On Bast, zobaczyliśmy aż pięć choreografii.

Maraton zapoczątkował zespół z Izraela Emanuel Gat Dance spektaklem "The Rite of Spring" [na zdjęciu] Emanuela Gata. Dawno nie widziałem w Poznaniu teatru tańca, który miałby w pogardzie improwizację. Odnoszę wrażenie, że choreograf nie oczekuje od tancerzy, iż wymyślą mu ruch, kroki, gesty, a on tylko wybierze to, co pasuje do jego wizji całości i poskłada. Ta wyrafinowana choreografia powstała w jego głowie, a tancerze ją tylko zrealizowali.

Gat zupełne zapomniał o fabularnych konotacjach "Święta wiosny" Strawińskiego. Zaproponował własną opowieść: trzy tancerki i dwóch tancerzy tańczą - to nie jest błąd - salsę. Odnoszę wrażenie, że są albo na jakimś maratonie tańca, a może w nocnym klubie. Dziewczyny próbują zwracać na siebie uwagę. Ale nie chcą być potraktowane jako nachalne, mają swoją godność, prowokują, ale nie ulegają. Mężczyźni z kolei mają świadomość, że są panami sytuacji, ale widzą też, że nie będzie tak łatwo.

Przejmująca historia uwodzenia, kuszenia, skrywania emocji i namiętności. A wszystko precyzyjnie wymyślone i zagrane. Niesamowite jest to, że cała choreografia Gata oparta jest na pracy górnej części ciała tancerzy: nogi to w zasadzie podstawowy krok salsy, ale wszystko - cały teatr - rozgrywa się od pasa w górę. Rewelacyjna praca rąk, głowy, barku Korzystając z kroku salsy, tancerze próbują odnaleźć się w muzyce Strawińskiego, która jest przecież z zupełnie z innej bajki.

Niestety, rozczarowała mnie Sylvie Guillermin, która interpretuje działo Strawińskiego poprzez ograniczenia. Kiedy zobaczyłem metalową konstrukcję, w której miała się rozegrać akcja sceniczna, mój apetyt zaostrzył się. Cóż, ale poza pomysłem konstrukcyjnym nic się nie stało. Był to, jak się okazało, jedyny pomysł i na dodatek przeprowadzony bez polotu i konceptu.

Świetny koncept miał za to Xavier Le Roy. Jak wieść niesie, przez półtora roku terminował u wielkiego dyrygenta Simona Rattle'a. Po spektaklu zrodziło się we mnie tylko jedno pytanie: dlaczego aż tak długo? Xavier Le Roy odegrał monodram, w którym zademonstrował, czego się od swojego mistrza nauczył. Nauczył się wiele, do dyrygowania dodał trochę min od siebie. Świetny koncept na 15 minut, a nie 45.

Na koniec zostawiłem dwie choreografie - supporty. O ile "Lunatycy" Jakuba Królikowskiego nie wyszli poza rolę supportu, o tyle spektakl Kozuba "poLY-RHYtm" jest oryginalną próbą dekonstrukcji rytmu w dziele Strawińskiego. Tej dekonstrukcji kompozytor dokonuje za pomocą ciała tancerza (Mikołaj Mikołajczyk), fortepianu (Anna Kozub) i perkusji (Zbigniew Kozub). Zabieg intrygujący. Szkoda, że w finale nie udało się artystom sprowokować publiczności do wspólnego tańca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji