Artykuły

Wymiana na gruncie słowa

- Ludzie szukają różnorodności w teatrze. A do nas, ludzi teatru, należy znalezienie formy porozumienia z widownią. W moim przypadku gównie słowem, monologiem, monodramem - mówi IRENA JUN, przed występem na Olsztyńskich Spotkaniach Teatralnych.

Irenę Jun, mistrzynię słowa, obejrzymy dwukrotnie: w spektaklu "Obrock" z warszawskiego Teatru Studio i "Weselu" Teatru Współczesnego ze Szczecina.

W "Weselu" wcieli się pani w postać Wernyhory [na zdjęciu]. Jak wyglądały pani rozmowy z reżyserką Anną Augustynowicz na temat budowania tej męskiej postaci?

- Byłam zaskoczona pomysłem Anny Augustynowicz, ale przyjaźnimy się od lat i czułam, że wie, co chce zrobić ze mną w tej roli. Chciałam zagrać w "Weselu" w jej reżyserii. To ważny utwór dla wszystkich Polaków, a granie w "Weselu" jest dla mnie aktorską nobilitacją. Bardzo cenię reżyserkę i byłam pewna, że powstanie spektakl na miarę naszych marzeń, ambicji. Myślę, że podstawową rzeczą przy realizacji była chęć tworzenia poza stereotypami. "Wesele" miało odbiegać od tego, do czego przywykliśmy przy innych inscenizacjach. Powstał spektakl nagi, bez dekoracji, kostiumu, bez sztampy.

W "Obrocku" scenografia również jest zminimalizowana. W spektaklu Bartosza Zaczykiewicza kreujecie postaci głównie za pomocą słowa, mimiki. Czy dzisiejszemu widzowi to wystarcza? Czy młoda publiczność wychowana na kulturze obrazkowej jest w stanie taki teatr zaakceptować?

- "Obrock" oparty na utworze "Matka" Witkacego jest rzeczywiście teatrem obnażonym. To scenariusz wypreparowany z dramatu wieloosobowego, sprowadzony do relacji matka-syn. Pozwala widzieć dramat Witkacego na nowo. Publiczność dała nam dowód, że to pomysł trafny, młodzi widzowie bardzo dobrze odbierają to przedstawienie. Staramy się widownię zaskakiwać, zamieniamy się rolami, grając we dwoje, gramy też inne postaci, więc widz bierze udział w rodzaju aktorskiej psychodramy. Liczy się kontakt z aktorem. Nie mówię tego z punktu widzenia monodramistki, ta po prostu taki rodzaj teatru. Wszelkie emocje, idee przekazujemy słowem, gestem.

W Olsztynie od lat istnieje teatr rapsodyczny, dla którego wzorcem jest m.in. pani praca ze słowem. Czy taki rodzaj teatru ma się w Polsce dobrze?

- Widziałam olsztyński Teatr Biały, nagrodziłam go nawet na którymś festiwalu, znam dokonania Krystyny Spikert, która tworzy teatr rapsodyczny, podziwiam jej pracę. Wydaje mi się, że to wciąż teatr bardzo potrzebny. Odwołuje się do widza, tworzy wymianę na gruncie słowa. Sprawia, że widz myśli, słucha, rozumie, wzrusza się tylko słowem. Warunkiem jest jednak tekst niebanalny, ważny. Taki teatr jest fenomenem, zjawiskiem, nie zdarza się na co dzień. Ludzie szukają różnorodności w teatrze. A do nas, ludzi teatru, należy znalezienie formy porozumienia z widownią. W moim przypadku gównie słowem, monologiem, monodramem.

W zeszłym roku obchodziła pani jubileusz 50-le-cia pracy artystycznej. Czy przy takim stażu można mieć jeszcze marzenia zawodowe?

- Naturalnie, nie czuje się ciężaru tych lat. Stan gotowości do marzeń nie zmienia się, człowiek zawsze jest przed czymś, czego chciałby dokonać. Ale ja o marzeniach nie potrafię mówić. Są obecne, ale ukryte we mnie.

***

Spotkanie z Ireną Jun, Jarosławem Gajewskim i Bartoszem Zaczykiewiczem odbędzie się 24 marca o godz. 21.30 na Scenie u Sewruka.

Irena Jun i Jarosław Gajewski w spektaklu "Obrock"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji