Artykuły

Spektakl chaotyczny

W dwa lata po swym recitalu pieśni Carla Michaela Bellmana Wojciech Kościelniak znów wrócił do twórczości narodowego poety Szwecji. Tym razem zrealizował spektakl. Środowa premiera na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej "Baśni chaotycznej" to zarazem inauguracja działalności nowego wrocławskiego Teatru nr 12.

Spektakl jest zaskoczeniem. Dlatego że od dawna na wrocławskich scenach nie widzieliśmy tyle żywiołowego tańca i śpiewu. Kto jednak zna Bellmana z lektury jedynego w Polsce tomu jego poezji przełożonego przez Leonarda Neugera, który przyjechał na premierę ze Sztokholmu, ten ma żal.

Bellman bowiem, uważany za najwybitniejszego poetę Szwecji - żył w Sztokholmie końca epoki Oświecenia - pisał i śpiewał pieśni, pastorałki i sielanki niezwykłej urody poetyckiej. Tymczasem w spektaklu - zwłaszcza w pierwszej części - tekstu nie słychać i choć aktorzy nie tylko śpiewają, ale i tańczą- nieźle i do ciekawie ułożonej przez Bożenę Klimczak choreografii - ich ekspresja nie rekompensuje braku poprawności w dykcji. Tylko Konrad Imiela świetnie broni zalet Bellmanowskiego tekstu. Część druga, gdzie żywioł tańca uosabiającego radość życia, spędzanego głównie przez Bellmanowskich bohaterów w knajpie, ustępuje miejsca tematowi poważnemu - śmierci; poezja zaczyna błyszczeć swym blaskiem. Młodzi aktorzy stają się bardziej wewnętrznie skupieni, zaczynają słuchać tego, co śpiewają, więc i do widza tekst wreszcie dociera. Szczególnie piękne - wraz z ruchem, oszczędnym, spokojnym - jest wykonanie pieśni, a właściwie posłania "Do ojca Mowica", konającego na suchoty.

Wojciech Kościelniak dokonał rzeczy odważnej. Twórczość osiemnastowiecznego poety zderzył z nowoczesną, agresywną choreografią i muzyką. Równolegle do opowieści na scenie według Bellmanowskich pieśni próbował przybliżyć, a zarazem uwspółcześnić postać samego poety, wyświetlając na kilkunastu monitorach nad widownią, zabawny, quasi-montypythonowski film.

Nie każdemu sposób na Bellmana Kościelniaka może się podobać. Ci, co Bellmana dotąd nie znali, nie do końca zrozumieli go po premierze Teatru nr 12. Albo w ogóle go nie zrozumieli, przede wszystkim ze względu na błędy aktorskie. Kto Bellmana zna, pewnie sięgnął po jego poezję, żeby ją sobie odświeżyć, bo spektakl gdzieś tam taką zadrę zostawia, że życie nie jest sielanką, że niepokoi, boli. To udało się jakoś Kościelniakowi przemycić, szkoda tylko, że w formie nie do końca artystycznie zamkniętej.

CARL MICHAEL BELLMAN, nadworny poeta króla Gustawa III, uwielbiany przez sztokholmian świetny kompan do kieliszka, dusza towarzystwa, znany bywalcom knajp, siedział też parę miesięcy w więzieniu za długi. Uważany za największego i najpopularniejszego do dziś szwedzkiego poetę. Jego pieśni, pisane do popularnych, łatwo wpadających w ucho melodii, opowiadają o życiu zwykłych ludzi - żołnierzy, szynkareczek, prostytutek. Bawią i śmieszą, a zarazem przypominają o kruchości i ulotności ludzkiego istnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji