Artykuły

Markiz de Sade po raz pierwszy w Teatrze Nowym

Poglądy na temat seksu libertyna wszech czasów, markiza de Sade'a siały zgorszenie we Francji epoki oświecenia. Upłynęło kilka wieków, a "Filozofia w buduarze", słynne dzieło obrazoburczego Francuza, wciąż z powodzeniem może służyć jako... podręcznik najbardziej wyuzdanych praktyk erotycznych. Do tej pory żaden teatr nie odważył się wystawić pełnej dosadnych opisów książki. Pierwszy będzie krakowski Teatr Nowy, w którym już jutro [29.03] o godz. 19.30 odbędzie się premiera opartego na "Filozofii w buduarze" spektaklu - pisała przed premierą Joanna Weryńska w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Sztukę wyreżyserował Bogdan Hussakowski. Chciał to zrobić już kilka lat temu, jednak dyrektorzy teatrów wciąż mu odmawiali, obawiając się, że przedstawienie zostanie źle przyjęte. Zaryzykował dopiero Piotr Sieklucki, dyrektor Nowego. Ba, nawet zdecydował się zagrać w spektaklu samego markiza.

- Nie mamy nic do stracenia. Nie jesteśmy teatrem miejskim, nie może przyjść do nas dyrektor wydziału kultury i zabronić wystawienia tej sztuki. Jedyne, co możemy stracić, to dofinansowanie. Mamy nadzieję, że jednak tak się nie stanie. Urzędnicy też mają przecież poczucie humoru. Zresztą, od momentu istnienia teatru, czyli od dwóch lat, nie odwiedził nas żaden przedstawiciel UMK - mówi Sieklucki.

Zapewnia on, że spektakl w gruncie rzeczy będzie zabawny. - Takim przewodnim światełkiem dla reżysera stał się Monty Python. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że ktoś może wyjść w trakcie spektaklu, bo poczuje się urażony. Przede wszystkim zdenerwować może widza okrutny monolog markiza o nieistnieniu Boga - przyznaje aktor.

Co ciekawe, pieprzną sztukę, oczywiście tylko dla dorosłych, oglądać będziemy jak na ekranie. Takie wrażenie sprawia bowiem scenografia do przedstawienia. - Scena przypomina terrarium. My aktorzy znajdujemy się za jego szybą. Gramy ludzi-sodomitów, którzy uprawiają seks w najróżniejszych konfiguracjach. Oddzielając scenę od widowni Hussakowski chciał pokazać tych ludzi jako mniejszość - wyjaśnia aktor grający markiza.

Jakby tego było mało, aktorzy będą mieli cały czas związane ręce. - Wykonujemy różne akrobatyczne wręcz figury. Taki seks ma znaczenie symboliczne, bowiem markiz swoją filozofię opisał w więzieniu - mówi Sieklucki. Zdradza jednak, że seks potraktowany został w sztuce bardzo umownie. - Zbliżenia intymne pokazujemy w symbolicznych akrobacjach, które niejednokrotnie są bardzo śmieszne, zaprawionę humorem Monty Pythona. Uważam, że pokazać ten tekst w wersji dosłownej byłoby dużo prościej, tyle że wyszedłby z tego film pornograficzny, homoseksualny i kazirodczy w jednym. A nie o to nam chodziło - tłumaczy dyrektor Nowego.

Wyznaje też, że praca nad przedstawieniem nie była łatwa. Największe opory miały dziewczyny. - Co rusz, jakaś aktorka rezygnowała z roli. Zresztą każdy musiał przełamać swoje bariery. Pomógł fakt, że wszyscy jesteśmy młodymi, wyzwolonymi ludźmi. Myślę, że inaczej podchodzimy do tej literatury niż na przykład podszedłby Krzysztof Globisz. Nie chcę zapeszać, ale to może być jeden z najlepszych naszych spektakli - zapowiada dyrektor.

Demonicznemu tekstowi markiza odpowiadać będą demoniczne peruki z epoki i ostre makijaże, w czarno-białej gamie kolorystycznej. Sieklucki zdradza, że nie jest przyjemnie występować z takim mocnym makijażem. - Kiedy jestem na scenie, trochę mi on spływa. Ale najgorsze jest to, że potem nie można go dokładnie zmyć. Kiedyś wieczorem po próbie szedłem do domu. Na oczach miałem resztki czarnego podkładu. Każdy kto mnie mijał, przyglądał mi się badawczo. Kilka razy usłyszałem komentarz typu "co za ciota"... Cóż, trudno, przecież nie będę każdemu wyjaśniał, że jestem aktorem. Stroje aktorów będą za to skromne, tylko zwykłe białe koszule, czarne, obcisłe legginsy i białe podkolanówki. W sztuce nie ma też żadnych rekwizytów.

- To minimalizm charakterystyczny dla Hussakowskiego. Chociaż dyrektor Nowego trochę denerwuje się przed premierą, nie ma wątpliwości, że "Filozofię w buduarze" warto pokazać. - Młodość nie trwa długo, a chwile szczęścia są wszak tak krótkie, że kiedy się nimi nacieszysz, zabawiać cię będą ich wspomnienia na starość - mówi słowami samego de Sade'a.

Co ciekawe, żaden z piątki grających w spektaklu aktorów nie zaprosił na premierę swojej mamy... Nazwisko de Sade magnetyzująco podziałało za to na dyrektorów krakowskich teatrów. - Swoją obecność na niedzielnej premierze potwierdził każdy z nich - mówi zadowolony Piotr Sieklucki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji