Artykuły

Śląską Czarną Maskę otrzymuje...

Zgryźliwi tetrycy powiadają, że polski teatr umiera. A może to tylko polska krytyka jest w stanie agonalnym? Intensywnej terapii z pewnością wymaga krytyka teatralna na Śląsku. Większość objawów chorobowych można zaobserwować na podstawie właśnie wręczonych nagród marszałka województwa śląskiego - Złotych Masek - przyznawanych środowisku artystów przez środowisko dziennikarzy. A raczej przyjaciołom przez przyjaciół. Pisze Igor Chmielewicz.

Zgryźliwi tetrycy powiadają, że polski teatr umiera. A może to tylko polska krytyka jest w stanie agonalnym? Intensywnej terapii z pewnością wymaga krytyka teatralna na Śląsku. Większość objawów chorobowych można zaobserwować na podstawie właśnie wręczonych nagród marszałka województwa śląskiego - Złotych Masek - przyznawanych środowisku artystów przez środowisko dziennikarzy. A raczej przyjaciołom przez przyjaciół. Bo to, co najbardziej uderza w śląskiej krytyce, to towarzystwo wzajemnej adoracji na linii artyści - krytycy. Dawno już odeszli w niepamięć krytycy obserwujący i komentujący życie teatralne regionu, patrzący artystom na ręce, oceniający ich pracę. Pozostali tylko przyjaciele teatrów, utwierdzający artystów w ich i tak niezachwianym przeświadczeniu o własnej wielkości i wyjątkowości.

Dwunastoosobowe grono dziennikarzy prasowych, radiowych i telewizyjnych zbiera się co roku, by przyjrzeć się spektaklom roku minionego i nagrodzić te najciekawsze w dziewięciu kategoriach. Tak rzecz wygląda w teorii. Praktyka pokazuje odmienne tendencje - prześledzenie listy zwycięzców z ostatnich lat pokazuje, że najbardziej znaczące wydarzenia teatralne stanowią zaledwie niewielką część przyznanych nagród. Reszta wydaje się świadczyć o podejściu komisji, które można zatytułować "wszystkie dzieci nasze są". Nagrody przyznaje się nieadekwatnie do zasług, a raczej w myśl zasady "komu jeszcze nie daliśmy Złotej Maski". Czcigodna komisja najwyraźniej dba o to, by żaden twórca nie poczuł się pokrzywdzony brakiem nagrody, czy chociażby nominacji. Szkoda tylko, że nie o to w tych zawodach idzie. Żniwem takiego podejścia są kuriozalne pomyłki kapituły z ostatnich lat. Dwie największe porażki jurorów to spektakle: "Żyd" w reżyserii Roberta Talarczyka z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej (2008) i "Wampir" w reżyserii Marcina Sławińskiego z Teatru Nowego w Zabrzu (2003). Oba spektakle odbiły się szerokim echem w całym kraju, zdobyły nagrody na prestiżowych festiwalach i konkursach, tymczasem na rodzimym Śląsku otrzymały po zaledwie jednej nominacji. Odwrotną sytuacją była zeszłoroczna nominacja dla Łukasza Wylężałka za reżyserię spektaklu "Nowonarodzony" z Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie. Częstochowski spektakl był najlepszym masowym lekiem na bezsenność, jaki pojawił się na śląskich scenach ostatnimi czasy. Może właśnie fakt, iż członkowie kapituły przespali cały spektakl, zadecydował o tej nominacji? To jedyne racjonalne wytłumaczenie, bo artystyczna wartość tego spektaklu dyskwalifikuje go w jakichkolwiek rankingach.

Istne kuriozum stanowi w tym roku kategoria Nagroda Specjalna. Oprócz nominacji dla Maćko Prusaka za ruch sceniczny i choreografię do spektaklu "Carmina Burana" w reżyserii Roberta Skolmowskiego z Opery Śląskiej w Bytomiu, podwójną szansę na nagrodę miał także Śląski Teatr Tańca: za organizację piętnastu już edycji Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej oraz za wyróżniający się spektakl baletowy "Panopticom albo/i Przypowieść o maku". Nagrodę otrzymał oczywiście Śląski Teatr Tańca za organizację festiwalu, co dziwi wobec konsekwentnie obniżających się poziomu i rangi tego przedsięwzięcia w skali krajowej, o międzynarodowej nie wspominając. Stąd też mam dwa postulaty. Jeden już na zasadzie post-factum: można było dać trzecią nominację dla ŚTT za otwarcie zamiejscowego Wydziału PWST w Bytomiu ze specjalnością aktor-tancerz - wtedy już w dniu ogłoszenia nominacji dyrektor Jacek Łumiński mógłby sobie zarezerwować w swoim, zapewne bardzo zajętym, kalendarzu wieczór na wręczenie nagród. Druga propozycja - na przyszłość - może w przyszłym roku do Nagrody Specjalnej nominować np. Teatr Śląski za przygotowywanie premier od ponad stu lat. Taki dorobek wymaga z pewnością większego wysiłku niż organizacja piętnastu edycji festiwalu.

Te i inne grzechy i grzeszki wokół Złotych Masek każą się zastanowić nad przyczyną zaistniałego stanu rzeczy. Czy śląscy dziennikarze są na tyle niekompetentni, że nie potrafią odróżnić szmiry od dzieła wybitnego? Czy mają problemy z pojmowaniem sensu i idei takiego konkursu jak Maski? A może kłopot pojawia się już na poziomie władania językiem i rozumienia znaczenia słowa "specjalny"? To tylko kilka domysłów w poszukiwaniu przyczyny. Jest jeszcze jeden - o tyle ryzykowny, że gdyby okazał się prawdą, rzeczywistość byłaby smutniejsza niż można by się spodziewać. A może nominacje i nagrody są takie, a nie inne, bo część kapituły w nosie ma faktyczny stan śląskiego teatru i w ogóle nie ogląda przedstawień, a nominacje zgłasza na podstawie przeczytanych recenzji? Nie, to nie może być prawdą, to się nawet w głowie nie mieści. Przecież wtedy część komisji byłaby jedynie grupą hipokrytów - a o to nawet nie śmiem podejrzewać członków Szanownej Kapituły!

Niestety, większość wymienionych grzechów śląskiej krytyki to nie tylko wypadki przy pracy, ale rzeczywistość nasza codzienna. A dolegliwości nękających dziennikarzy teatralnych jest o wiele więcej. Chociażby dziwna praktyka towarzyszenia recenzentów teatrom w ich spektaklach wyjazdowych. Dziennikarz wybiera się z teatrem dajmy na to do stolicy, a po powrocie entuzjastycznie opisuje jak to dobrze przyjęto naszych w stolicy. Czasami posuwa się nawet do naginania rzeczywistości i referuje, jakie świetne recenzje zebrał śląski teatr po stołecznych pokazach, a tu rzeczywistość skrzeczy - mimo usilnych poszukiwań nie można odnaleźć świadectw tego doskonałego przyjęcia.

Albo inny kwiatek - gdyby ktoś z zewnątrz poczytał recenzje śląskich spektakli, mógłby pomyśleć, że trafił do teatralnego Eldorado, w którym zdarzają się wyłącznie dobre przedstawienia. Śląska krytyka nie ma bowiem w zwyczaju negatywnego oceniania premier. Jest tak dobroduszna, że nawet w najgorszej szmirze potrafi znaleźć pozytywne aspekty. Bo przecież artyści się napracowali, więc trzeba ich docenić. A że efekty tej pracy marne? O tym cicho sza! O ile jakoś można zrozumieć taką postawę w przypadku dojrzałych recenzentów, uwikłanych w rozmaite stosunki towarzyskie i zawodowe z artystami, o tyle dziwi, że ludzie dopiero wchodzący w ten zawód już na starcie dostosowują się do panujących warunków i chwalą, chwalą, chwalą. Chociaż może to dobrze, bo korzyści są obustronne - artyści zadowoleni, że ich pochwalono, krytycy zadowoleni bo za to, że chwalą, mogą otrzymać zaszczytne miano przyjaciela teatru. I machina kręci się w najlepsze. Niestety, cierpi na tym teatr i widzowie.

Inna rzecz to lenistwo śląskich krytyków. Osoby, którym chce się ruszyć poza region i zobaczyć, jak inni robią teatr, można policzyć na palcach jednej ręki. Większości nie interesuje, co dzieje się poza Śląskiem, jak wygląda polski teatr. Swoją wiedzę o jego kondycji czerpią z trzech głównych festiwali, już samo pojawienie się jakiegoś spektaklu na jednym z nich poczytując jako wydarzenie wielkiej wagi. Pokutuje też myślenie, że skoro jakiś spektakl został zaproszony, to z góry można uznać, że musi być dobry - można wyłączyć samodzielne myślenie i zdroworozsądkową ocenę. Potem wystarczy napisać kilka ogólnych sentencji o świetnym aktorstwie, pochwalić ładną scenografię i dobrą reżyserię. I gotowe. Nieważne, że pisze się o reżyserze bzdury wyssane z palca, dowodzące totalnej ignorancji recenzenta. Ważne, że karawana idzie dalej.

W Łodzi także przyznaje się teatralne Złote Maski. Ale tam, oprócz nagród doceniających twórców, wręcza się także Czarną Maskę - za wyjątkowo nieudane spektakle czy inne działania szkodzące teatrowi. Chyba czas najwyższy, żeby Śląsk wziął przykład z Łodzi. Jako pierwszego laureata Czarnej Maski proponuję śląską krytykę teatralną. Wątpię jednak, żeby ktokolwiek kwapił się do odbioru tej nagrody, a co gorsza - wątpię, czy choć przez chwilę zachwiałaby ona świetnym samopoczuciem śląskich dziennikarzy teatralnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji