Artykuły

Trzy kobiety i Kaczor

"Kieszonkowy atlas kobiet" w reż. Waldemara Smigasiewicza w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze ten [Tadeusz Nyczek] w Przekroju.

"Kieszonkowy atlas kobiet" na scenie

Książka, już sławna, jest dosyć okrutna okrutna. Nie tylko w temacie i problemie, ale i w języku, jakby połamanym, naśladującym nerwicowy tok myślenia czwórki bohaterów narratorów. Jeśli kto lubi schodzić do piwnic ludzkiej egzystencji, gdzie bieda krzyżuje się z okrucieństwem, strach z upokorzeniem, przemoc z próbami wyrwania się do nieba bardziej ludzkich uczuć, doceni odwagę i empatię Sylwii Chutnik. Nie miałem zielonego wyobrażenia, jak te cztery ekspresyjne opowieści można przełożyć na teatr. Po pierwszej uwierzyłem, że można. Parę rekwizytów, szybkie skróty inscenizacyjne, Paulina Holtz w krótkich zwarciach z Adamem Woronowiczem - błyskotliwy, poetycki teatr wprost z Biaoszewskiego.

zabrakło ałbo cierpliwości i puścił dwa monodramiki do bólu konwencjonalne: ot, siedzi aktor i gada, czasem wstanie, czasem się przejdzie. I aż żal Joanny Żółkowskiej i Kazimierza Kaczora, bo zasługiwali na czulsze potraktowanie. A w ostatnim monologu znów dobry duch wstąpił w Śmigasiewicza i dał pograć Annie Moskal, która z werwą biega po scenie i widowni jako wściekła nastolatka dewastandta. Wszystko razem miało pewnie wyglądać na balladę o smutnym losie pokrzywdzonych i odrzuconych. Ale wcale nie jestem pewien, czy warto było rzucać się akurat z tą książką na teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji