Artykuły

Kambek

"Kambek" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Joanna Nowińska w Miesięczniku.

14 marca roku w koszalińskim Bałtyckim Teatrze Dramatycznym odbył się przedpremierowy pokaz kameralnego psychologicznego dramatu "Kambek" w reżyserii Gabriela Gietzky'ego. "Kambek" jest dramaturgicznym debiutem. Jako dramaturg debiutuje bowiem Ryszard Ulicki, koszaliński poeta, prozaik, autor tomików poetyckich, powieści, zbiorów opowiadań, a także - słów do kilkuset piosenek. W przejmującej i gorzkiej, a jednak finalizowanej przewrotnym happy-endem opowieści o dewaluacji marzeń występuje Katarzyna Ulicka-Pyda. Na swoim koncie popularna aktorka BTD ma już kilkadziesiąt ról, ale właśnie w "Kambeku" po raz pierwszy zmierzyła się z najtrudniejszym scenicznym gatunkiem - monodramem, który w jej interpretacji okazał się realistycznym teatrem psychologicznej prawdy.

W malutkim, skromnym, archaicznie umeblowanym i skąpo oświetlonym pokoiku jednego z amerykańskich pensjonatów dla ubogich emigrantów, rozgrywa się dramat stopniowego dochodzenia do prawdy. To bardzo bolesny proces. Ta prawda ma wiele wymiarów. Ta prawda, zgodnie z przysłowiem jest naga, a więc nie grzeszy urodą. Jednak uszlachetnia. Aby uświadomić sobie klęskę marzeń, które tak brutalnie zgasiła rzeczywistość, aby zburzyć swój własny świat, misternie budowany z kłamstw, półprawd, wspomnień i fikcji - trzeba wielkiej odwagi. Kto wie, czy bohaterka byłaby zdolna do tak heroicznego aktu, gdyby nie tragiczna śmierć sąsiada zza ściany? Ten dramat spowodował duchowy przełom. Runęła fasada wielkiej gwiazdy. Zamiast niej ukazała się doświadczona przez los i chorobę kobieta, która - na przekór wszystkiemu - postanawia rozpocząć życie od nowa.

Swoją opowieść Ryszard Ulicki nasyca gorzkim humorem. Portretując bohaterkę, bezkompromisowo i szczerze spogląda w głąb kobiecej duszy. Dynamicznie skomponowany, pełen emocjonalnego napięcia spektakl, pokazuje grę ludzkich namiętności. Pozwala także odczuć wszystkie zmiany nastroju wahającej się od euforii do rozpaczy kobiety. Z wnikliwością wytrawnego obserwatora autor prezentuje również mozaikę ludzkich charakterów. Ta galeria, wyłaniająca się z telefonicznych rozmów bohaterki, jest bardzo smutna Niespełniony literat, starty na miazgę strachu i upokorzenia. Nie pomogły krajowe nagrody przyznawane "młodym. zdolnym i obiecującym", nie pomogło znakomite pióro, a nawet uroda filmowego amanta. Miarą literackiego upadku stają się artykuły pisane do polonijnych gazetek i niekończące się oczekiwanie na nędzne honorarium Przeciwieństwem tragicznych artystów jest natomiast pretensjonalna właścicielka pensjonatu. Zamiast swojsko brzmiącego nazwiska "Wróbel" używa nazwiska zmarłego amerykańskiego małżonka - Swenson. Zalegających z czynszem rodaków prześladuje groźbą eksmisji i wszelkie egzystencjalne rozterki są jej zupełnie obce. Podobnie zresztą jak współczucie

Polski pejzaż za oceanem powstaje w wyniku zderzenia artystycznych i jakże polskich "snów o potędze" z brutalną amerykańską rzeczywistością, niszczącą ludzkie pragnienia i ludzką godność. Trudno się więc dziwić, że przeważają w nim szare, mroczny barwy samotności, alienacji i klęski Nie tak łatwo bowiem "schować swój honor za pazuchę"

Bohaterce - popularnej w Polsce piosenkarce - nie udało się powtórzyć za oceanem krajowych sukcesów. Ucieka więc w świat wspomnień utrwalonych na czarno-białych fotografiach. Smętne ubóstwo pensjonatowego pokoiku rozjaśnia blaskiem scenicznych kreacji i karminem pierzastych boa, a w rozmowach z synem kreuje swój bardzo odległy od rzeczywistości wizerunek. Bowiem koncerty z udziałem tysięcy zachwyconych widzów, podobnie jak praca nad trzecią amerykańską płytą, są tylko żałosnym kłamstwem. Rozchwytywana przed laty w Polsce gwiazda, tu - w Ameryce - stała się zgorzkniałą, ubogą kobietą. Smutek, bolesne rozczarowanie i samotność topi w kolejnych kieliszkach alkoholu. Z rzewną nostalgią wspomina dawno minione PRL-owskie Eldorado, w którym artyści noszeni byli na rękach. Ale jak długo można żyć wspomnieniami, złudzeniami i niczym nie uzasadnioną nadzieją? Śmierć literata, który czasami pozwalał zwyciężyć demony rozpaczy, samotności i zwątpienia, prowokuje bohaterkę do swoistego życiowego résumé i przewartościowania priorytetów. Sama przed sobą jest boleśnie szczera. No tak, nie była dobrą matką, ale czy żyjąc na walizkach od koncertu do koncertu, od bankietu do bankietu - można pielęgnować dom i rodzinę? To prawda - nie była świętą Ale czy żyjąc mocno i kierując się wyłącznie "serduchem" - można być świętą?

Przeszedł jednak czas na zmiany. Trzeba zamknąć pewien etap. Bohaterka wznosi ostatni toast. Przywołuje zmarłych i umierających - z głodu, chorób i nadmiaru ambicji - artystów. Pije za zmarnowane talenty, za rozpuszczone w wódce pomysły Pozostały w kieliszku alkohol wylewa na podłogę. To symboliczny gest. Początek nowej ery. Bohaterka podejmuje decyzję o powrocie. Ocali swą godność, podejmie próbę ratowania tego, co jeszcze można uratować. Przyszedł czas na kambek. Może więc jednak nie wszystko zmierza do katastrofy? Może jeszcze uda się odbudować relacje z zaniedbywanym przed laty dzieckiem?

Katarzyna Ulicka-Pyda doskonale wpisuje się w gęstą od emocji materię widowiska. Swoją bohaterkę tworzy niezwykle wyraziście, nadając scenicznej postaci rys tragicznego autentyzmu. Płynnie przechodzi od krzyku do szeptu, od wybuchowej ekspresji - do ciszy i bezruchu, od łagodnego zamyślenia - do gwałtownych ataków furii. Operując bogatą paletą środków aktorskich kreuje niejednoznaczną postać - zarówno liryczną, jak i prostacką, bezradną i władczą. Delikatność splata z cynizmem, naiwność - z bolesną rozpaczą. Gra przeciwieństwami i zmiennymi nastrojami. Z talentem i wielką wrażliwością ukazuje bohaterkę w momencie życiowego przełomu. W jej interpretacji historia o emocjonalnym dojrzewaniu do najtrudniejszych życiowych decyzji staje się wzruszająco prawdziwa.

Ciekawy tekst literacki został przez Gabriela Gietzky'ego przełożony na dynamiczne obrazy, barwnie skomponowane i błyskotliwie pointowane. Warto podkreślić styl reżyserii młodego artysty - pełen inwencji, erudycji i ciekawych pomysłów. Na bazie skromnej, umownej scenografii buduje piękną opowieść o zmienności ludzkiego losu, nadziei i poszukiwaniu szczęścia. Swobodnie łączy plany czasowe, prezentując spójny spektakl nasycony psychologiczną wiarygodnością i klimatem ciepłego liryzmu. Nastrój widowiska podkreśla pięknymi, wplecionymi w akcję spektaklu, piosenkami, które w pełni pozwalają podziwiać nie tylko aktorski, ale także i wokalny kunszt Katarzyny Ulickiej-Pydy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji