Artykuły

Jak oszukać anioła?

"Ludzie i anioły" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemii Kaliskiej.

27 marca na scenie kameralnej Teatru imienia Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu odbyła się polska prapremiera sztuki rosyjskiego dramaturga, Wiktora Szenderowicza "Ludzie i anioły".

W ludowych legendach, a także w naszej literaturze pięknej raz po raz pojawia się charakterystyczny wątek sprytnego człowieka, który potrafi oszukać diabła i wystrychnąć go na dudka. Czego najlepszym przykładem może być sławny pan Twardowski z mickiewiczowskiej ballady, przez długie lata wpisanej w kanon lektur szkolnych. Oszukać diabła - jak wiadomo - to nie grzech! Ale oszukać anioła? To już zupełnie inna kwestia... A na takiej właśnie zasadzie zbudowana jest sztuka rosyjskiego dramaturga, Wiktora Szenderowicza "Ludzie i anioły", której prapremiera polska odbyła się 27 marca na scenie kameralnej Teatru im. W. Bogusławskiego w Kaliszu. Podobno zabiegały o ten zaszczyt także warszawskie teatry, ale kaliszanie nie ustąpili, co niewątpliwie podnosi prestiż sceny nad Prosną.

W Rosji ów dramat grany jest z powodzeniem od siedmiu lat, poza jej granicami jeszcze nie był wystawiany. Nie da się ukryć, że u nas trafia akurat w nurt prawdziwej anielskiej euforii. Jeszcze do niedawna te skrzydlate stwory kryły się skromnie po kościołach czy na cmentarzach, dziś całe zastępy anielskie stoją na półkach w każdym sklepiku z ozdobami, pamiątkami czy upominkami. A kupujemy sobie nawzajem te wdzięczne figurki na każdą okazję, traktując je jako rodzaj amuletów. Skąd się wzięła ta anielska moda w kraju, gdzie od wieków czczono przede wszystkim Matkę Boską Częstochowską, która ocaliła nas od nawały szwedzkiej i bolszewickiej? - Nie wiadomo! (Podejrzewam trochę, że to sprawka naszych niewydarzonych polityków i niezłomnego ojca Rydzyka, którzy tak zawłaszczyli Najświętszą Panienkę dla swych partykularnych interesów, że zwykłym śmiertelnikom pozostało już tylko zawierzyć szeregowym aniołkom.)

Autor sztuki, obecny na kaliskiej premierze, wprawdzie solennie zapewniał, że nie zamierzał podważać anielskiego mitu, ale publiczność ma prawo ten spektakl tak odbierać. Jowialny, żywiołowy, tryskający energią osobnik ze sporą nadwagą i ostrym makijażem na twarzy, przyodziany w srebrzystobiały garniturek i takiż płaszczyk, który podaje się tutaj za wysłannika niebios, cech anielskich ma w sobie niewiele. Urodą i sposobem bycia przypomina nieco owe barokowe "putta" figlujące wokół ołtarzy (toutes proportions gardees!), ale cała reszta jest już zapożyczona od pospolitego gatunku homo sapiens. Ów anioł lubi sobie walnąć kielicha i pośpiewać, umie zadbać o swoje interesy, nieźle kombinuje i manipuluje, bywa cyniczny i bezwzględny, no i błyskawicznie przyswaja sobie nasze najgorsze cechy. W tę barwną i co najmniej dwulicową postać w kaliskim spektaklu wcielił się znakomicie Jacek Jackowicz. A partneruje mu -z równym powodzeniem - Lech Wierzbowski w mniej atrakcyjnej ale chyba głębszej roli Iwana Paszkina czyli zwykłego człowieka, który ma odejść z tego świata. Paszkin nie należy do kategorii "nowych ruskich", ale jakoś tam dorobił się niezłego mieszkania i zwitka dolarów w bieliźniarce. To taki mały cwaniaczek, który musi troszkę nagrzeszyć, żeby wyjść na swoje. W pierwszym akcie porażony wizją śmierci, skulony na kanapie, trzęsie się ze strachu jak mała myszka pod miotłą. Ale kiedy pojmuje plany przewrotnego anioła, budzi się z nim wola walki i... ciepłe ludzkie uczucia.

Cała fabuła sztuki sprowadza się do walki o duszę (a przy okazji także o mieszkanie!) Paszkina, a tekst - do jednego wielkiego dialogu między dwoma głównymi bohaterami. Rzecz jest jednak tak inteligentnie napisana i dobrze skonstruowana, a ponadto nie pozbawiona dobrego humoru, że nie nudzimy się ani przez chwilę. Przy okazji dowiadujemy się też to i owo o ludzkich słabościach, a także o kiepskim ustroju tego i tamtego świata. Nie są to prawdy ani odkrywcze ani bolesne, bo całej sztuce wyraźnie brakuje tego "ostrego pazura", do którego przyzwyczaili nas współcześni rosyjscy autorzy. (Dość wspomnieć tu chociażby z kaliskiego repertuaru "Ławeczkę" Gelmana czy "Jak zjadłem psa" Griszkowca).

Sztuka Szenderowicza na swój sposób "rozgrzesza" i ludzkie słabości, i całą machinę władzy, i ów kiepski porządek świata. No bo skoro aniołowie też nie są doskonali, a niebiańska hierarchia do złudzenia przypomina kremlowską - to widać tak być musi i trzeba się z tym pogodzić. Być może Rosjanie mają już dość rozrachunków z przeszłością i dalszego "rozdrapywania ran". Być może takie "ułaskawienie" było im potrzebne. Zwłaszcza, że przyszło ze strony pisarza, uchodzącego za opozycjonistę. (Zresztą któż inny mógłby dokonać takiego aktu w tym zlaicyzowanym kraju?)

Dla mnie jednak w tej zgrabnej, dowcipnej, inteligentnie napisanej i sprawnie wyreżyserowanej sztuce zabrakło tego, co najważniejsze - głębszego sensu. "Ludzie i anioły" to nie ostra satyra, ani też wieloznaczna alegoria. To tylko zwykła farsa, która udaje moralitet.

A czy można wykiwać anioła i jak to zrobić? - To już zobaczcie sami. Koniecznie! Taki wieczór w teatrze na pewno nikomu nie przysporzy stresów ani dyskomfortu, a wręcz przeciwnie dostarczy trochę dobrej zabawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji