Artykuły

Jak umierają marzenia

Autor posadził naprzeciwko siebie dwie pary i z sadystyczną przyjemnością zafundował im okrutny seans psychoanalityczny. Reżyser spektaklu pozwolił nam w nim uczestniczyć.

Alma (Bogusława Pawelec) i Robert (Bronisław Wrocławski), zgorzkniałe małżeństwo aktorów po czterdziestce zaprasza do siebie Heddę (Dorota Kiełkiewicz), także aktorkę i Jonasa (Piotra Krukowskiego), wziętego psychologa. Na początku są banalne rozmówki o niczym ("a co tam słychać?", "jak nowa kanapa?"), ale z upływem czasu przyjacielska kolacyjka przeradza się w okrutną psychodramę, rodzaj przetargu na życie. Każdy z bohaterów chce sprzedać to, co uważa za najlepsze, nie wie jednak, że ma mocno przechodzony towar. Bo kto kupi frustracje, złudzenia i zawiedzione marzenia? Bogusława Pawelec stworzyła prawdziwą kreację. Zaczęła jak u Hitchocka: najpierw trzęsienie ziemi, potem napięcie rosło i trzymało do końca. Krzyczała, szeptała, płakała i śmiała się na przemian, miotała się po scenie, by za chwilę paść "bez zmysłów" na kanapę. Jej Alma to kobieta dojrzała, błyskotliwie agresywna, piekielnie inteligentna, prowadząca totalną wojnę ze wszystkimi. Wie, że pewnych ról już nie zagra. Ani Ofelii w teatrze, ani uwielbianej matki, żony i kochanki w życiu. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że tego wszystkiego nie udało jej się osiągnąć, przez zwykłe zaniechanie. Wprawdzie do samobójstwa została sprowokowana przez męża, ale od początku nie mamy wątpliwości, że jej śmierć to wynik braku pomysłu na siebie. Bronisław Wrocławski w roli Roberta także poszedł na całość i stworzył bardzo sugestywny portret aktora "po przejściach". O ile jednak Alma, nie chce już walczyć, on cały czas się miota, próbuje się sprawdzać i udowadniać sobie, że jest najlepszy. Na scenie ma jednak niewielkie szanse, więc jako worek treningowy wybiera żonę. Podobny sposób odreagowania stosuje Jonas, czyli Piotr Krukowski, psychoanalityk. Krukowski zbudował swoją postać w przewrotny sposób, odgrywał "ciepłe kluchy", by niepostrzeżenie zamienić się w bestię i kata. Robert swój zawód wykonuje tylko po to, by z większości pacjentek uczynić kochanki. W przerwach ma zwyczaj poniżania i bicia Heddy, swojej żony, w którą udatnie wcieliła się Dorota Kiełkowicz. Ta, stłamszona przez męża uprawia sadomasochizm, bez końca powtarzając "Nie sądzę, by ktokolwiek zauważył moją nieobecność". I w końcu jej wierzymy.

Gra aktorów i ich bliskość (publiczność siedziała na scenie, tworząc czwartą ścianę salonu) sprawiła, że nie sposób było pozostać obojętnym. I choć aktorami ten spektakl stoi, trzeba też oddać sprawiedliwość "nieaktorskim" elementom inscenizacji: scenografii Grzegorza Małeckiego i kostiumom Jagny Janickiej, kontrastującej z pełną napięć akcją muzyce Jana Kantego Pawluśkiewicza.

Reżyser Tomasz Zygadło doskonale wie, ile znaczy dobrze dobrana obsada i że czasami warto zwyczajnie pozwolić aktorom pograć. I właśnie ta rzadka dzisiaj świadomość w połączeniu ze znakomitą pracą aktorów stały się podstawą sukcesu premiery w Jaraczu.

Lars Noren, " Miłość - to takie proste", reżyseria Tomasz Zygadło, dekoracje Grzegorz Małecki, kostiumy Jagna Janicka, muzyka Jan Kanty Pawluśkiewicz, reżyseria światła Krzysztof Sendke, Teatr im. Stefana Jaracza, 11 października 1998 roku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji