Artykuły

Przezroczyści ludzie

Dlaczego ściany w domu Kaniewskiej są szklane? Dlaczego w pustym salonie honorowe miejsce zajmuje stoi bilardowy? Dlaczego bohaterowie Czechowa zwijają się w paroksyzmach śmiechu? Na takie dziwne pytania każe odpowiadać widzom "Wiśniowego sadu" reżyser Maciej Prus. Z "Wiśniowym sadem" polski teatr od lat nie umie sobie poradzić. Wybitne inscenizacje (z tą Jerzego Jarockiego na czele) można policzyć na palcach, a w ostatnich sezonach próby zmierzenia się z ostatnim arcydziełem Antoniego Czechowa kończyły się reżyserskimi i aktorskimi porażkami. O tym, jak trudno grać tę "komedię" przekonali się inscenizatorzy-Mikołaj Grabowski, Leonid Hejfec i Andrzej Domalik, i świetne aktorki - Iwona Bielska, Danuta Stenka i Krystyna Janda. "Wiśniowy sad" jest dla artystów wyzwaniem. Warunkiem powodzenia spektaklu jest osiągnięcie równowagi między pozorną komediowością zdarzeń i śmiesznością ludzkich charakterów a wpisanym w ich egzystencję tragizmem. Kiedy zachowane zostają te proporcje, naprawdę wyrazisty staje się konflikt między starym a nowym światem. Czechow żegna w "Wiśniowym sadzie" dawną szlachecką Rosję, a wraz z nią tradycję i wartości. Arystokrata resztkami sił walczy o zachowanie godności, ale starania te wyglądają raczej żałośnie. Gdzieś za oknami drwale szykują już siekiery, by na rozkaz nowego zarządcy ścinać drzewa. W "Wiśniowym sadzie" - jak w żadnej innej sztuce Czechowa-ironia miesza się z nostalgią, smutek ze śmiechem, współczucie dla bohaterów z refleksją o przemijaniu. Czechow daje genialne w swej lakoniczności, a jednocześnie absolutnie skończone portrety postaci. Jeden gest, jeden nawyk, kilka słów wystarczy za całą biografię. Także dlatego sztuka jest szansą dla aktorów. Nie tylko sceniczne Raniewskie, ale również wykonawcy w epizodach mogą stworzyć zapadające w pamięć role. Przedstawienie w Teatrze Narodowym zapowiadało się na sukces. Wytrawny reżyser, scenograf Boris Kudlicka, autorka kostiumów Zofia de Ines, kompozytor Jacek Ostaszewski, w obsadzie gwiazdy. Wreszcie Teresa Budzisz-Krzyżanowska w roli Raniewskiej - wymarzonej dla wielkiej aktorki.

Niepokój budzi już scenografia. Dom Raniewskiej zbudowany jest ze szklanych ścian i przywodzi na myśl gigantyczną szpitalną izbę przyjęć. Sprzęty wyprzedano, więc w salonie wzrok przykuwa bilardowy stół, jakby dziedziczka przyjeżdżała z Paryża tylko po to, by rozegrać partyjkę. Wreszcie ponoć 100-letnia szafa - w inscenizacji Prusa przypomina użytkowy mebel z któregoś z warszawskich magazynów. Ta scenografia dowodzi, że autorzy spektaklu za nic mają myśl Czechowa, nie zadają sobie trudu, by uważnie przeczytać dramat.

Nie ma mowy o konflikcie nowego ze światem pięknych tradycji. Świat "Wiśniowego sadu" Prusa został zdegradowany, bohaterowie zbyt często są tylko karykaturami postaci Czechowa. Oglądając spektakl nieraz odnosi się wrażenie, że reżyser mimowolnie zadrwił sobie z autora "Mewy". Cały pierwszy akt upływa na niskich żartach, aktorzy zwijają się w paroksyzmach śmiechu. Przepadła gdzieś atmosfera nadciągającego końca, Czechowowskie drugie dno, które powoduje, że śmiech jest tylko grymasem, a każdy dowcip ma ukryć rozpacz i żal za utraconym przegranym życiem. Została bezsensowna bieganina, zamiast precyzyjnego dialogu mamy niezrozumiały (fatalna dykcja aktorów) bełkot.

Inscenizacja Prusa polega na uczynieniu z "Wiśniowego sadu" opowieści w iście komiksowym stylu. Tak ustawione zostały poszczególne role. Zamiast ludzi z krwi i kości scenę zaludniają infantylne, wycięte z papieru typy. Częstokroć aktorskie pomysły ograniczają się do powtarzania w nieskończoność jednego grepsu, jednej miny. Nawet Raniewska Budzisz-Krzyżanowskięj jest tylko szkicem postaci. Jaka to mogła być kreacja, widać tylko w kilku momentach. Długo pamięta się zamglone spojrzenie aktorki, gdy na zawsze żegna się z domem. Jest w nim prawdziwy ból, tęsknota i smutek. Ale to wszystko. Nawet śmierć Firsa (Zdzisław Tobiasz) budzi tylko śmiech. Szklany dom Prusa ma niestety wymiar symboliczny. Przez przezroczyste ściany widać równie przezroczystych, bezbarwnych ludzi, którym obce są emocje. Trudno przejąć się ich losem. Nie taką "komedię" napisał Antoni Czechow.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji