Artykuły

Hej, kolęda, czyli stół polski

Co prawda nie jest rzeczą przyjętą, by autor recenzowanego u­tworu polemizował z recenzen­tem, niemniej proszę niniejszy list traktować jako sprostowanie, a nie jako polemikę z tekstem p. Marii Wąs-Klotzer zamieszczo­nym w "Dzienniku Polskim" nr 10 pod jednoznacznym tytułem "Kicz prostacki".

Jestem otóż rad, że p. Wąs-Klotzer poświęciła swój czas na obejrzenie w Teatrze Bagatela spektaklu "Hej, kolęda, czyli stół polski..." według mojego scena­riusza i pomysłu. Wolałbym jed­nak, by recenzentka nie tylko pi­sała, ale by postarała się sobie czasem coś przeczytać - zwłasz­cza gdy chodzi o poezję polską.

Zanim to jednak uczyni, spie­szę ją poinformować że w spek­taklu tym nie pada ani jedno sło­wo mojego autorstwa, jak wyni­kałoby z recenzji. W całości skła­da się on z cytatów polskich poe­tów - od XVII do XX wieku. Są wśród nich m. in. Czesław Miłosz, Stanisław Barańczak, Ewa Lipska, Andrzej Bursa, Tadeusz Borowski. Wyśmiany przez recenzentkę jako "grafomania" i "kicz" cytat pochodzi z wiersza "Mitteleuropa" Zbigniewa Herberta, umieszczonego w tomie "Rovigo" - tomie uznanym za jedno z wielkich wydarzeń współ­czesnej polskiej literatury.

Gdyby recenzentka miała za­strzeżenia co do wyboru i ukła­du tych cytatów (a takie uwagi w tekście p. Wąs-Klotzer nie pa­dają) - autor scenariusza miał­by obowiązek milczeć. Nie może jednak tego, robić, gdy za mło­dzieńczą dezynwolturą recenzentki kryje się jawna niekompeten­cja, wprowadzająca w błąd Czy­telników gazety. Recenzentka pi­sze, że pewien "rodzaj bezmyśl­nego grafomaństwa powinien być z urzędu karany". Słusznie! Pe­wien rodzaj bezmyślnej ignoran­cji powinien być również kara­ny - przynajmniej brakiem dy­plomu magistra polonistyki Uni­wersytetu Jagiellońskiego, które­go p. Wąs-Klotzer jest, niestety, posiadaczem. Łączę wyrazy poważania.

ZBIGNIEW BAUER

OD AUTORKI:

Wszystkich wielkich polskich poetów, których w swojej ostat­niej recenzji ze spektaklu w tea­trze Bagatela "Hej, kolęda, czy­li stół polski..." autorstwa - jak wynika ze strony tytułowej pro­gramu - Zbigniewa Bauera, niedoceniwszy uraziłam, niniejszym przepraszam. Jednakowoż myślę, że zwykła uczciwość wymagałaby od autora scenariusza umieszcze­nia obok tytułu nie tylko swoje­go nazwiska, ale również twór­ców, w imieniu których tak skwapliwie się obraża. Byłoby to tym bardziej pożądane, że bez­trosko kąncerując dzieła najwię­kszych nawet mistrzów pióra (bez zwracania uwagi chociażby na różnorodność poetyk, nie mówiąc już o filozofii) można je uczynić całkiem banalnymi. Rozumiem, że miła była nadzieja, iż cały splendor ze sprawdzonych już w naszej literaturze nazwisk spły­nie jedynie na autora scenariusza, ale stało się akurat odwrotnie. Tak więc zdania o przedstawie­niu nie zmieniając przyznaje tyl­ko, że grafomaństwo można z równym powodzeniem uprawiać posługując się własnymi, jak i cudzymi słowami. Jeżeli wsparte jest ono jeszcze nieudolnością in­scenizacyjną reżysera - co dla mnie, jako teatrologa, a nie filologa, nie jest bez znaczenia - daje tym smutniejsze efekty.

(M.W-K.)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji