Artykuły

Gadanie bez końca

"Biedny Ja, Suka i Jej Nowy Koleś" w reż. Piotra Jędrzejasa w Laboratorium Dramatu. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku - dodatku Kultura.

Skoro "Biedny Ja, Suka i Jej Nowy Koleś" to jeden z najlepszych napisanych ostatnio utworów Michała Walczaka, wzięty dramaturg powinien zafundować sobie dłuższy urlop.

Zdarzenia ułożyły się w ten sposób, że Michał Walczak ma w Warszawie swój nieformalny mały festiwal. W połowie kwietnia prapremiera "Polowania na łosia" w Teatrze Narodowym, tydzień później spektakl w Laboratorium Dramatu, za chwilę książkowa publikacja wyboru dramatów. Takiej kariery jak autor świetnej "Piaskownicy" nie zrobił u nas nikt z młodych dramatopisarzy. A jednak żadna z jego sztuk nie zbliżyła się klasą, ironią i wdziękiem do wczesnej "Piaskownicy" właśnie. W niej zastosował Walczak metaforę dziecięcej zabawy do opisania brutalnych mechanizmów rządzących dorosłą rzeczywistością. Ujmował przy tym bezpretensjonalnością, bo nawet przez myśl mu nie przechodziło stroić się w szaty mentora ani zatracać w pustych eksperymentach formalnych. Przedstawienie w Laboratorium Dramatu każe zauważyć ze smutkiem, że Walczak traktuje dziś siebie bardzo serio, a zatem od "Piaskownicy" oddalił się o lata świetlne.

Widowisko Piotra Jędrzejasa do tekstu podchodzi, jak się zdaje, z nabożnym szacunkiem, bo grany jest on z całym dobrodziejstwem inwentarza. Efekt? Rzecz, która być może sprawdziłaby się jako rozbudowany skecz, przybrała na scenie rozmiary monstrualne. Trudno w to uwierzyć, ale dramacik na trójkę aktorów ciągnie się jak guma przez bite trzy godziny. A po nich widz gotów jest wybaczyć Walczakowi wszystkie kalki, klisze i banały. Tak bardzo wdzięczny jest realizatorom, że odzyskał wolność.

A przecież czysto pretekstowa fabuła na taki przebieg spraw nie wskazywała. Oto dziewczyna, czyli tytułowa Suka (Agnieszka Warchulska), miała faceta, czyli tytułowego Biednego Ja (Tadeusz P. Łomnicki). Ten rzucił ją, wiec zaczęła spotykać się z jego przyjacielem, a Jej Nowym Kolesiem (Błażej Wójcik), też tytułowym zresztą. Koniec końców jednak Biedny Ja postanowił wrócić do Suki, bo nigdy nie przestał jej pragnąć. Finału nie zdradzę, choć jest łatwy do przewidzenia. Spektakl Piotra Jędrzejasa dowodzi słuszności maksymy, że z pustego to i Salomon nie naleje. Co gorsza, uwydatnia wszystkie mielizny utworu. A zatem - przede wszystkim - jego potworne przegadanie, prowadzące do boleśnie oczywistych konkluzji.

Walczak próbuje co prawda nad banalną historyjką miłosną zbudować jeszcze jeden poziom interpretacyjny. Można go nazwać autotematycznym, a streścić w zdaniu - każdy swym życiem opowiada własną historię. Historie bohaterów się splotły, a potem rozdzieliły. Tak to już bywa. Wstrząsające.

Jeśli więc ktoś koniecznie chce oglądać spektakl w Laboratorium Dramatu, powinien skupić się tylko na aktorach. Co prawda, Tadeusz Łomnicki okazuje się tylko deklamatorem, ale Agnieszka Warchulska i Błażej Wójcik robią, co mogą, żeby ożywić papierowe postaci. Dynamicznie prowadzą dialogi, próbują uciekać w żart. Z czasem i oni jednak muszą polec. Nikt, żaden Pinter czy Mrozek, nie ważyli się na trzygodzinne gadaniny na scenie. Ale cóż, Walczak może. Widzowie też. Uciekać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji