Zagrają jesień i zimę
Sezon artystyczny 1999/2000 wrocławski Teatr Współczesny rozpocznie sztuką szwedzkiego dramaturga "Jesień i zima" w reżyserii Piotra Tomaszuka znanego przede wszystkim jako współtwórcę Towarzystwa Teatralnego Wierszalin. Remont teatru ani letnie upały nie przeszkodziły w pracy nad przedstawieniem. Twórcy nie ukrywają jednak, że trudno było pracować na placu budowy. Prapremiera tego spektaklu odbędzie się, tak jak zapowiadano, 18 września. Zaskoczeniem dla publiczności będzie miejsce spektaklu - strych teatru.
W sztuce gra tylko czterech aktorów - ojciec Henryk (Bogusław Kierc), matka Margareta (Halina Skoczyńska), dwie dorosłe córki Ann (Małgorzata Rudzka) i Ewa (Elżbieta Golińska). Bohaterowie toczą zwykłe życie, prowadzą z pozoru nic nie znaczące rozmowy. Ale powoli wyłania się domowe piekło. Niejasne są związki międzyludzkie, wzajemne powiązania i relacje. Wszyscy odgrywają swoje role w ustalonym scenariuszu. A kiedy zdają sobie sprawę, że nic ich już nie łączy, jest już za późno na naprawę błędów. Rozmowa nie przynosi oczekiwanego efektu, a rodzinne sekrety nadal pozostaną w ukryciu. Jest tylko krzyk. Najczęstszym, a czasem jedynym elementem napędowym relacji między bohaterami jest agresja. - To rodzaj transu, w którym ludzie ciągle się pogrążają i jego siłą mierzymy poziom energii życiowej. Żyją w dynamicznym układzie psychicznym. Walka jest fundamentem ich istnienia. - Bohaterowie stopniowo pogrążają się w transie, kiedy zaczynają sobie tłumaczyć motywacje swoich działań - mówi reżyser.
W sztuce najważniejsze jest słowo i to ono buduje całą dynamikę. - Nie jest to teatr akcji - zapewnia dyrektorka Teatru Współczesnego Krystyna Meissner. - To po prostu rozmowa między rodzicami i ich dorosłymi już córkami.
W spektaklu tym ważne miejsce spełnia muzyka, którą napisał Jacek Ostaszewski, często współpracujący z Tomaszukiem. Dźwięki i słowo są równorzędnymi bohaterami tej sztuki. Ostaszewski przychodził na próby, przyglądał się zmaganiom aktorów z tekstem i, jak mówi, odbierał i dawał energię. Nie chciał, aby muzyka zagłuszała głos teatru, aby była "jak oceaniczna fala, na której można serfować i na której powierzchni aktor ma się utrzymać". Interesujący tekst, nowa sceneria, współgranie słowa i muzyki - to obiecują twórcy "Jesieni i zimy".