Artykuły

Kopciuch oskarża

Nowy sezon w Teatrze Współczesnym zaczął się właściwie w ubiegły piątek prapremierą sztuki Janusza Głowackiego pt. "Kopciuch" w reżyserii Andrzeja Chrzanowskiego - nowego dyrektora teatru przy Wałach Chrobrego. "Kopciuch" został opublikowany w sierpniowym numerze "Dialogu" z adnotacją: "Sztuka nagrodzona w Częstochowie w konkursie na utwór dramatyczny o problematyce młodzieżowej i wyróżniona we Wrocławiu, jako "jedna z najwartościowszych sztuk napisanych w sezonie 1978/1979". Wiadomo jeszcze, że "Kopciuch" jest nawrotem, czy tez powtórzeniem tematu "Psychodramy" - filmu Marka Piwowskiego, którego Głowacki był współscenarzystą.

Andrzeja Chrzanowskiego znany dotąd w Szczecinie z realizacji "Lotu nad kukułczym gniazdem" w tymże Teatrze Współczesnym w ubiegłym sezonie. Kilka miesięcy temu miałem okazję w związku z tym stwierdzić, że była to jedna z bardziej interesujących realizacji "Lotu" w kraju. Obecnie, otwierając nowy sezon, a zarazem okres swojego kierownictwa, Chrzanowski jakby zapowiada "Kopciuchem" zamierzoną przez siebie linię repertuarową dla Teatru Współczesnego. Jak przy tym wiadomo już w najbliższych dniach w teatrze tym zostanie zaprezentowana kolejna prapremiera - adaptacja teatralna powieści Jana Krzysztonia "Kamienne niebo".

Wszystko wskazuje, że teatry szczecińskie zostały szeroko otwarte dla aktualnej twórczości dramaturgicznej. Świadczą o tym "Dwór nad Narwią" J. M. Rymkiewicza i "Dacza" I. Iredyńskiego w Teatrze Polskim, a teraz "Kopciuch" w Teatrze Współczesnym. I dobrze, że tak się dzieje, nawet jeśli zdarzy się teatrowi potknięcie w wyborze jednego, czy drugiego utworu. Po prostu bez odwagi teatru, bez ryzyka takich potknięć nie będzie na naszych scenach tego, co, najważniejsze - współczesnej problematyki, spraw, pytań i konfliktów, jakie się na nią składają. Jest w tym miejsce dla każdego tematu, a więc i takiego, który podejmuje "Kopciuch" Głowackiego - zdeprawowanych dziewcząt z domu poprawczego. Może nawet nie tyle tych dziewcząt, ile na ich tle dorosłych, tak zwanych normalnych ludzi i dlatego tylko częściowo uzasadniane jest określenie "Kopciucha", jako sztuki o "problematyce młodzieżowej".

Nie widziałem, przyznam "Psychodramy", ale sądzę nie jest to zbyt istotne, jeżeli chodzi o refleksje, jakie może budzić "Kopciuch" w teatrze. Pierwsza z nich powstaje przy samej lukturze utworu i każe zastanawiać się, czy aby drastyczność przedstawionej sytuacji nie zaciera tego, o co w sztuce - wydaje się - przede wszystkim chodzi, to znaczy o obnażenie bezduszności, nicości moralnej tych "normalnych", ukazanie, że w istocie, w swoim stosunku do zdeprawowanych dziewcząt nie tak bardzo się różnią od ich zdegenerowanych rodziców i pozostałego otoczenia. Proszę zauważyć przy tym, że Głowacki nie szczędzi nam mocnych wrażeń i w kilku przypadkach, gdy mowa o rodzicach, a zwłaszcza o ojcach, plasuje ich w kategorii całkowitego zwyrodnienia, bo czymże innym jest utrzymywanie stosunków seksualnych z nieletnimi córkami?

W tym stanie rzeczy dom poprawczy powinien wydawać się dla co wrażliwszych dziewcząt pożądanym azylem, ale niestety nie jest, bo panuje w nim bezwzględny system narzucony przez same pensjonariuszki, system, któremu nie jest w stanie przeciwdziałać Dyrektor - człowiek słaby, pozbawiony wszelkiej energii, a z kolei zdaje się sprzyjać jego Zastępca - oczywisty łajdak. I tak oto do zakładu kierowanego przez tych dwóch trafia ze swoją ekipą reżyser z zamiarem nakręcenia filmu, którym może zabłyszczeć na międzynarodowym festiwalu. Na film ma się składać prezentacja osobowości dziewcząt przez test wolnych skojarzeń i odegrane przez nie przedstawienie "Kopciuszka", w tych okolicznościach swego rodzaju psychodramy. Rzecz w tym, że reżysera interesuje wyłącznie efekt jego przedsięwzięcia i każdy środek na przezwyciężenie trudności pojawiających przy kręceniu filmu jest dla niego dobry, nawet jeśli jest to środek, najdelikatniej mówiąc, nieetyczny. Z kolei dla członków ekipy filmowej wszystko, co się dzieje, jest, najzupełniej obojętne, a dziewczęta budzą w nich jedynie nieprzyjazną ciekawość. Należy do tego dodać jeszcze pojawiającą się na wstępie postać Inspektora, to znaczy reprezentanta administracji oświatowej, a naprawdę załganego, tępego biurokraty.

Mamy więc, jakby przeciwstawne sobie, dwa światy: zagubionych, upadłych dziewcząt i dorosłych, nie mających prawdopodobnie w swoich życiorysach żadnej skazy. Tyle tylko, że wśród dziewcząt znajduje się jedna, szczególnie wrażliwa i inteligentna, mająca świadomość swej sytuacji życiowej, natomiast z drugiej strony, poza Dyrektorem, poczciwym wprawdzie, ale za to całkowitym niedołęgą, nie ma nikogo, kto by chociaż na moment zastanowił się w czym uczestniczy. Nie ma wątpliwości kto tu jest oskarżony, ale właśnie z tego powodu oskarżenie nie jest dość przekonywające, nie wydaje się dostatecznie silne, aby poruszyć widza.

I nie tytko, to. Chrzanowski, jako reżyser, dołożył wielu starań, aby teatr okazał się jak najlepszym partnerem dla autora sztuki, ale chyba zbytnia w tym przypadku lojalność nie pomogła mu przysłonić zasadniczych słabości utworu. Chodzi głównie o trzy postacie, z których dwie - zastępca dyrektora i reżyser - należą do pierwszego planu. Trzecia - to Inspektor.

"Kopciuch" nie jest żadną miarą satyrą obyczajową, czy też społeczną i nie sądzę, aby karykatura, jako jej instrument, była odpowiednim sposobem przedstawiania głównych oskarżonych. Tymczasem karykatura jest tu aż nadto obecna. Zwłaszcza w postaciach Inspektora i Zastępcy dyrektora. W pierwszej przede wszystkim za sprawą autora, który każe Inspektorowi wypowiadać kwestie czyniące z niego niemal debila z programu niezbyt ambitnego kabaretu. W rezultacie Jerzy Wąsowicz w tej roli wywołuje na widowni sporo chichotów, niezbyt dobrze nastrajających do tego, co ma dalej nastąpić.

Wiele karykaturalnych cech ma również Zastępca dyrektora w wykonaniu Tadeusza Zapaśnika. Zapaśnik udowodnił niejednokrotnie, że jest doskonałym aktorem, ale w tym przypadku jakby zawiodła go intuicja. Zastępca dyrektora w jego interpretacji jest owszem, obleśnym, pozbawionym skrupułów szubrawcem, ale zarazem bardziej komicznym, niż odpychającym, co osłabia wymowę jego moralnej oceny.

Z kolei Reżyser - Mieczysław Banasik zdaje się być postacią wyzbytą ostrzejszych, indywidualnych cech, trochę niezdecydowaną, nie umiejącą narzucić swojej woli, zapanować nad otoczeniem. Nie bardzo chce się wierzyć, że Reżyser do końca wie o co mu chodzi i czy w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach mógłby rzeczywiście zrobić film, jaki zapowiada. A przecież Banasik to też aktor wysokiej klasy znany ze świetnych ról, za które otrzymywał nagrody na festiwalach teatralnych.

Prawdziwie pełnowymiarową osobowość zaprezentował natomiast Jacek Polaczek w roli Dyrektora. Tu obeszło się szczęśliwie bez satyrycznych akcentów. Dyrektor w interpretacji Polaczka, to człowiek jakby zagubiony w sobie, pełen najlepszych intencji, ale niezdolny stawić czoła jakimkolwiek problemom, ani osobistym, ani tym bardziej zakładu, kierowanego faktycznie przez Zastępcę. Dyrektor - Polaczek ze swoją kruchą konstrukcją psychiczną budzi nie tylko politowanie, ile sympatię i współczucie. Nawet wtedy, kiedy daje się wciągnąć do intymnych zwierzeń swojej wychowance - Kopciuchowi.

Tytułowa rola jest bardzo obiecującym debiutem aktorskim Barbary Remelskiej. Operując z wielkim umiarem środkami wyrazu każe domyślać się w Kopciuchu nie tylko żywej inteligencji, ale psychiki, ukrywanej starannie przed otoczeniem. Wydaje się jedynie, że z tym wyobrażeniem kłócą się nieco jej próby prowokacji erotycznych wobec Dyrektora.

Przedstawienie biegnie w żywym tempie i dobrze chyba służy mu podział na liczne, krótkie sceny, oddzielone zmianą świateł i melodią piosenki śpiewanej przez dziewczęta. Scenografia Marcina Stajewskiego przekształciła scenę we wnętrze zwykłej sali gimnastycznej, której uzupełnienie stanowi prymitywna dekoracja do mającego się odbyć przedstawienia "Kopciuszka". Przedstawienia, ani filmu nie będzie, bo jego główna aktorka popełnia akt ostateczny. Wiadomo, kto ją do tego doprowadził, pozostaje tylko pytanie, czy my, widzowie, zostaliśmy tym dostatecznie mocno wstrząśnięci?

To wszystko nie oznacza bynajmniej, aby "Kopciuch" stanowił potknięcie, którego ewentualność należy dopuścić w teatrze, ale nie jest też sukcesem, jakiego nowemu dyrektorowi i zespołowi należy życzyć. A niezależnie od tego warto zobaczyć przedstawienie i skonfrontować tę opinię z rzeczywistością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji