Artykuły

Znowu "szewcy"

WITKACY nazwał "Szewców" sztuką naukową. Nie od dziś wiadomo, że nauka rzadko bywa oderwana od innych dziedzin ludzkiej działalności. Nauka potrafi być, jak to się mówi, tendencyjna. Być może dlatego "Szewcy" należą do tych sztuk, których premiery odbywają się niesłychanie rzadko, na które się czeka raz dłużej, raz krócej. Ostatnio - o ile sobie przypominam - mogliśmy oglądać "Szewców" we wrocławskim Kalamburze w roku 1957. Bywalcy twierdzą, że sam Witkacy nie powstydziłby się tamtego przedstawienia, bo ponoć była to forma czysta, a jednak pełna treści. Ci sami bywalcy kręcą nosami na przedstawienie w Ateneum, że jakoby nie tak ostre, krótko mówiąc, coś jakby znacznie gorzej napisane. A jednak wszystko wskazuje na to, że autor jest ten sam i sztuka ta sama, tylko czasy się chyba zmieniły.

Mimo to warszawska publiczność śledzi akcję "Szewców" w napięciu dawno nie widywanym na teatralnej widowni. Wyczuwa się jakiś przepotężny głód rzeczy śmiesznych, niegdyś zwanych aluzjami. Jednak aluzja to podobno wtręt aktualny, włączony w tekst gwoli aktualności dzieła. A cóż to za aluzja, powstała ponad trzydzieści lat temu! Czyżby Witkacy wieszczem był? Bardziej prawdopodobnym przypuszczeniem będzie supozycja, że chodzi tu o tzw. wszechaluzję będącą aktualną zawsze i wszędzie. A jak się na taką wszechaluzję czeka, to łatwo przeoczyć inne wartości, zawarte w utworze. Nie ma co powtarzać wyświechtanych zachwytów nad mistrzostwem Witkacego w bawieniu się formą i językiem, w ironizowaniu na tematy różnych filozofii i ideologii. Owe wspaniałe monologi Szewców, pisane jakimś przedziwnym slangiem wyspiańsko-chłopskim a jednocześnie hipernaukowym, owe wynurzenia miłosne, w których język uczucia miesza się z pojęciami z ekonomii politycznej i teorii państwa. No cóż, na pewno nie są to "zagwazdrane popłuczyny po Wyspiańskim, w częstochowskich wierszydłach, bez elementarnej znajomości gazetowej ekonomii politycznej.

Nie znaczy wcale, by do Witkacego można było podejść z pietyzmem nieco mniejszym, niż to uczynił Maciej Prus, reżyser przedstawienia w Ateneum. Pamiętam inscenizację "Macieja Karola Wścieklicy" tegoż reżysera. Jakie to przedstawienie było zwarte, wartkie, utrzymane w świetnym tempie. Tych elementów trochę w "Szewcach" zabrakło. Nazbyt celebrowany jest akt trzeci, zaś całość z pewnością zyskałaby na skrótach, które Witkacy - duch przekorny - na pewno by zaakceptował.

"Szewcy" wymagają brawurowego wykonania, kaskaderskiego składu aktorskiego. Skład taki znaleźli w Ateneum. Majstra szewskiego Sajetana Tempe gra Marian Kociniak. Jest to kolejne nieporozumienie w obsadzeniu tego aktora. Ale taki aktor jak Kociniak, wszechstronnie sprawny i inteligentny potrafi po mistrzowsku wybrnąć z pułapek roli. Największe triumfy święci w trzecim akcie, i ta nudnawa partia przedstawienia jest strawna głównie dzięki jego popisom. Czeladnikiem I jest Władysław Kowalski. To prawdziwa przyjemność śledzić, jak ten aktor z roli na rolę udoskonala swój warsztat, jak każdą kreowaną postać przesyca walorami swej osobowości. Niedawno znakomity w "Biesach", w "Szewcach" stwarza nową kreację pamiętną, choć jakże różną. Wspaniały monolog w I akcie, pyszna scena częstowania papierosami w akcie III, to drobne epizody precyzyjnie skonstruowanej i brawurowo zagranej roli Czeladnika drugiego gra Andrzej Seweryn, świetny w młodzieńczym zacietrzewieniu, w z lekka tępawej hurra-rewolucyjności. Ci trzej są panami sceny ich pseudofilozoficzne dywagacje - choć jako się rzekło, godne pewnego skrócenia - są prawdziwą ucztą duchową.

Sekunduje trzem Szewcom Elżbieta Kępińska jako księżna Irina Wsiewołodowna, reprezentując rozbuchany żywioł kobiecości, wyrażony we frazach, godnych Leibnitza. Elżbieta Kępińska zaznaczyła swe panowanie nad trudną rolą każdym gestem i słowem, w których brzmiała prawdziwie witkacowska przewrotność. Roman Wilhelmi początkowo raził - jako prokurator Scurvy - zbytnią miałkością, pośród tylu indywidualności, dopóki nie stało się jasne, jak bardzo była świadoma i udana. Dzięki takiemu zabiegowi bardziej czytelne i wiarygodne stało się swoiste wyzwolenie Scurvy'ego poprzez upodlenie. Pośród licznych mniejszych ról wyróżnił się Bogusz Bilewski jako Hiper - robociarz, ale wszyscy pozostali spełnili swe obowiązki godnie.

"Szewcy" a Ateneum stali się przedstawieniem głównie aktorskim. Znakomity kwintet wykonawców głównych ról zmusił publiczność do aplauzu, który mógł być rozumiany jako manifestacja na rzecz Witkacego. Otóż taka interpretacja chyba nie jest zupełnie prawdziwa. Witkacy jest w tym przedstawieniu obecny jako autor śmiesznej sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji