Artykuły

Tato to ja

Pierwsza myśl jest oczywista - tata i dziecko: mniejsza - dorastająca dziewczyna czy mężczyzna w średnim wieku. W "Mojej córeczce" Tadeusza Różewicza to naiwna i delikatna maturzystka, która wyrywa się spod ojcowskiej opieki na studia do wielkiego miasta i traci kontakt z tatą, bo wpada w złe towarzystwo.

W "Podróży" Daniela Auberta jest inaczej. To dopiero tragiczne wspomnienia i oszołomienie, jakie wywołują, pozwalają ponownie - i wydaje się, że na trwałe - nawiązać kontakt, który zerwali przed laty stary ojciec i jego, dziś już pięćdziesięcioletni, syn.

Myśl druga jest nieoczywista. Nie żadne zderzenie dwóch pokoleń, różnice mentalności i wychowania są sednem obu dramatów, ale sprawy zupełnie inne, dla których nieporozumienia, rozstania i powroty rodzinne - pozostają ledwie tłem.

Przedstawienie "Moja córeczka" w reżyserii Andrzeja Barańskiego streścić można byłoby tak: kochający ojciec posyła córkę na uniwersytet. Dziewczę młode, naiwne i słabo dość znające tak zwane dorosłe życie szybko dość wyrusza swoją własną ścieżką. Ścieżka ta okazuje się zgubna, co zresztą nie od razu się wyjaśnia. Pierwsze sceny (wspomnienie szczęśliwych chwil już po zdarzeniach, które widz dopiero pozna) to prawdziwa sielanka. Dziewczyna, głowę można by dać, że szkolny prymus, chodzi z książką po mieszkaniu i uczy się na pamięć wiersza romantycznego. Podobny obraz wraca w finale przedstawienia, ale już w innym kontekście - jako mara, sen, wspomnienie, tragiczna pointa wcześniejszych zdarzeń.

Kiedy córka nie zjawia się w domu na Boże Narodzenie, do miasta z tobołkiem pełnym świątecznych kulinariów wybiera się ojciec. W ten sposób zaczyna wędrówkę po piekle, po świecie, którego nie zna, nie rozumie i nawet nie podejrzewał jego istnienia. W akademiku dowiaduje się, że owszem, tak, jego córka mieszkała tu do niedawna, ale wyprowadziła się miesiąc temu do jakiegoś chłopaka. Ten z kolei (Harry - Rafał Królikowski), targany porannym kociokwikiem wyjaśnia, że z Mireczką już nie chodzi, ale proponuje jej ojcu szklaneczkę wina, później chce czytać swoje najświeższe próby prozatorskie, ("rzecz dzieje się wszędzie i nigdzie" - wyjaśnia uroczo we wstępie), wreszcie przyznaje, że jak się zapomni w szale twórczym i już nie ma za co żyć, to zawsze "mama przyśle parę gorszy".

Rzecz cała wygląda więc na jakieś szczeniackie wygłupy i tak ojciec próbuje sobie tłumaczyć to, co widzi, ale później jest już coraz gorzej. Były chłopak kieruje ojca do najbliższej koleżanki. Ta okazuje się już nie wariatką, nieodpowiedzialnym dzieciakiem, ale po prostu prostytutką i na ordynarną burdel-mamę woła "ciociu". Wszyscy trafiają w końcu do Żorża, podstarzałego, obwieszonego złotem stręczyciela.

Ojciec (w tej roli Jerzy Trela) daje się bezwolnie prowadzać od meliny do meliny, nie reaguje na najprostsze oszustwa ani na chamskie groźby. Gra mężczyznę z prowincji, który nie wierzy w to, co się wokół niego i jego córki dzieje, bo uwierzyć po części nie chce, po części zaś nie umie. Najpierw podczas pierwszego spotkania z Harrym, jednym z młodych, rozmemłanych bohaterów, powiada sobie w duchu: "jakby zjadł grochu z kapustą, to może by i myśli zebrał". Dalej: "Trzeba ją wyprowadzić z tej spelunki. Wziąć za rękę i wyprowadzić". Wreszcie: "Ten sutener bije i maltretuje moje dziecko".

Na tym polega też najpoważniejszy kłopot z przedstawieniem i z rolą Jerzego Treli. "Trela, on ma ten głos. On jak stanie, jak wyda z siebie głos, to zdaje się, że takie mądre wszystko, co powie" - pisał o aktorze Jerzy Stuhr. Jednak w Mojej córeczce Trela głosu z siebie niemal wcale - poza monologami wewnętrznymi - nie wydaje. Spokój i naiwność, z jakimi patrzy na to, co się wokół niego i jego córki dzieje, każą w końcu wątpić, czy jest skromnym tatą z prowincji, czy może jakimś półgłówkiem. Jeśli dociera do niego choć trochę z tego, co każdy widzi gołym okiem, to niechże w końcu wstanie i huknie gówniarza jednego z drugim!

A jednak mimo tych wątpliwości ma "Moja córeczka" niewątpliwy sentymentalny urok. Znajdziemy go w szczerym i otwartym wyznaniu elementarnych wartości, stanowią o nim pierogi z kapustą i ciasto drożdżowe dla córki pieczołowicie zapakowane w torbę. Właśnie ten prostolinijny ton, owo szczere i trochę niemodne przywiązanie do normalnego życia, bez wygłupów i bez szaleństw urzeka w "Mojej córeczce" najbardziej.

O podobnych wartościach, ale w nieco inny sposób, mówi się także w "Podróży" Gerarda Auberta. Tytułową podróż do Dachau odbywa dwóch Francuzów - ojciec i syn, z których pierwszy siedział w obozie koncentracyjnym, drugi zaś urodził się tuż po wojnie. Ta niecodzienna pielgrzymka prowokuje wspomnienia, z których wynika (pięćdziesiąt lat po wojnie), że syn urodził się ledwie trzy miesiące po tym, jak rodzice się poznali, czyli że ojciec nie jest ojcem biologicznym.

Rodzinne tabu pęka w Dachau. Zanim jednak do tego dojdzie, zanim głównym wątkiem stanie się przeszłość indywidualna, istotną rolę odegrają poglądy obu bohaterów na historię najnowszą państw niemieckiego i francuskiego w ogólności, jak gdyby Aubert chciał podkreślić - chyba zbyt pompatycznie zabrzmi ta oczywista prawda - że na historię państw, wojen i ludobójstw składają się historie indywidualne i prywatne.

Ojciec myśli "po staremu": "nie cierpi niemieckiej trawy", Niemców nazywa "szwabami" i opowiada dowcipy o Niemcach i Żydach. Mało, że są to żarty niewybredne, górze, że są zupełnie nieśmieszne. "W ciągu pięćdziesięciu lat ze szwaby - jak ichh nazywasz - zyskały prawo, żeby, żeby stać się normalnymi Niemcami (...). Twój czas się zatrzymał na etspie I wojny, a ja patrzę na jednoczącą się Europę" - deklaruje syn. beneficjent pożytków płynących z utworzenia Unii Europejskiej. Ale ojciec niewiele sobie robi z tych racji i znajduje satysfakcję, czy wręcz przyjemność w manifestowaniu swoich kategorycznych poglądów. W jednej z niemieckich restauracji wykrzykuje, że prawo do grymaszenia na niemiecką kuchnię daje mu numer trwale wypisany na ręku i fakt, że żołądek to już mu wcześniej Niemcy zepsuli właśnie w Dachau. Jednocześnie, co jest rzeczą charakterystyczną dla dobrej literatury, w "Powrocie" znalazło się sporo miejsca na żarty, jest to tekst dowcipny i mądry. Aubert potrafił opowiedzieć poruszającą historię bez popadania w patos. Drwi sobie z ojca, drwi z syna, ale ich lubi i rozumie.

Jest w dramacie Auberta pretensja czy wręcz nienawiść do historii i jej sprawców, której polski widz po Francuzach zapewne by się nie spodziewał. Tymczasem "Podróż" pokazuje, że nie tylko dla nas, choćby przy okazji odbywających się właśnie nieustannych targów o odszkodowania dla polskich więźniów III Rzeszy, historia wojny nadal pozostaje bolesna i aktualna. Także dla ojca (w tej roli Gustaw Holoubek) historia jest raną nie zagojoną, chociaż pojednanie społeczeństw niemieckiego i francuskiego dokonało się przed laty i jest stawiane w Europie za wzór. Ale dramatu Auberta, chociaż można, to jednak nie warto czytać jako doraźnego głosu publicystycznego. Jest tam otwarte żądanie zadośćuczynienia, pragnienie surowej kary, wręcz odwetu. I brzmi ono niekiedy sprawiedliwie. Jest poczucie satysfakcji i wyższości, jakie czasem towarzyszy ofierze, której udało się przeżyć straszne upokorzenia. Jest jednocześnie gorzkie poczucie, że żadne wyroki przeszłości nie wrócą. Jest w końcu radosne i krzepiące poczucie pełnego zaufania ojca i syna i pewność, że kilkadziesiąt lat wspólnego życia znaczą więcej niż różnice w kodzie genetycznym.

Teatr TV (Studio Teatralne Dwójki): MOJA CÓRECZKA Tadeusza Różewicza. Reżyseria i adaptacja: Andrzej Barański, zdjęcia: Piotr Wojtowicz, scenografia: Albina Barańska, kostiumy: Katarzyna Morawska, muzyka: Henryk Kuźniak. Emisja 10 XII 2000.

Teatr TV: PODRÓŻ Gerarda Auberta. Przekład: Barbara Grzegorzewska. Reżyseria: Piotr Mikucki, zdjęcia: Marian Prokop, scenografia: Halina Dobrowolska, kostiumy: Agnieszka Werner. Emisja 11 XII 2000.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji