Uwagi o dramaturgii (fragm.)
Sztuka Wydrzyńskiego "Salon pani Klementyny" opiera się na świetnym pomyśle dokwaterowania rodziny robotniczej do mieszczańskiego mieszkanka. Mogła wyjść z tego urocza komedia obyczajowa. Spodziewając się jej po zawiązaniu akcji w akcie pierwszym, oczekujemy w drugim konfliktu między Klementyną a Józefem. Lecz konflikt nie następuje. Familia Klamentyny kłóci się między sobą, a wobec rodziny Józefa jest raczej pokorna i uprzejma; za to ta druga nie szczędzi pierwszej impertynencji, które nie równają się przecież czujności klasowej. Natomiast Stefan, syn Klementyny zakochuje się w Teresie, córce Józefa i Wydrzyński stara się usilnie, żeby Teresa nie zakochała się w Stefanie, ponieważ ona jest pozytywną bohaterką. Oskarża więc autor Stefana o najczarniejszą zgniliznę, o egzystencjalizm (z Pacanowa) i walkę w Hiszpanii po stronie faszystów, ale o tym wszystkim słyszymy tylko od osób postronnych. Natomiast Stefan nic w sztuce nie czyni złego ni dobrego. Klementyny nie uwielbia i nieraz jej słowo prawdy powie, Teresę może nawet kocha - kto wie? Wydaje się być tylko zabłąkany i zdemoralizowany lenistwem, i właśnie dziewczyna typu Teresy mogłaby go dźwignąć i przerobić na porządnego człowieka. Ale Teresa tego nie czyni. Ponieważ widz mógłby zapytać za Stefanem: dlaczego? więc Teresa wyjaśnia: "Coś mnie odpycha od ciebie".. To "coś" precyzuje dalej Józef: "My mamy taki instynkt, którym poznajemy wroga". W "Załodze" akcję ratowano powodzią, tu ratuje się instynktem klasowym. Znów nieudolność typowa; kiedy zawiedzie rzemiosło pisarskie, niektórzy autorzy podpierają swoje dowodzenie argumentami, które zamiast rozwiązań intelektualnie koniecznych, dają zaledwie rozwiązania możliwe. Ponieważ argumenty te są niesprawdzalne, wszystko można na nie zrzucić. Wydrzyński chciał pokazać w III akcie, że mimo wspólnego saloniku nie może być porozumienia między burżuazją a proletariatem. Ale zmuszając Teresę do odepchnięcia Stefana, uczynił to wbrew wewnętrznej logice tych postaci. Dobre komediowe zawiązanie rozwiązuje się kiepskim melodramatem.
Równe załamania, jak psychologia postaci, posiada i rysunek środowiska "Salonu p. Klementyny". Klementyna, Władysław i Stefan to rodzina z "Dulskiej" w roku 1950. Oskarżenie autora wymierzone jest w fikcję, bo burżuazja współczesna wygląda już inaczej; a jeśli nie w fikcję, to w marginesy mieszczańskie, w jakieś wymierające krakowskie "mamuty". Tylko joller Rollke wzięty jest z życia i przy tym dobrze uchwycony. Gorzej jednak, że druga strona barykady również nie jest bez "ale". Józef jest papierowy i rezonerski, to mniejsza, ale Teresa! Przecież to druga Klementyna, tylko młodsza. Ciągle strofuje, uczy dobrych manier, gra na fortepianie i deklamuje o socjalizmie. A niech jeszcze pomieszka trochę w drobnomieszczańskich salonikach, to gotowa z niej wyróść już nie Klementyna, ale wręcz Dulska.
Skąd płyną takie błędy Wydrzyńskiego? Powiada Józef o Hilarym, że "ma w sobie całą naiwność burżuazji", jak Władysław i Stefan "całą jej wrogość, okrucieństwo i zgniliznę". Widzimy już: to sztuka z nie zawsze słusznych konceptów, ratowana klasowymi formułkami. Sztuka rezonerska, zdradza ją już dialog. I Wydrzyński to czuje. W ostatnim akcie, w wielkiej i martwej dramatycznie dyskusji Teresy i Stefana wygasza scenę, pozostawiając tych dwoje w smugach dymu reflektorów, w samotnych kręgach światła. Dyskutują tu już nie ludzie, dyskutują postawy wobec świata: burżuazyjna i proletariacka. I rozumiemy teraz niekonsekwencje w psychologii Teresy i Stefana: autora interesują oni nie tyle jako żywi ludzie, ile jako wyraziciele pewnych poglądów. Ale tym załamuje Wydrzyński realizm sztuki w realizmie socjalistycznym postać może wprawdzie niekiedy urastać do symbolu, ale nie może stawać się abstrakcją, tracić życia.
Brak techniki pisarskiej? Oczywiście. I niedowład obserwacji, "gabinetowy realizm". I nieprzemyślenie intrygi, utrata oddechu: najlepszy I akt, najgorszy III - to bardzo charakterystyczne. Zalety? Sporo świetnych dowcipów w I akcie, parę ciekawych pomysłów, dialog o niewątpliwym nerwie dramatycznym. Ale trudno tylko z tego zbudować dobrą sztukę. Za mało.