Malowanie to oddech
- Z komercji w teatrze, filmie, telewizji wynikają rzeczy paskudne, płytkie, gorsze niż kiedykolwiek wcześniej. I artystycznie, i ludzko - mówi MAREK BARBASIEWICZ.
Starannie dobiera role, na co dzień, w Teatrze Narodowym, przyzwyczajony do prawdziwych wyzwań. Nie stroni jednak od seriali.
Justyna Hoffman-Wiśniewska: - Ponoć środowisko aktorskie jest teraz w trudnym momencie?
Marek Barbasiewicz: - Dzieją się różne rzeczy - złe, bardzo złe, dobre i bardzo dobre. Z komercji w teatrze, filmie, telewizji wynikają rzeczy paskudne, płytkie, gorsze niż kiedykolwiek wcześniej. I artystycznie, i ludzko. Są ludzie, którzy skutecznie się przed tym bronią, są tacy, co ulegają. Zagmatwane czasy.
- Jak odnajdują się w tym młodzi ludzie?
- Szczególnie oni czują się zagubieni, a muszą walczyć o przetrwanie. Często utalentowani ludzie siedzą w domach albo pracują w innych zawodach. Myślę, że ta sytuacja nie potrwa już długo. W aktorstwie nie chodzi o karierę na pięć minut A że "świat się budzi", widać w kinach. "Badziestwo" się kończy i pojawiają się filmy, które chcę obejrzeć.
- A telewizja?
- Jest Discovery, Arte, Planete... Jest : mizeria naszej telewizji. Choć, gdyby nie seriale, płynęlibyśmy pod prąd.
Telewizja na świecie jest zalana serialami. Sam w nich uczestniczę. Robię to najprzyzwoiciej jak umiem. Pod każdym względem.
- Czy grał Pan w serialu, który wzbudzał w Panu niechęć?
- Zadania, które dostawałem, były na tyle ciekawe, że nie. Rola żebraka-pisarza w "Lokatarach" była bardzo interesująca. W "Na dobre i na złe" jestem wrednym typem, a lubię grać czarne charaktery. W "Kryminalnych" byłem zakochanym adwokatem, który się mocuje ze swoją starością, namiętnościami. Jest co grać!
- Uwielbia Pan malować.
- Malarstwo daje mi oddech. Sam na sam z kolorem, płótnem, pędzlem i farbami... Malowanie to bardzo swoisty stan skupienia na tym, co nas otacza, na przeżyciach estetycznych, inspiracjach.
- Malarstwo jest też przetwarzaniem tego, co zachwyca - mówi Marek Barbasiewicz [na zdjęciu].