Artykuły

Tłumaczenie z Hausnera

Kim jest Jerzy Hausner? To człowiek genialny, który dlatego jest genialny, że wymyśla genialnie proste rozwiązania. Gdyby go zrzucić na Saharę, wiedziałby, co zrobić. Zlikwidowałby oazy - z planami reformy systemu kulturalnego prof. Jerzego Hausnera polemizuje w Krytyce Politycznej, pisarz Tomasz Piątek.

Niestety, ten geniusz, jak wielu geniuszy, wypowiada się językiem, który nie dla wszystkich jest jasny. Dlatego spróbuję przetłumaczyć jego słowa na normalną polszczyznę. Hausner, dawniej bardzo PZPR, potem SLD, teraz jakoś się znalazł bliżej PO. I to nie tylko w sposób stołkowo-korytniczy, ale także, jak się zaraz okaże, również ideowy. Ale nie ma co się temu dziwić: ultrakomuniści i ultraliberałowie mają punkt wspólny (także z ultrafaszystami): poszukują ostatecznych rozwiązań. Hausner doradza ministrowi Zdrojewskiemu w kwestii kultury. Cytuję "Gazetę Wyborczą", która napisała o Hausnerze artykuł i przeprowadziła z nim wywiad. Ministerstwo Kultury powinno jego [Hausnera - T.P.] zdaniem wycofać się z zarządzania instytucjami kulturalnymi, zostawiając sobie tylko najważniejsze, m.in. Operę Narodową, Filharmonię Narodową i Teatr Narodowy. Teatry i muzea powinny być w większym stopniu finansowane przez prywatnych sponsorów. Proponuje, by firmy mogły przeznaczać 1 proc. swego podatku od osób prawnych (CIT) na wspieranie dowolnie wybranej instytucji kulturalnej.

Ponadto zaleca:

uwolnić płace w kulturze - obecnie gaże są dramatycznie niskie i uzależnione od narzuconej przez ministerstwo siatki płac;

równy dostęp do publicznych dotacji instytucji publicznych, społecznych i prywatnych - wszystkie musiałyby stawać do konkursów na równych prawach;

finansować ochronę zabytków z kar za samowolę budowlaną i podatku od usług turystycznych.

możliwość likwidacji lub przekształcenia kulturalnej instytucji i powołania na jej miejsce nowej, zarządzanej przez inny podmiot, np. spółkę pracowniczą czy fundację.

Tłumaczenie: Kultura ma podobnie przykre właściwości jak edukacja. Kosztuje, a nie wiadomo po co mielibyśmy na nią płacić: przecież lepiej mieć głupich poddanych, niż mądrych współobywateli. Zlikwidujemy wszystkie instytucje kultury, poza tymi paroma najważniejszymi, o których nawet wyborca wie, że wstyd przed zagranicą ich nie mieć. W tych instytucjach siedzą największe szychy, autorytety świata kultury. Oni nas poprą swoim autorytatywnym głosem, bo im konkurencję wycinamy. A żeby na pewno nas poparli, podwyższymy im gaże. Nic nas to nie kosztuje, bo podwyższamy gaże tym kilkunastu, co zostają na naszym garnuszku. A pozostałym dziesiątkom tysiecy - obcinamy do zera. Przy okazji odmalujemy kilka domków w centrach wiekszych miast, żeby ludzie czuli się, wiecie, kulturalniej. Podsumowując: przetrwają następujące niezbywalne dobra kultury narodowej: jeden teatr, jedna opera, jedna filharmonia i Andrzej Wajda.

Trzeba wytrącić ten układ z inercji. Zmienić podstawowy element - instytucję kultury. Dziś ta instytucja jest dziwolągiem prawnym, finansowym i organizacyjnym. To zakład pracy z poprzedniej epoki. Trzeba dopuścić różne formy prawne: nie tylko podmioty publiczne, ale społeczne i prywatne. Samorządy muszą mieć możliwość wyboru, czy chcą same prowadzić biblioteki, domy kultury, teatry, czy może wolą zlecić to organizacjom pozarządowym albo osobom prywatnym. () Po wejściu w życie ustawy o pożytku publicznym, której byłem współautorem, samorządy nauczyły się, że czasami lepiej jest zlecić prowadzenie domu opieki sektorowi pozarządowemu, bo to tańsze i bardziej efektywne, niż brać na siebie garb zarządzania.

Tłumaczenie: Pan radny albo pan poślik-na-sejmik-regionalny będzie teraz zlecał prowadzenie teatru szwagrowi. Ten model sprawdził się wspaniale w przypadku wielu domów opieki - pensjonariusze już po kilku miesiącach dostają się pod o wiele lepszą Opiekę, odciążając budżet i ZUS. Kultura, która też jest bliska śmierci, powinna być traktowana podobnie. Każdy dobry gospodarz wie: jak coś słabuje, trzeba dobić.

Samorządy nie muszą organizować same festiwali, mogą wybierać kompetentnych organizatorów. Instytucje kultury mogą prowadzić uniwersytety. Dlaczego nie miałyby powstać teatry uniwersyteckie albo uniwersytecka filharmonia?

Tłumaczenie: A jeśli jakimś inteligenckim malkontentom nie podoba się szwagier radnego jako szef teatralnej umieralni - proszę, niech się zwrócą do szkolnictwa wyższego! To środowisko, jak wiadomo, pływa w kasie. A w każdym razie pływają w kasie liczne w tej grupie wybitne umysły, które dzięki olśniewającym kombinacjom dzielnie zdobywają granty na cenne badania i eksperymenty, dzięki którym już niedługo wyjdziemy z jesieni średniowiecza Przecież oni tylko marzą o tym, żeby mieć własne orkiestry dęte grające hymn na cześć Jego Magnificencji Rektora. Zrobią wam z tuby jesień średniowiecza.

Wszystkie instytucje - prywatne, społeczne i publiczne - muszą mieć równy dostęp do środków publicznych.

Tłumaczenie: Chyba nie zostawimy na lodzie szwagra radnego, jeśli po przekształceniu teatru w agencję towarzyską, klienci nie będą reflektować na przechodzone aktorki? Damy mu dotację, żeby sprowadził dziewczyny z Ukrainy, ładne, świeże i bez aktorskich fochów.

"Gazeta" pyta:

- A jeśli samorządy zaczną się pozbywać instytucji, bo uznają, że nie są potrzebne?

- Instytucja kultury nie jest wieczna. Tylko narodowe instytucje działające na mocy ustawy powinny być chronione przed upadłością. Jeżeli jakaś instytucja nie płaci zobowiązań, to zostanie zlikwidowana i jej zadania przejmie inna.

- To znaczy, że prezydent Wrocławia będzie mógł zlikwidować Teatr Współczesny, który ma długi?

- Niekoniecznie. Teatr, który nie radzi sobie finansowo, powinien zmienić formę organizacji i poszukać właściwej formuły, która będzie przyciągała zainteresowanie, a jednocześnie wypełniała misję. Mogą przejąć go jego pracownicy.

Tłumaczenie: Nic się nie stanie, jak jakiś zasrany teatr upadnie. Nic się nie stanie, jak tysiąc zasranych teatrów upadnie. Zawsze mogły się przekwalifikować: grać rozbierane farsy. Albo, jak mówiłem, przekształcić się w agencję towarzyską. Tylko niech dziewczyny z Ukrainy recytują podczas stosunku Mickiewicza, to będzie też trochę misyjnie.

Nastepne cytaty z wywiadu:

Samorząd powinien mieć wybór, czy chce zarządzać teatrem - zatrudniać aktorów, reżyserów, techników - czy dysponować jedynie bazą materialną, którą będzie udostępniał grupom teatralnym. Może taki model w dużych miastach okaże się bardziej efektywny. Niech samorządy to porównują, dokonują wyboru, chodzi o to, żeby było dużo ruchu. Kultura nie rozwija się w zastoju.

- Czyli wolny rynek w kulturze?

- Proponuję połączenie trzech mechanizmów: rynku, zarządzania publicznego i partnerskiej współpracy. Pewna część działalności kulturalnej jest prowadzona w Polsce według zasad rynkowych i nikt tego nie kwestionuje: część literatury, muzyki popularnej, sztuki wizualnej. I co, cierpimy z tego powodu?

Tłumaczenie: Cierpicie, kurwa, cierpicie, słuchając Kasi Cerekwickiej, oglądając produkcje "filmowe" z Adamczykiem i Przybylską. Ale tylko dzięki temu cierpieniu zrealizujecie moją wspaniałą wizję absolutnej pustyni kulturalnej. Ona jest tak pusta, że aż piękna, jak konceptualne dzieło sztuki. Przepraszam za brzydkie słowo. "Sztuka", oczywiście.

- Jaka ma być rola Ministerstwa Kultury? Teraz ministerstwo zarządza prawie 60 instytucjami, setki wspiera finansowo.

- Ministerstwo zajmuje się głównie administrowaniem kulturą, a prowadzenie polityki kulturalnej, czyli to, do czego jest powołane, stanowi dodatek. Jeżeli chcemy, aby w Polsce była dobra polityka kulturalna, ministerstwo nie może zajmować się dzieleniem pieniędzy dla bibliotek czy teatrów.

- Tylko że pieniądze z ministerstwa często ratują ważne instytucje przed samowolą urzędników lub brakiem środków. Ministerstwo prowadzi razem z samorządem województwa podlaskiego Teatr Wierszalin z Supraśla, który bez tego nie mógłby się utrzymać. Podobnie jest z teatrami w Olsztynie, Gdańsku, we Wrocławiu.

- Ale to oznacza, że mamy de facto postępującą recentralizację. Jeśli ministerstwo bezpośrednio zarządza, to nie kształtuje reguł prowadzenia działalności kulturalnej, nie prowadzi polityki, ale właśnie administruje.

- Administruje albo ratuje. W Legnicy prezydent miasta od lat próbuje wyrzucić Jacka Głomba, dyrektora znanego w kraju i na świecie Teatru im. Modrzejewskiej. Tylko dzięki pomocy ministerstwa, które finansuje projekty, premiery i festiwale, Głomb jeszcze nie skapitulował.

- Nie mam nic przeciwko, aby dofinansować spektakle legnickiego teatru na zasadach konkursowych. Z tym że nie powinno tego robić ministerstwo, bo to zawsze grozi albo upolitycznieniem decyzji, albo dzieleniem środków po znajomości. Najlepiej, aby pieniądze dzieliła jakaś agenda, zatrudniająca kompetentnych ekspertów. Ministerstwo jest od robienia analiz, zmian legislacyjnych, kreowania polityki, programów rozwojowych, strategii, a nie od zarządzania teatrami czy muzeami.

Tłumaczenie: No i co z tego, że ministerstwo coś tam ratuje? Ma rządzić szwagier radnego, albo sam radny, bo inaczej jest paskudna centralizacja, centralizacja fuj, państwo złe. Radny lepszy, on lepiej rozumuje. Niech pan sam zobaczy: jak niedawno urzędnicy miejscy wywalali jednego artystę z teatru w Jeleniej Górze, to mówili: "jak ja włączam western, to od razu rozumiem, kto jest dobry, a kto zły. A jak tutaj oglądam te spektakle tego pana, to od razu nic nie rozumiem". I ja ich rozumiem. Bo ja chcę rozumieć od razu wszystko. Próbowałem tak z marksizmem, teraz próbuję z neoliberalizmem. I wreszcie zrozumiałem, jak zrozumieć wszystko. Trzeba zlikwidować to wszystko, czego nie rozumiem, wtedy przestanie być częścią wszystkiego i nie trzeba będzie tego rozumieć. Najlepszym sposobem na zlikwidowanie czegoś są wyspecjalizowane agendy. Na przykład, wyspecjalizowane agendy od autostrad okazały się doskonałym sposobem na likwidację autostrad w zarodku. To co, ze sztuką sobie nie poradzą?

- Sponsorzy prywatni nie garną się do finansowania kultury. Jak chce pan to zmienić?

- Trzeba wprowadzić możliwość 1-procentowego odpisu z CIT - podatku od dochodów osób prawnych - na cele kulturalne i społeczne. Na podobnej zasadzie działa już 1-procentowy odpis od PIT.

Tłumaczenie: Firmy prywatne starają się w jak najkonsekwentniejszy sposób budować swój wizerunek. Musi on być prosty - przez panujący dzisiaj medialny zgiełk przedzierają się tylko najbardziej mocne, proste i jasne komunikaty. Dlatego jeśli w ogóle będą sponsorować spektakle, wystawy, filmy - to tylko takie, które będą idealnie pasować do ich wizerunku. To znaczy, że zamiast spektakli, wystaw, filmów, będziemy mieli kolejną porcję reklamówek. Cieszycie się? Ja bardzo.

- Problem w tym, że wiele projektów kulturalnych wywołuje kontrowersje i protesty. Może się okazać, że ani mecenat publiczny, ani prywatni przedsiębiorcy nie będą chcieli wspierać takich projektów jak film "Tajemnica Westerplatte" czy wystawy sztuki krytycznej. Co wtedy?

- Powinny powstać fundusze obywatelskie wspierane przez władzę publiczną, które będą finansować eksperyment artystyczny. Muszą być jednak oddalone od polityki. Podobne fundusze mogą tworzyć w przyszłości wielkie korporacje, by za ich pośrednictwem wspierać artystów. W ten sposób nie będą się angażować bezpośrednio w kontrowersyjne projekty. To wszystko jest melodią przyszłości, chodzi o to, aby prywatni producenci mieli całą gamę możliwości, podobnie jak władza publiczna.

Tłumaczenie: Moje serce nabrzmiewa rozkoszą, kiedy wyobrażam sobie artystów chodzących po prośbie. Przepraszam, czy dołoży się pan do obywatelskiego funduszu na rzecz wystawienia sztuki o gejach? Łup, bum, jeb, trzask, brdniąg! To będą lepsze sceny upokorzenia i przemocy niż w komiksach, które, jak na mój gust, robią się zbyt wyrafinowane. No i co, panowie humaniści? Na co wam było studiować te głupoty? Trzeba było się zająć ekonomią, jak ja. Wtedy byście wiedzieli, że wielkie korporacje o niczym innym nie marzą, jak tylko o tym, żeby anonimowo finansować awangardowe spektakle, których ni w ząb nie rozumieją i które na wafla nie są im potrzebne.

- Część środowisk kulturalnych obawia się, że ich praca będzie oceniana według kryteriów ekonomicznych, a nie artystycznych.

- Odpowiem pytaniem: czy ludzie chcą lepiej zarabiać? Czy chcą pracować w organizacjach lepiej zorganizowanych? Bardziej prestiżowych? Lepiej ocenianych? Moim zdaniem tak.

Tłumaczenie: No i teraz wiecie, według jakich kryteriów ja oceniam świat i ludzi.

I ostatni cytat:

Kryzys jest dobrym momentem do zmian. Im więcej ludzi włączy się w przeprowadzenie zmian, tym lepiej dla kultury, a tym samym dla rozwoju Polski.

Kryzys jest zajebistą rzeczą, jak pisała ta Naomi Campbell, Naomi Watts czy jak jej tam. Jak postraszysz człowieka śmiercią, to zgodzi się nawet na amputację mózgu. To co, tniemy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji