Artykuły

Huśtawka uczuć

Dramat francuski w latach pięćdziesiątych był trybuną egzystencjalizmu, w dramacie angielskim dominował rozwój form poetyckich, czego przykładem była choćby twórczość Christophera Fry'a i innych autorów startujących na scenie Poets' Theatre. W Ameryce, obok dramaturgów sławnych w latach 20. i 30., kontynuujących swą twórczość, jak 0'Neill, Thornton Wilder, William Saroyan, Tennessee Williams czy debiutujący po wojnie Arthur Miller, największe triumfy w teatrach odnoszą jednak autorzy, o których wielki krytyk angielski, Allardyce icoll powie: "Twórczość ich jest niemal jednolicie realistyczna i chociaż tu i ówdzie potykamy się z wybitniejszymi sztukami, odnosimy wrażenie, że przeważnie rzymają się reguł, które uniemożliwiają im wyjście poza obręb swego ezpośredniego materialnego otoczenia". Z tego kęgu jest też psychologiczny ramat Williama Gibsona "Dwoje na huśtawce".

Sztuka zawdzięczała swój sceniczny, telewizyjny i filmowy sukces nie tylko rafności opisu psychologicznego i warsztatowej zręczności autora. Była również dbiciem pewnego modnego wówczas trendu w widzeniu spraw ludzkich. W iteraturze i filmie lat 50. pojawia się bowiem nowy bohater. Człowiek słaby, który całą swoją obecnością manifestuje zagubienie, wyalienowanie, bezradność wobec bezsensu świata rządzonego przez tyleż niezrozumiałe, co przemożne mechanizmy. Ów model bohatera jest wyrazem buntu, ucieczki od stereotypów kultury okresu powojennego, zwłaszcza filmu o tematyce wojennej, z wszystkimi jego atrybutami ideologii, walki, siły. Intensywność odczuwania tych różnic, jakieś szczególne zapotrzebowanie na szczerość, autentyzm we wszystkich przejawach życia, zrodziły falę literatury nurtującej prawdę wewnętrzną człowieka, odartepo z kostiumu, maski, konwenansu życiowego aspołecznego. Gdzieś w tych okolicach leżała zapewne przyczyna ogromnego powodzenia sztuki Gibsona w teatrach Broadway'u i Londynu. Tak też odczytał sztukę amerykańskiego pisarza Andrzej Wajda, który przed laty reżyserował ją na Małej Scenie teatru Ateneum. Grali wówczas: Elżbieta Kępińska, Zbigniew Cybulski, w naszych warunkach najpełniej uosabiający cechy pokolenia, które uznało gwiazdą Jamesa Deana. W spektaklu Krzysztofa Kieślowskiego parę bohaterów kreują Maja Komorowska i Zbigniew Zapasiewicz. Od tamtych dwojga są starsi. Zniknął tym razem zagubiony chłopak, bezwolny i kapryśny, i bardzo zmęczona własną samodzielnością współczesna dziewczyna. Zapominamy też, że historia tych dwojga samotnych ludzi rozgrywa się wśród cywilizowanej "pustyni" amerykańskiej metropolii. W wykonaniu Komorowskiej i Zapasiewicza dramat przesuwa się w sferę doświadczeń ludzi dojrzałych, przeżycie staje się intensywniejsze. I oto mamy kolejną wersję anatomii miłości, przenikniętej smutkiem i wynikającym z niemożności porozumienia, z nieuchronnego dystansu między dwojgiem bliskich sobie ludzi.

Spektakl był z gatunku, który od początku wizji sprawdzał się na małym ekranie niezawodnie. W atmosferze wyjątkowego zbliżenia, przy owej osławionej telewizyjnej intymności, sztuka, psychologiczna zyskuje największą siłę wyrazu. Jednak w przypadku reżysera, który przyzwyczaił nas do społecznego tonu swoich filmów, do moralnej odwagi, zainteresowanie dramatem Gibsona, cokolwiek dziwi. "Filmy Kieślowskiego - pisał Krzysztof Mętrak - pokazują, że istnieje coś takiego, jak życie duchowe młodych Polaków". Huśtawka przeżyć i czynów człowieka, który znalazł się na życiowym rozdrożu z powodu ambiwalencji własnych uczuć oraz wynikłe stąd uwikłanie, a potem dramat bohaterki - to opowieść zajmująca, a nawet wyruszająca. Niewiele jednak rzecz ta pozostawia do myślenia, chyba tylko krytyczną refleksję na temat purytańskdch obciążeń w mentalności nawet pisarzy amerykańskich. Zbuntowany mąż, po próbie zerwania, przykładnie wraca do żony. Standardowe wyobrażenie o ładzie społecznym zdominuje zatem wszelkie pokusy i ciągoty w kierunku liferatury obyczajowej kontestacji.

Jedynym naprawdę autentycznym walorem tego spektaklu było wspaniałe aktorstwo Mai Komorowskiej. Bez niej dzieje tego romansu byłyby całkowicie niestrawne, zwłaszcza w dwuznacznym przedsatwieniu. Komorowska potrafiła z kobiety szarej, borykającej się z codziennością, postawionej w sytuacji mało efektownej (musi wygrać codzienną pustkę i miłość, bóle żołądka i dramat porzuconej kobiety) wydobyć coś niepowtarzalnego, głęboko ludzkiego, nasycić każdy epizod swoją ekscytującą wieloma tonami osobowością. Ta świetna odtwórczyni kilku ról z filmów Zanussiego i Żebrowskiego ("Życie rodzinne", "Za ścianą", "Bilans kwartalny", "Ocalenie") oraz "Wesela" Wajdy raz jeszcze przypomniała się publiczności w znakomitej formie. Także Zbigniew Zapasiewicz, aktor reprezentujący rzadki dziś kunszt warsztatu, trafnie oddał cały proces psychicznego rozbicia bohatera. Mimo to odwrotnie niż w przypadku spektaklu reżyserowanego przez Wajdę, główną personą w tej wersji sztuki była bohaterka głęboko przeżywająca i niezwykle uczciwa w swoim stosunku do partnera.

Przykład "Dwojga na huśtawce", podobnie jak wiele tego typu manifestacji "małego realizmu", nie pozostawia większych złudzeń na temat dalszych perspektyw i możliwych odkryć na tej drodze. Szkoda zatem, aby całkowicie angażowali się w tym kierunku reżyserzy, po których spodziewamy się znacznie więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji