Artykuły

Antygona - portret zbiorowy

Poprzez Teatr Mały widzą swój teatr ogromny. No nie, to tylko gra słów i tym razem nie bardzo płodna. Fakty są takie: kończą w tym roku szkołę aktorską, magisterski dyplom zapewni im praca pisemna z historii teatru, będąca sprawdzianem humanistycznej dojrzałości. A rzemiosło aktorskie ocenią cztery dyplomowe pokazy, przygotowane pod okiem mistrzowskich reżyserów.

Pierwszą przeszkodę wzięli wysoko, o czym świadczą prasowe recenzje, z których jedna drukowana była na tych łamach. Sofoklesowa "Antygona" w śmiałej, nowoczesnej inscenizacji w warszawskim Teatrze Małym. W inscenizacji tyleż reżysera, Adama Hanuszkiewicza, co i ich samych, jako że zetknąwszy się z prawdziwym zawodowcem teatru nie ulegali pokusie tylko podpatrywania i uległej służebności. Wnieśli swój własny, tyleż skromny co odważny, wkład w postaci naturalnej i spontanicznej młodzieńczości, potrafili się zmierzyć z wizją teatru żywego, nasycając ją wieloma własnymi pomysłami, zaakceptowanymi przez reżysera. Z dnia na dzień, z próby na próbę uczestniczyli w zjawisku fascynującym, w przemianie spektaklu, w docieraniu się jego scenicznego kształtu, nie wolni od - w tym pięknym dziele - współuczestnictwa.

Wdzięczni są Hanuszkiewiczowi za to, iż pokazał im szkołę teatru, teatru ujętego wreszcie w kategoriach artystycznego zjawiska, a nie dydaktycznego ćwiczenia. Są jednak ładnie "szkolni", gdy nazwisko reżysera poprzedzają ciągle ,.pan", jakby nie był on instytucją, która grzeczności zwyczajowej nie wymaga, ale panem profesorem, stawiającym dwójki.

Nie wyczerpuje to zbiorowego portretu tych dziesięciu dziewcząt i dziesięciu chłopców z ostatniego roku PWST, jest co najwyżej rysem korzystnie ich charakteryzującym, ale czyż nie ma innych, które powiedziałyby o nich na początku drogi w życie dorosłe, w życie zawodowe, w sposób bardziej pełny - prawdziwiej. bo i nieco kontrowersyjnie.

Są oczywiście - czy jednak ich ciągłe powoływanie się w krótkiej z dziennikarzem rozmowie na atut ślepego losu, szczęścia - mówi o nich więcej? A może o bardziej obiektywnych zjawiskach? Nieodłącznych chyba od specyfiki zawodu. Kto uwielbia grę. musi się poddać jej - nie zawsze skodyfikowanym, często losowym - regułom. Dyplom nie daje patentu na profesjonalny sukces: poza bramą szkoły nie wyczekują stęsknieni za młodym narybkiem dyrektorzy z korzystnym engagement w ręku; kończąc szkołę trzeba myśleć o przyszłości po prostu - co los zdarzy.

Zgoda, pytani o teatry, w których chcieliby pracować, nie trzymają się stereotypowych opinii o wyższości teatrów stołecznych - wymieniają głośne sukcesy Kalisza, nie straszny im Lublin, Gdańsk i Koszalin, choć można się domyślać, iż chętnie widzieliby siebie wśród tych. których zechce zaangażować Hanuszkiewicz do Narodowego.

Zgoda, nie mają złudzeń co do swego emploi; szkolne przedstawienia, które oni widzą krytycznie jako niewinną zabawę, dla najbliższych raczej niż prawdziwy sprawdzian umiejętności. zdradziły im wszak, w jakim repertuarze i w jakich rolach wypadają najkorzystniej. Urodzone posępne tragiczki czy też obdarzone vis comica i wdzięczną urodą, domyślają się te dziewczęta tego, iż przez pierwsze lata przyjdzie im korzystać z naturalnego wdzięku i ,precz gnając ambicje, grać podrzędne role mizdrzących się subretek.

Zgoda, sami przyznają się do swoiście gorzkiej młodzieńczości, sugerując dzisiaj, iż nie mieli przed wstąpieniem do szkoły zbyt konkretnych wyobrażeń o zawodzie aktora i sztuce teatru - w co najmniej wierzę. Zapytani o to przed czterema laty zapewne by odpowiadali gładko, entuzjastycznie, zgodnie z modą lub przeciw niej. A dzisiaj, pozbawieni teoretycznych złudzeń, sprawdzeni na scenicznych deskach, są jak chyba nigdy przedtem otwarci, chłonni na objawienie i dopiero na progu własnych poszukiwań. Już tylko nie młodzieńczo entuzjastyczni. Jeśli kiedyś mieli swe wymarzone role do zagrania, dziś ich nie mają - nic chcą być najdoskonalszymi Hamletami ani najofiarniejszymi wobec zbrodni Ladys Macbet, Co los zdarzy - co zdarzy repertuar.

Zgoda, poza wszystkim jeszcze kokietują swą młodością, jakoś tak - bezbronnie - wyczekującą. Ale jednak łatwo się "zapalają", kiedy się trafia w podskórny nerw ich myśli, przeczuć, oczekiwań.

Nie chcąc być dla nich niesprawiedliwym, relacjonując ich swoisty chłód wewnętrzny, równie dobrze mogący być pozorem, ograniczę się do zacytowania wypowiedzi jednego z młodych aktorów. Tyle jest to marzenie, co i postawa: wobec sztuki aktorskiej, wobec roli wszelkich sztuk odtwórczych, korzystających z talentu aktora, wobec - wreszcie - rzeczywistości. Powiedział ów młody człowiek, iż marzy mu się film i rola w tym filmie, rzecz jasna, o człowieku prawdziwie współczesnym, pełnym, przeżywającym nasze, autentyczne nie skłamane problemy.

Adam Hanuszkiewicz - co o nich myśli? Grając w "Antygonie" na scenie Teatru Małego, wobec normalnej, nie koleżeńsko-rodzinnej widowni, są - nie stawiajmy dwuznacznego cudzysłowu - aktorami zawodowymi. Robią teatr prawdziwy.

- Trudno ukryć, mam do nich stosunek emocjonalny - była to pierwsza moja praca z ludźmi tak młodymi. Nie. Nie myślę, żeby należało ich zaraz na starcie oceniać, stosując przyjęte przez krytykę miary. Dziewczyny z natury są bardziej dojrzałe, a więc gotowe do wykonywania zawodu niemal już teraz. Mężczyźni startują wolniej i formują się jako aktorzy, dopiero gdzieś po trzydziestce.

Zrobili ten spektakl na miarę swoich możliwości i moich. Pyta pan, co dała im szkoła? Myślę, że ich nie zepsuła, nie zmanierowała, zachowała ,,ich samych", a to bardzo dużo. Oczywista zaś zaleta, która się ujawniła przy okazji tego spektaklu, to ich wykształcenie muzyczne. Trudną muzykę Małeckiego szybko opanowali i świetnie ją wykonują.

Rzemiosło aktorskie? Teatr rozpadł się na wiele skrajnych manifestacji, odbierających sobie prawo nawet do nazwy teatru. Więc nie można mówić dziś o rzemiośle w ogóle, istnieje ono w ścisłym powiązaniu ze stylem danego teatru. Możliwy jest zatem jeden tylko rodzaj kształcenia młodego aktora - elastyczny, wyrabiający w nim postawę otwartą na rozmaite propozycje charakteru pracy i gry. I myślę, że warszawska szkoła tak rozumie kształcenie swoich wychowanków.

Przygotowywałem to przedstawienie bez taryfy ulgowej, pracowałem z młodymi tak, jak pracuję z kolegami w teatrze. Sposoby były może nieco inne, ale nigdy nic wykraczały poza zasadę tej pracy nad przygotowaniem spektaklu i był to, szczerze mówiąc egzamin nie tylko dla nich, ale i dla mnie. I może bardziej niż reżyserski - aktorski właśnie. Jako próba odnowienia swego warsztatu. Jako próba wejścia z nimi w dialog tak, aby nie były widoczne różnice gry, które się zdarzyć mogły choćby dlatego, iż aktorstwa uczyłem się w innych czasach i na innym teatrze wykształciłem swoje rzemiosło. Trzeba było je tu przystosować do dość znacznie zmienionych warunków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji