Artykuły

Eksperyment z rdzą

RDZA - w spisie haseł encyklopedii - to "porowata, zwykle brunatna warstwa powstająca na wyrobach z żelaza i stali pod wpływem czynników korodujących".

Jak należy się chyba domyślać, tytuł drugiego z rzędu spektaklu premierowego w PIWNICY Starego Teatru (przy ul Sławkowskiej) Rdza jest przenośnią literacką. Rzecz dotyczy bowiem nie tyle zawartości scenariusza, opartego na tekście jednoaktówki Andrzeja Bursy "Zwierzęta hrabiego Cagliostro" z domieszką innych utworów zmarłego przed ćwierćwieczem autora również wtedy 25-letniego - ile, ogólnie mówiąc, pewnych objawów korozji charakterów ludzkich. Na tle przypowiastki macabre z okresu przed rewolucją francuską, gdy nobilitowany spryciarz Cagliostro zamienia swoich podwładnych, przy pomocy kuglarskich sztuczek, w zależne od jego woli kukły-zwierzęta. Bunt uwięzionych - w sprzyjających już okolicznościach późniejszego zrywu ludowego pod sztandarami "wolności równości braterstwa" - wyzwala z zaklętych w kukły istot - ich człowieczeństwo. Stwarza nadzieje wejścia w rzeczywistość, pozbawioną niszczących mocy kuglarzy starego porządku świata. Ale nadzieje okazują się płonne.

Trójka bohaterów tego minidramatu Bursy - Albandyn (buntownik wtłoczony przez Cagliostra do butelki), Bartłomiej (niby rozciągnięty na kole tortur monstrualny olbrzym o skarlałej duszy) i Katarzyna (naiwna w swej prostocie dziewczyna, w świadomości której nie zaniknęły jeszcze prawdziwie ludzkie odruchy) - dowiaduje się w chwili euforii rewolucyjnej, że ich pan i prześladowca zasiadł właśnie w nowych władzach Konwentu... Metaforyczna rdza, jaka przeżarła psychikę Albandyna i Bartłomieja, pozostawiając jedynie duszyczkę Katarzyny w stanie bezkorozyjnym - doprowadza do rozpadu grupkę zastraszonych więźniów Cagliostra. Kuglarstwo święci więc ponownie swój triumf, gdyż solidarność "zwierząt", zrodzona w klatce, celem wspólnego wyzwolenia się z pęt, doznaje okrutnego pęknięcia. Dawni uciskani, zatruci jadem deprawacji, wchodzą w rolę uciskających... samych siebie. Unicestwiają najpierw najkruchszego towarzysza niedoli, Katarzynę. A potem? Potem - można się spodziewać - wyrosną im na karkach głowy Cagliostrów..

Chciałoby się zauważyć, na marginesie (?) młodzieńczego utworu Bursy - pisanego w okresie "październikowym" - że temat rewolucji francuskiej często stwarza odskocznię do aktualizowania spraw współczesnych. Nawet - i mimo pewnych schematyzmów widzenia historii - występują tu nęcące próby uogólnień. Jeśli dotyczą one nie których mechanizmów popadania w "błędy i wypaczenia" na gruncie praktyk sprawowania władzy przez konkretne osoby zasłaniające się jak tarczą, pojęciem jedności ideologicznej z własnym autorytetem, wtedy demaskatorskie motywy sztuki zyskują znaczenie ponadczasowe. Spełniają funkcje moralnego, społecznego i politycznego dzwonka alarmowego. Natomiast wszelkie mrugania okiem i podteksty usiłujące sprawić wrażenie, jakoby kuglarstwo było immanentnie związane, lub wręcz pochodziło z prawideł działań rewolucyjnych ruchów ideowych, są najzwyklejszą demagogią.

RDZA, eksperymentalnie wystawioną w Piwnicy STAREGO TEATRU, zda się - z uwagi na czas jej realizacji - potwierdzać, zarówno ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem mnożenia się postaw konformistycznych w odniesieniu do przełomów dziejowych, jak i wątpliwości, wynikające z nazbyt znaczących przeniesień akcentów i klimatu jednej epoki (czy w ogóle lat) w drugą, współczesną. Zwłaszcza, że młody reżyser spektaklu a zarazem jego scenarzysta. Andrzej Dziuk (PWST) posłużył się bardzo dowolnym wyborem oraz doborem tekstów do swojej Rdzy. Nie napisanej w takiej formie, ani układzie przez Bursę W tym, jak głosi afisz: "szkicu scenicznym na podstawie Zwierząt hrabiego Cagliostro oraz fragmentów poezji i prozy Andrzeja Bursy" pogubiła się gdzieś zwarta struktura całości dramaturgicznej. Pojawił się na scenie literacki zlepek-dziwoląg, dość często prezentowany w wymiarach teatrzyków studenckich, gdzie materia treściowa (anegdotyczna) została pocięta i przemieszana z "dobudówkami", oderwanymi od zasadniczego trzonu sztuki i jej historycznych odniesień - co pozbawiło tę materię spójnego charakteru. Czyli wszelkich cech ostrości wypływających z jasnej wymowy, jaką odznacza się niewątpliwie drapieżna w narastaniu dramatyzmu sama jednoaktówka "Zwierząt"... Gdyby ktoś jej nie znał - a takich chyba wielu! - wówczas z trudnością przyszłoby mu połapać się w głównym wątku "przedstawienia". ". Warto przecież przypomnieć, iż w r. 1972 znakomite wręcz widowisko kukłowo-maskowe Bursy ("Hazard - Zwierzęta hrabiego Cagliostro") przygotowała Zofia Jaremowa w krakowskiej GROTESCE. Inscenizacja ta jak ulał. przylegała do intencji autorskich!

Domyślam się, że ambicje (na wyrost) reżysersko-literackie debiutanta zaciążyły nad budową scenariusza i koncepcją spektaklu. Rocznica śmierci poety, "październikowe" reminescencje (bo to istotny rys przedwcześnie przerwanej twórczości dopiero rozwijającego się pisarza, emocjonalnie związanego z tamtym odcinkiem niespokojnej przeszłości) oraz przysłowiowa już niemal ucieczka początkujących inscenizatorów od normalnego rzemiosła i warsztatu dramatycznego - spowodowały chęć popisu własną oryginalnością scenopisarską. Zamiast prostu zajęcia się twórczym (ergo i eksperymentalnym także) opracowaniem dramatycznego dorobku Bursy. Ile razy bowiem dochodził do głosu na scenie autor z nieretuszowanych "Zwierząt hrabiego Cagliostro", tylekroć spektakl przypominał, że faktyczne mamy do czynienia z teatrem.

Sam pomysł usytuowania "Zwierząt..." w piwnicy zasługuje na uznanie. Szkoda, że umowne oraz interesujące symbole plastyczne w tej scenerii, "kulawe" krzesła, szczudła Bartłomieja, czy groteskowy gorset Katarzyny i inne rozproszone rekwizyty, jak choćby piwniczne okno, podstawowy element "widzenia" świata na zewnątrz (w scenografii Zbyluta Grzywacza) nader skąpo i nikle poszerzały tło chaotycznie splątanej "akcji" - zbyt natarczywie za to (wraz z reżyserem) wzywały do snucia skojarzeń obok tekstu. Nic dziwnego, że w takim materii pomieszaniu, postacie widowiska - nazwane K. A, B - nie uzyskały pełniejszych konturów scenicznych, lecz ograniczyły swe działania do ról-znaków w kontrastowej tonacji: pianissimo i forte. Przy czym A. (Andrzej Hudziak) dwoił się tylko i troił, czyli miotał jak Piekarski z porzekadła na mękach w charakterze Bursowego Albandyna, zaś B. (Zbigniew Kosowski) dokonywał cudów karkołomnej ekwilibrystyki na szczudłach, jako niby Bartłomiej, podczas gdy K (Renata Kretówna) udawała Katarzynę, proste dziewczę zadręczone w końcu przez obu partnerów - śpiewając im, ładnie zresztą, strasznie smutne ballady. Ale z ich ogromnego, godnego podziwu wysiłku fizycznego niewiele wynikało, bo ze scenariusza - niczym z rozdętego ponad jego pojemność balonu - uchodziło powietrze. Tlenu starczyło jedynie na okrojone i prawie nieczytelne fragmenty "Zwierząt". Od czasu do czasu luki tlenowe wypełniała muzyka Witolda Szczurka, grana na trąbce przez Roberta Majewskiego i na kontrabasie - przez samego kompozytora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji