Artykuły

Kobiecość i hart

To był niezwykły seans filmowy. Z różnych przyczyn, a z tej przede wszystkim, że bohaterka "Podróży do zielonych cieni", siedząca przecież między nami na widowni, nie mogła siebie na ekranie zobaczyć - o filmie, którego bohaterką jest niewidoma aktorka Zofia Książek-Bregułowa pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Zofia Książek-Bregułowa, niewidoma aktorka i poetka, pracowała z ekipą Alicji Schatton - scenarzystki i reżyserki obrazu - ponad rok. Ten rok okazał się silnym przeżyciem dla obydwu stron. Filmowcy weszli w świat, który człowiekowi widzącemu trudno sobie nawet wyobrazić. Pani Zofia zaś, choć w czasie realizacji nachodziły ją rozmaite wątpliwości, poczuła chyba, że udziałem w tej "Podróży..." pozostawia po sobie ślad. Mówi o tym w którymś momencie filmu, choć bardziej ma wtedy na myśli wiersze niż zapis swojego filmowego monologu.

Największym atutem filmu Alicji Schatton jest to, że czegoś w nim... nie ma. A nie ma niemądrej litości i nachalnego przekonywania widza, że mamy oto do czynienia z prawdziwą bohaterką, której życie może być nie tylko przykładem hartu, ale i optymizmu.

Te oczywiste cechy charakteru pani Zofia, która straciła wzrok w powstaniu warszawskim tuż po ukończeniu konspiracyjnych studiów aktorskich, wypływają po prostu z jej słów i reakcji. Film niemal w całości powstał w mieszkaniu Zofii Książek-Bregułowej w bloku w śródmieściu Katowic. To jedyna przestrzeń, która nie stawia aktorce oporu i w której nie musi liczyć kroków pomiędzy sprzętami. Tak jak liczyła je grając niegdyś na scenie teatru w Opolu, którego dyrekcja zaangażowała ją nie bacząc na kalectwo.

"Podróż do zielonych cieni" składa się z dwóch, przeplatających się wątków. Jednym z nich jest monolog bohaterki, zawsze na tej samej kanapie, choć w różnych porach dnia i roku. Wspomnienia, komentarze do współczesności, którą zna głównie z radia, żarty, czasem zniecierpliwienie - nic z kreacji, samo życie.

Drugi wątek to zapis codziennych zajęć pani Zofii - przyjmowanie gości i przyjaciół, podlewanie kwiatów na balkonie, ćwiczenia gimnastyczne i dykcyjne, pani Zofia wciąż bowiem występuje i utrzymują swój głos w nienagannej kondycji. Zbicie trudnej codzienności ze wspomnieniami, równie często bolesnymi co radosnymi, najmocniej pokazuje heroizm artystki, która chciała być heroiną na scenie, a musiała nią być w życiu... Dlatego takie wrażenie robią fragmenty "Podróży...", w których aktorka nie kryje, że czasem dopada ją samotność, a wspomnienia ciążą jak klątwa.

Jedyne co można filmowi zarzucić to to, że czasem szwankuje montaż, a dla osób nieznających życiorysu Zofii Książek-Bregułowej niektóre wydarzenia nie będą układać się w logiczną całość. Przede wszystkim brakuje króciutkiej bodaj informacji o jej losach po powstaniu, wyjeździe do Anglii i powrocie do Polski. Nie zmienia to faktu, że powstał film ogromnie prawdziwy, który można zresztą czytać na różne sposoby - także jako opowieść o nieprzemijającej, wspaniałej kobiecości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji