Artykuły

Uliczna sztuka bez biletu

"Makbeta" powinno się grać w stołówkach. Ale tak, żeby ludzie przestali jeść - powiedział brytyjski aktor Keneth Branagh, który gra do dzisiaj Szekspira w restauracjach. W weekend o sile tych słów mogli przekonać się warszawiacy. Festiwal Sztuka Ulicy zahipnotyzował setki ludzi - piszą Katarzyna Zacharska i Edyta Błaszczak w Metrze.

Na wąskim peronie Dworca Centralnego spektakl grupy Bretoncaffe "Topinambur" obejrzało blisko 200 osób. Na Rynku Nowego Miasta Teatr Snów zgromadził co najmniej 400 osób, tłum stał pod Pałacem Kultury na "Aleksandrii" Teatru Usta Usta Republika.

W czasie sezonu teatralnego w stolicy bilety wyprzedawane są na pniu, często trzeba je rezerwować z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Odbywająca się w weekend Sztuka Ulicy potwierdziła, że amatorów teatru w stolicy nie brakuje. Atmosfera nie odbiegała od tej, która towarzyszy spektaklom granym w teatrze. Skupienia widzów nie rozpraszały przejeżdżające samochody i uliczny gwar. Ktoś coś skomentował, ktoś odszedł, a ktoś przykucnął, żeby lepiej widzieć i poczuć zapach palonego przez aktorów kadzidła.

A tylko prywatny Teatr Polonia umie z tego wyciągnąć wnioski. Przez całe wakacje wystawia swoje spektakle na Placu Konstytucji. Bez kolejek, rezerwacji, bez biletów.

Bez biletów na ulicy

Sztuki wystawiane na ulicy wydają się być dobrym rozwiązaniem w mieście, w którym wciąż przybywa mieszkańców, a ostatni publiczny teatr wybudowano ponad 30 lat temu. Ale to nie jest takie proste, bo od aktorów wymaga się kreatywności i odwagi do spotkania z widzem twarzą w twarz. Teatry zamknięte w murach są skostniałe, a aktorom zatrudnionym na etatach nie chce się robić więcej niż wymaga od nich umowa o pracę. Żeby przenieść sztukę na ulicę trzeba się zbuntować. Tak jak zbuntowali się aktorzy teatru Woskresinnia z Ukrainy i dali ukraińskiej publiczności nieznane dotąd tam sztuki Strindberga, Pirandella i Karola Wojtyły w ich własnym, ukraińskim języku.

Potem sięgnęli po repertuar uliczny. Teraz grają w języku zrozumiałym dla wszystkich. Bez słow. Ich Wiśniowy Sad na podstawie Czechowa można było zobaczyć w sobotę przed Pałacem Kultury.

- Występ na ulicy wymaga od aktora przygotowania i wszechstronności. Tu widz nie płaci za bilet, nie trzyma go ciepły fotel. Może odejść w każdej chwili. Niedoskonałości nie można przykryć efektem. Ale w zamian jest się bliżej człowieka, bliżej emocji - mówi Krzysztof Dubiel z Teatru Woskresinnia.

Za każdym razem inaczej

To, co najbardziej kręci artystów grających na ulicy, to jej nieprzewidywalność. Reakcje nieprzygotowanej, często przypadkowej publiczności, załamania pogody. Jednym słowem brak asekuracji. Poza tym przecież każda przestrzeń jest inna i za każdym razem inaczej opowiada się tę samą historię. Niektóre miejsca sa mniej przyjazne niż inne. W "Wiśniowym sadzie" światło gra bardzo ważną role, ale nie udało się wyłączyć świateł na fasadzie pałacu Kultury.

Nie udało się też zmienić godzin odjeżdżających pociągów. Ale artyści z Bretoncaffe, którzy swój spektakl wystawiali na jednym z peronów Dworca Centralnego, nawet tego nie próbowali. Ich spektakl mówiący o podróży i czekaniu był dedykowany wszystkim podróżnym i mieszkańcom dworca. Aktorzy poruszali się w rytmie przejeżdżających pociągów. Ich taniec przyspieszał i spowalniał stukot kół. Wśród publiczności nie było raczej przypadkowych osób. To co działo się na peronie, stało się na chwilę częścią dworcowego życia. Pewnie dlatego pani zapowiadająca pociągi mówiła przez głośnik z ładniejszą dykcją i modulowała głos.

Sztuka ulicy bywa inspirująca. Grupa młodych ludzi skrzyknęła się na jednym z internetowych portali. W zakrwawionych koszulach i z pomalowanymi twarzami przemaszerowała przez warszawską Starówkę tworząc Zombie Walk.

Aneta Kaproń, 33-letnia nauczycielka, prowadzi szkołę językową

Jak się Pani podobał spektakl Bretoncaffe na Dworcu Centralnym, czy taki teatr do Pani przemawia?

Ja co prawda nic z tego z tańca nie rozumiem, ale bardzo mnie to porusza. Zazwyczaj chodzę do teatru na spektakle operowe i na bardzo standardowe sztuki, nie ryzykuję nigdy. To jest dla mnie świetna, darmowa okazja, żeby spróbować czegoś innego, z czym na co dzień nie mam kontaktu. Na przykład z tym, że aktor za chwilę wtopi się w tłum i że go nie rozpoznam. Dla mnie to jest też fantastyczna rzecz także z tego względu, że jest tak inna od tego, do czego przywykłam.

Majka, studentka kulturoznawstwa i jej chłopak

Czy teatr ulicy, taki jak ten grany tu na rynku Nowego Miasta, ma szansę zastąpić teatr instytucjonalny?

Nie sądzę, żeby wszystkie spektakle, które ogląda się w sezonie można było wystawiać na ulicy. Po prostu nie wszystkie się do tego nadają. Wystarczy zobaczyć ile osób tutaj przyszło i ile mogą w ciągu jednego wieczoru zobaczyć. Nie sądzę, żeby zwykły teatr mógł spełnić taką misję, jaką pełni teatr na ulicy. I nie chodzi tu o edukację, ale o oswojenie ludzi i wciągnięcie ich w inny świat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji