Artykuły

Szczecin. Marius Manea z Rumunii wygrał Turniej Tenorów

W sobotni wieczór pokonał 12 przeciwników.

XI Wielki Turniej Tenorów udanie zainaugurował letni sezon operowy w Szczecinie. W sobotni wieczór dziedziniec Zamku Książąt Pomorskich wypełnił się po brzegi. Magiczną atmosferę stworzyło 13 tenorów, którzy wyśpiewali arie i serenady z najpiękniejszych oper i operetek. Śpiewakom towarzyszyła orkiestra Opery na Zamku, którą pokierował Warcisław Kunc.

- Rok temu byliśmy urzeczeni. To przepiękny wieczór ze wspaniałą muzyką i wykonaniem - mówi Włodzimierz Pieprzyk, który wraz z żoną przyjechał specjalnie na turniej z Kołobrzegu. - Wybraliśmy się jak na piknik. Wzięliśmy kocyk, płaszcze przeciwdeszczowe, wodę, kanapki i termos z kawą. Do domu wrócimy pewnie koło trzeciej w nocy.

W wieczornym konkursie rozgrywanym w konwencji turnieju rycerskiego wzięli udział śpiewacy z Polski, Rumunii, Włoch, Bułgarii, Ukrainy, a nawet Kolumbii. Tenorzy rywalizowali między sobą o głosy publiczności. Każdy z widzów otrzymał różę, którą na koniec wręczał swojemu faworytowi. Spośród przybyłych na koncert pań każdy tenor wybierał swoją damę serca, do której kierował serenadę.

Rywalizacja była bardzo wyrównana. Publiczności najbardziej podobał się śpiew tenorów rumuńskich: Mariusa Manei[na zdjęciu] i Vlada Mirity oraz Włocha Fabio Buonocore. Jego wykonanie popularnej arii "Con te Partiro" Francesco Sartoriego porwało publiczność. Także pozostali tenorzy wyszli posłuchać Włocha na zamkowy balkon.

Głosowanie rozpoczęło się o północy. Widzowie podchodzili do dwórek, które trzymały kosze i wrzucali do nich róże.

- Zapraszam do dwunastki! To Marius Manea z Rumunii - krzyczała jedna z dwórek.

- Manea miał wspaniałą skalę głosu i dykcję. Jestem pod wrażeniem jego śpiewu i właśnie jemu oddam swój głos - mówiła Krystyna Podwójci.

Manea, który wyśpiewał arie z opery "Luiza Miller" Verdiego i "La Tabernera Del Puerto" Sorozabala, ostatecznie zwyciężył. Rumun otrzymał 415 z 2 tys. róż, które rozdali organizatorzy. W nagrodę dostał 7 tys. zł, perłową kolię oraz replikę XIV-wiecznego miecza. Rumuński tenor okazał się także faworytem orkiestry. W dowód uznania otrzymał od szczecińskich muzyków koszulkę z autografami. Wicemarszałek Drożdż pasował go na Rycerza Śpiewu. Śpiewak musiał przyrzec, że nie będzie uczestniczył w tandetnych przedstawieniach i będzie bronić czystości muzyki.

Mówi Marius Manea

Mikołaj Radomski: Które to zwycięstwo w pana karierze?

Marius Manea: Dopiero drugie i dlatego takie cenne. Pierwszy raz wygrałem w mojej ojczyźnie przed dwoma laty. Rok temu zostałem zaproszony do Szczecina. Wtedy zająłem drugie miejsce. Przed rokiem również wygrał Rumun, mój kolega Teodor Ilincai.

Co takiego ma pan, że zdobył serca większości dam na widowni?

- Przede wszystkim mam głos. Wydaje mi się, że mój głos jest pełen światła. Dużo jest w nim słońca. Ale liczy się także gra na scenie. Gdy wchodziłem, by wykonać drugi utwór, potknąłem się na schodach i prawie upadłem. Otrzymałem wielkie oklaski. Może to też mi pomogło.

Jaki jest pana ulubiony repertuar?

- Najbardziej cenię sobie opery Pucciniego: "La Boheme" i "Toscę". Lubię także jazz i muzykę popularną. Moimi mistrzami śpiewu są Placido Domingo i mniej znany szwedzki śpiewak Jussi Bjorling.

Długo trenował pan przed konkursem?

- Nie miałem specjalnie za wiele czasu, ale ćwiczę codziennie po trzy godziny.

Czy szczecińska publiczność będzie mogła pana słuchać za rok?

- Bardzo chętnie przyjadę, o ile dostanę zaproszenie od organizatorów.

Not. mur

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji